Portal nr 1 w powiecie bolesławieckim
REKLAMAMrowka zaprasza
BolecFORUM Nowy temat

Smak i niesmak

(Bernard Łętowski)

    Z jednej strony odnoszę wrażenie, że nasze życie publiczne wreszcie zaczyna funkcjonować według jakichś cywilizowanych norm, a z drugiej nasi lokalni prominenci cały czas przekonują mnie, że jednak słomy przy zmianie mokasynów na gino rossi za 200 zetów nie wyrzucili.


    Robię mały wywiad z nowo wybranym prezesem funduszu poręczeń kredytowych. Gość jest wybranym w konkursie prezesem nowej miejskiej spółki, będzie dowodził instytucją, której kapitał założycielski wynosi pięćset tysięcy złotych. Wiem, że facet nie jest w żaden sposób powiązany z bolesławiecką polityką, z jakąkolwiek polityką. Wiem, że nie pomagał zabawiać gości na bankietach BTG, nie wymyślał kampanii wyborczej Piotra Romana a o kręglarstwie klasycznym wie mniej ode mnie. Do tego jest fachowcem. Kiedy dowiedziałem się, że to on będzie prezesem funduszu, szczęka mi opadła. Pomyślałem sobie wówczas: Więc jednak to jest u nas w Bolesławcu możliwe, niezależny fachowiec może wygrać konkurs na szefa samorządowej instytucji. Taki przyjemny pozytywny szok.

    Ostatni taki pozytywny szok przeżyłem chyba wtedy, gdy pan Marian Kowalczyk został prezesem Towarzystwa Budownictwa Społecznego. Dawno to było. Gdy pan Kowlaczyk odchodził niedawno „ze względu na stan zdrowia” i przyszła jego następczyni, już takiego pozytywnego szoku nie było. Trudno mi było myśleć o tym, że mieszkamy w mieście o cywilizowanym samorządzie, kiedy bazgrałem na murze sprayem: „Tą wspólnotą TBS zarządzać będzie po moim trupie”.

Ale zdarzył się po drodze ten dodający otuchy wywiad z prezesem funduszu i już prawie mieszkałem w cywilizowanym mieście w poczuciu pewnego komfortu psychicznego, już myślałem, że nasze życie publiczne dojrzewa...

     Niestety, drugi już raz wpadł mi w ręce faks wysłany z biura powiatowego SLD, w którym przewodniczący powiatowych struktur tej (zresztą kilka lat temu i mojej) partii, oświadcza posłowi SLD Michałowi Turkiewiczowi, że nie życzy sobie, aby poseł przybywał na organizowane w naszym mieście spotkanie z szefem MON, Jerzym Szmajdzińskim. Czemu szef lokalnego SLD nie chce posła swojej partii w Bolesławcu? Czemu wysyła zwykłym faksem taki komunikat?

    O Turkiewiczu pisałem niegdyś obszerny materiał, do którego zebrałem dość materiału, aby tekst nie budził zastrzeżeń mojego wymagającego naczelnego. Turkiewicz startujący do parlamentu kojarzył mi się z lokalnym, nieociosanym, działaczem SLD. Dzisiaj Turkiewicz ma świetną opinię, pomaga biednym dzieciom, organizacjom charytatywnym i wcale nie stara się o to, aby być człowiekiem kojarzonym z SLD. Być może to tylko propaganda i autokreacja, ale gdy słuchałem matki chłopca bez rączek, dla której Turkiewicz był kawałkiem wiary w dobre, mechaniczne protezy syna, to jakoś nie analizowałem zdolności autopromocyjnych posła.

    Turkiewicz jednak, co jest solą w oku partyjnych towarzyszy, pomaga również samorządowcom bez względu na to, z jakiej opcji ci samorządowcy pochodzą. Podobno właśnie stąd złość Kazimierzów Sasów na Turkiewicza, że zamiast tylko swoim, pomaga również tym, którym należy utrudniać, którym z całom siłom i z całom mocom należy wstręty czynić. Turkiewicz jako lekceważony przez bolesławieckie SLD kandydat do parlamentu, pokazał w wyborach kolegom gdzie raki zimują. Podobno i tamta gorycz może być jednym z motywów głupiego faksu. Tego, co mi na temat owych tarć powiedział wypraszany poseł powtórzyć tu nie mogę, bo rozmowa nasza była prywatna, przypadkowa i na stacji paliw. Bezołowiowa 95 była po 3,75... To już historia, taka jak ten głupi faks. Historia, taka jak autor faksu w roli bolesławieckiego polityka.



Bernard Łętowski
[email protected]

REKLAMA Villaro zaprasza
REKLAMA Villaro zaprasza