Portal nr 1 w powiecie bolesławieckim
REKLAMA Villaro zaprasza
BolecFORUM Nowy temat

Śmigus Dyngus, czyli oblewanie wodą do suchej nitki

(J. Bolesławiecki)

MOTTO

Śmigus Dyngus! na uciechę
Z kubła wodę lej ze śmiechem
Jak nie z kubła to ze dzbana
Śmigus Dyngus, lej od rana.

(autor nieznany)


Śmigus Dyngus, czyli oblewanie wodą do suchej nitki

Święta Wielkanocne tuż, tuż. Pijąc kawę Kubka Bolecnauty wykonanego z ceramiki bolesławieckiej, w przerwie sprzątania mieszkania i robionych zwyczajowo nadmiernych zakupów, przypomniał mi się lany poniedziałek, który przeżyłem razem z moją żoną i przyjaciółmi kilka ładnych lat temu.

Jedziemy na święta w tym roku do Twojej mamy - głośno oznajmiła małżonka, trzy dni przed Świętami Wielkanocnymi. Miałem wtedy Fiata 126p, potocznie zwanego „maluchem”. Nie paliłem się zbytnio do jazdy 500 km tym pojazdem, zważywszy, że musieliśmy jechać w czwórkę, ale cóż było robić. Rozkaz to rozkaz.

W Wielki Piątek o 6 00 rano wyruszyliśmy w podróż. Dodatkowo załadowaliśmy samochodzik dużymi porcjami żywności i sporą ilością ubrań. Najpierw autostradą tzw. tarką prawie 170 km. Lepiej było jechać lewą stroną bo mniej rzucało niż prawą, która była całkiem wybita i maluch jechał jak hulajnoga po drodze brukowej. Szybko przejechaliśmy ten odcinek - jakieś trzy godziny. Musiałem zrobić postój, po zjechaniu z autostrady, bo od przenoszonych drgań troszkę bolały mnie ręce.

Potem ogromna ulga - droga asfaltowa to przez 360 km. Po 12,5 godzinach podróży dotarliśmy na miejsce. Mama i rodzina była wniebowzięta, przyjechały przecież dzieci z zachodu. Moje dzieci mogły także pobiegać i rozprostować nogi. Kiedy rozmawialiśmy o naszej podróży dowiedzieliśmy się, że w pierwszy dzień Świąt jesteśmy zaproszeni na wesele mojej koleżanki z ławy szkolnej. Nie sposób było odmówić.
Ślub odbył się Urzędzie Stanu Cywilnego i miejscowym Kościele w godzinach popołudniowych. Po przeżyciach oficjalnych, rozpoczęło się tradycyjne kieleckie wesele z przyśpiewkami i oczepinami Wiejska orkiestra grała wspaniale a starosta i starościna raczyli nas mocniejszymi napojami i znakomitym humorem. Byliśmy zachwyceni, bardzo rozbawieni i zadowoleni. Wreszcie przyszła feralna godzina 24. Przypomniałem sobie, że rozpoczął się Lany Poniedziałek. Pomyślałem sobie - ja będę pierwszy, który poleje gości wodą. Wziąłem więc do ręki małą butelkę wody mineralnej, nalałem troszkę wody na rękę, wstałem i lejąc jak kropidłem na gości głośno mówiłem Śmigus Dyngus, Śmigus Dyngus, Śmigus Dyngus!
Nigdy nie można jednak przewidzieć, co może się stać później.
Inni natychmiast podchwycili i rozpoczęli prawdziwe lanie wodą, najpierw szklankami, potem już wiadrami. Wszyscy byli mokrzy i bardzo zawzięci. Panna młoda i jej suknia całkowicie mokra, Pan młody także mokry, chociaż schował się pod stołem.
Inni uciekali gdzie tylko mogli, ale nic nie pomogło. Pozostali podchmieleni goście lali wodą bez opamiętania.
Ktoś wreszcie wpadł na pomysł i zakręcił wodę. Nic to jednak nie pomogło. Goście znaleźli studnie i rzekę. Sala balowa już nie istniała, jedzenie pływało w wodzie. Koniec wesela nastąpił dość szybko. Wszyscy lali i krzyczeli: Lany Poniedziałek! Śmigus Dyngus!

Na drugi dzień przepraszałem młodych za zaistniałą sytuację. Usłyszałem jedno: - Tradycja jest tradycją, a takie wesele zawsze będziemy pamiętali – mówili. - Na poprawinach sobie odbijemy wszystko.
Byli bardzo szczęśliwi. Niedawno znów się z nimi widziałem. Mówili mi, że od wesela, w Lany Poniedziałek nigdy nie żałują zimnej wody.

J. Bolesławiecki

PS. Ja już szykuję się na kolejne lanie.