Portal nr 1 w powiecie bolesławieckim
REKLAMA 1,5% podatku dla Klekusiowo
BolecFORUM Nowy temat

Cud na Walentynki

(J. Bolesławiecki)


Chcieć kochać i nie doznawać cierpienia
to jakby chcieć latać nie odrywając się od Ziemi


Tego dnia po długim spacerze zapragnąłem napić się dobrej kawy i dlatego wybrałem się do restauracji na obrzeżach Bolesławca. Tej o pięknym starodawnym wnętrzu.
Wystrój wskazywał na to, że zbliżają się Walentynki - Święto Zakochanych. Usiadłem i zamówiłem kawę - o dziwo podano mi ją w filiżance z bolesławieckiej ceramiki.

Nagle podszedł do mnie nieznany mi mężczyna i przestawiając się zapytał:
- Czy Pan nazywa się J. Bolesławiecki? –
- Tak - odpowiedziałem twierdząco z wielkim zdziwieniem.
- A jak pan mnie rozpoznał? Skąd Pan mnie zna?
- Niech to będzie moją tajemnicą – odpowiedział gość.

Zaproponowałem mu kawę.
- Chętnie, panie Bolesławiecki. Czytałem na Bolec.info pana felietony dlatego chciałem Panu opowiedzieć to, co mnie w moim życiu, tu w Bolesławcu, spotkało.

Oto historia gościa:

- Kilka lat temu spotkałem Bolesławcu wspaniałą kobietę. Duże piękne zielone oczy, mały delikatny nosek, wyrażne uśmiechnięte usta, długie lekko wijące się blond włosy, brzoskwiniowa karnacja skóry, jędrne duże piersi, jest niewysoka ale jej ciało ma zachowane wszystkie proporcje z widocznymi biodrami i małym brzuszkiem. Ma delikatne ręce i maleńkie paluszki, którymi często delikatnie dotykała moje ciało. Jej cudowna, radująca się buzia rozpromieniona tajemniczym uśmiechem jak kwiat kwitnącej róży.

Słuchałem tego opisu z wielkim zaciekawieniem i zazdrością, że Marek potrafił być tak spostrzegawczy i tak doskonale i ze szczegółami opisać swoją ukochaną osobę.

- Moja kobieta jest bardzo wrażliwa na krzywdę innych ludzi, zawsze dobra i tolerancyjna. Pragnąca i łaknąca wiedzy - mówił w podnieceniu. Zakochałem się od pierwszego wejrzenia a tkliwość i namiętność z jej strony potęgowała moje pożądanie i rozkosz, każde spotkanie z nią to prawdziwa radość, miłość i rozpamiętanie. Zauważyłem w jego oczach łzy i szlochanie w jego głosie.

- Co się stało wydarzyło, powiedz!

- Kochaliśmy się prawdziwą miłością, byliśmy szczęśliwi. Na kilka dni przed moim wyjazdem do Anglii Paulina zachorowała, skierowano ją na badania do Odziału Zakażnego w Bolesławcu i natychmiast kazano jej zostać w szpitalu. Po konsultacji z ordynatorem zdecydowałem się pojechać na delegację, której nie mogłem przełożyć. Po przyjeździe do Londynu skomunikowałem się ze szpitalem i dowiedziałem się, że żółtaczka przebiega jednak bardzo ostro i stan zdrowia pogarsza się z dnia na dzień. Dostawała serie bolesnych zastrzyków, a kroplówka lała się bez przerwy całymi dniami. Nie pomagały sterydy, a zażywanie ich wzmagało i potęgowało bóle wątroby i brzucha. Po kilku dniach zdecydowałem się na powrót do Bolesławca. Po przyjeździe natychmiast pojechałem do szpitala i zobaczyłem, że moja dziewczyna jest kompletnie załamana i niezdolna do walki z chorobą. Oczy mocno podkrążone były zalane żółcią, twarz, usta, całe ciało przybrały kolor niemal brunatny, na jej delikatnych rękach widoczne krwiaki po zastrzykach i mocno nabrzmiałe żyły. Była kompletnie rozbita psychiczne i słaba do nieprzytomności. Lekarz ordynator, który dniami i nocami opiekował się Pauliną powiedział mi, że nie wie jak jej pomóc, ponieważ jej organizm nie reaguje na żadne lekarstwa i terapię. Bałem się o jej życie!

Był dzień św. Walentego. Spotkanie z nią rozpocząłem od wręczenia jej wielkiego walentynkowego serca z napisem "I love you". "Bez Ciebie nie mogę żyć!" - dopisałem po polsku. Kartę tę kupiłem w Londynie po namowie jednego Anglika, który powiedział mi, że te kartki i wierszyki na Walentynki mają specjalną moc. Wręczając kartkę i nie zważając na to, że choroba jest zakaźna objąłem ją i pocałowałem jej usta wypowiadając słowa: Kocham Cię! Kocham Cię z całej siły! Kocham Cię całym sercem! Paulina cichuteńko odpowiedziała - "Kocham Cię Marku!". Moja najdroższa, najukochańsza - św. Walenty pomoże Ci przezwyciężyć Twoją chorobę – nie mogłem zatrzymać łez.

W oczach jej zobaczyłem jednak iskierkę nadziei. "Będę się bronić! Nie dam się zdradzieckiej chorobie! Mam dla kogo żyć!" - niemal krzyknęła. "Będę modlić się do św. Walentego, on na pewno mi pomoże." – cichutko szepnęła.

Uwierzyła w jego siłę i moc!

I nagle stał się prawdziwy cud - choroba po kilku dniach zaczęła się cofać. Oczy Pauliny z dnia na dzień zmieniały swój kolor, uśmiech i radość wracała na jej twarzy a wiara i nadzieja powodowały, że czuła się coraz lepiej. Po kilku tygodniach opuściła szpital, a dalszą rehabilitację przeszła w sanatorium. Po jakimś czasie pojechaliśmy do Jasnej Góry i Rzymu, aby podziękować za przywrócenie jej życia. Od tego czasu dzień 14 lutego jest dla nas najważniejszym dniem w roku. A kartkę walentynkową umieściliśmy w widocznym miejscu i jest ona dla nas swego rodzaju talizmanem chroniącym nas od nieszczęść i chorób. 14. lutego piszemy do siebie nowe kartki, wierszyki i wyznajemy sobie miłość w imieniu św. Walentego. Chcielibyśmy, aby wszyscy przyłączyli się do nas i wyznawali w tym dniu swoim najbliższym, zakochanym i przyjaciołom miłość i przywiązanie.

Troszkę radości i nadziei nam przecież w tych czasach bardzo ale to bardzo potrzeba - mówił Marek.
Jesteśmy teraz razem i żyje nam się wspaniale - mówił z dumą. Czy chciałby Pan poznać moją Paulinkę?

- Z wielką przyjemnością panie Marku - a wzruszenie moje nie miało końca.

J. Bolesławiecki

PS. Wszystkim, którzy przeczytali tą historię na Walentynki dedykuję za poetą taki oto wierszyk:

Kochać wiosenną radościom,
Kochać upojonym latem,
Kochać jesienną zadumą,
I zimą gdy rządzi światem

Posyłać miłość w kwiatach
Promieniom słońca ją powierzyć,
Na liściach jesiennych zapisać
Płatkami śniegu odmierzyć

Dać wszystkim ludziom co piękne
Co niesie radość i spokój
Rozdawać miłość garściami
Przez wszystkie pory roku.



REKLAMAEfekt-Okna zaprasza