Portal nr 1 w powiecie bolesławieckim
REKLAMAEfekt-Okna zaprasza
BolecFORUM Nowy temat

Ja sem tylko pytał

(J. Bolesławiecki)

MOTTO

Jak kdo zasej, tak take sklidi.

(przysłowie)


Ja sem tylko pytał

Byliśmy na „Piachach” w Bolesławcu, leżeliśmy leniwie i nie w głowie nam była kawa z nowego Kubka Bolecnauty wykonanego z bolesławieckiej ceramiki.
Słońce prażyło niemiłosiernie, chłodziliśmy się w zimną wodą żwirowni, a obok nas mnóstwo innych „plażowiczów”. Jedni pili chłodzone piwko, inni wodę mineralną, a jeszcze inni leżeli bez ruchu, na piasku, spalając swoją czerwoną od słońca skórę. Byli oczywiście i tacy, którzy pływali „żabką”, „motylkiem”, na grzbiecie czy kraulem i po włosku, czyli jedną nogą po piasku. Mnóstwo ludzi, ale woda im bliżej brzegu tym bardziej jest „tłusta”. Samo życie…

Nie lepiej było też na basenach - setki ludzi. To efekt tego, że Prezydent Roman obniżył ceny wejściówek - mówi Zbychu - ale tam woda jest gęsta jak zupa.
- Zupa zupą, ale jest bezpieczniej. Są ratownicy i trudniej się utopić. A, że woda jest gęsta to lepiej, bo lżej się pływa – odpowiadam..

A tu na „Piachach”... nasz sąsiad Zbychu pijąc czeskie bezalkoholowe piwko i paląc „elektronicznego papieroska”, był wesoły i uśmiechnięty i opowiadał przeróżne historyjki. Jakie olbrzymie ryby łapał, jak kupował piwko…

- Wiecie jak to było z zakupami w Czechach? - zapytał i nie czekając na odpowiedź zaczął opowiadać:

Kilka ładnych lat temu, kiedy alkohol był dużo droższy, pojechaliśmy z moim kumplem, do Czech, na przejście dla pieszych w Leśnej, zaopatrzyć się w alkohol na pierwszą komunię mojej córki – mówił.
Przypomnijcie sobie... Wtedy, na weselach i innych przyjęciach „królowała” wódka kupiona w Czechach – podkreślił.
Pojechaliśmy „feralnego” dnia razem, aby kupić więcej napojów. Już wtedy mimo, że nie byliśmy w Unii Europejskiej, wystarczył dowód osobisty do przejścia granicy z Czechami i po 50m spacerowania, byliśmy w „sklepach” - bardzo dobrze zaopatrzonych w różnego rodzaju napoje wyskokowe. Płaciło się czeskimi koronami lub polskimi złotówkami. Wysokoprocentowe napoje alkoholowe i piwo były niemal o połowę tańsze niż w Polsce.

To raj! - mówili niektórzy i trudnili się przenoszeniem gorzałki.

Do końca nie było jednak tak dobrze,ponieważ był limit – przez granicę można było legalnie przenieść nie więcej niż dwie butelki mocnego alkoholu i 10 piw.

Kupujemy więc, zgodnie z prawem, po dużej butelce litrowej czystej i napoleonie oraz po 10 „złotych bażantów” (to nie drób, to nazwa czeskiego piwa).
Z pełnymi reklamówkami, wracamy do samochodu.
Nagle, wychodzi czeski celnik, zatrzymuje nas i pyta w czesko-polskim języku „Najit to co se kupiliście?”
Otwieram torbę i pokazuję co kupiłem.
W tym momencie urywają się „uszy” reklamówki, spada ona na chodnik, trzask szkła i mnóstwo piany. Rozbiły się butelki z piwem i wódką. Rozpacz. Wokół nas niemal metrowa piana piwna.

Coś ty zrobił? - krzyknąłem do celnika.

Ja sem tylko pytał – odpowiedział łamanym polsko-czeskim językiem wystraszony celnik i schował się do budki.

Nie mówiąc już nic więcej, śmiejąc się głośno, wzięliśmy reklamówkę z piwną pianą, rozbitymi butelkami i szybko poszliśmy do samochodu stojącego po drugiej stronie granicy.

Na parkingu okazało się, że zbiła się tylko jedna butelka „złotego bażanta”, więc straty żadne. Tylko pytanie czeskiego celnika pozostało w naszej pamięci do dzisiaj: „Ja sem tylko pytał?”.

Pewnie dlatego, że nie sprawdziło się tym razem, znane polskie przysłowie „Kto pyta, nie błądzi”.


J. Bolesławiecki

PS. A tak swoją drogą jestem ciekaw, czy macie podobne doświadczenia w handlu z naszymi sąsiadami, niekoniecznie tymi najbliższymi?



REKLAMA Villaro zaprasza