Przed wojną w większości wiosek naszego regionu katolicy byli mniejszością, w niektórych wioskach reprezentowaną przez zaledwie jedną, dwie rodziny. Gdy od 1945 roku zaczęli się tam osiedlać Polacy, wielu z nich nagle odkrywało, że najbliższy kościół znajduje się dobrych kilka kilometrów od ich nowych miejsc zamieszkania. Jakby tego było mało, dramatycznie brakowało księży, bo na przykład w okolicach Kraszowic w pierwszych powojennych latach posługę musiał samotnie pełnić proboszcz Włodzic Wielkich - ks. Jan Czyczuła. Księdza mówiącego po polsku brakowało nawet w Nowogrodźcu, gdzie aż do 1947 roku musiał dojeżdżać ksiądz z Gierałtowa - Zdzisław Semenec.
W tej sytuacji wierni niejednokrotnie musieli organizować się na własną rękę. W Nowych Jasiowcach, czyli dzisiejszych Nowych Jaroszowicach, osadnicy postanowili przejąć przedwojenną restaurację i tam przez pewien czas organizować te nabożeństwa, które były wówczas możliwe. Przy okazji nowi mieszkańcy przejęli niewielki wiejski cmentarz, na którym zaczęli organizować swoje pochówki i gdzie odbywają się one do dziś. Podobnie stało się w Graniszowie, zwanym dziś Bożejowicami, gdzie dzięki współpracy proboszcza z Bolesławca, ks. Andrzeja Gromadzkiego, w dawnej sali balowej restauracji Prinz Heinrich powstała tymczasowa kaplica. Nie funkcjonowała ona długo, ale w kolejnych latach udało się ją zorganizować na nowo, a dziś znajduje się tam osobny kościół parafialny.
Przejmowanie budynków na kaplice zazwyczaj odbywało się spontanicznie i samorzutnie, podobnie jak choćby przejmowanie przez osadników wielu opuszczonych gospodarstw. W przypadku Łazisk osadników wsparły siostry adoratorki z Bolesławca, które pomogły im zorganizować kaplicę w... fabryczce granatów, otwartej podczas wojny w dawnej gospodzie. Trzy lata później komuniści aresztowali i skazali za to czterech osadników, formalnie zarzucając im "zniszczenie" maszyn i półfabrykatów. Podobne zdarzenia miały miejsce w Łące, gdzie już rok po wojnie na gruzach zakładu szewskiego powstała nowa kaplica, a także w Mierzwinie, gdzie na kaplicę przeznaczono przedwojenną kuźnię.
Otwieranie nowych kaplic świadczyło o głębokiej religijności wielu osadników, ale miało też bardzo istotne znacznie dla ich integracji. Trafiając na obce, poniemieckie ziemie - na których dopiero trwało wysiedlanie Niemców - Polacy stykali się ze swoimi rodakami z innych części przedwojennej Polski, a nawet z innych krajów, szczególnie z Jugosławii. Wspólna praca przy przebudowie jakiegoś budynku na kaplicę pozwalała budować wzajemne zaufanie, dowieść że "ten drugi to też swój" i skutkowała powstaniem miejsca, o którym nowi mieszkańcy mogli powiedzieć, że jest dziełem ich rąk, a nie tylko zastanym inwentarzem.
Okruszki Historii są autorskim cyklem artykułów, powstającym bez udziału AI.
Źródła:

~~Brązowawożółta Sałata napisał(a): „ Gdy w miejsce wysiedlanych
Niemców
do naszego regionu przybywali polscy osadnicy, … .. ”
„ Dzień Jedności Niemiec
(niem. Tag der Deutschen Einheit) – niemieckie święto państwowe obchodzone
3 października
w rocznicę zjednoczenia Niemiec
w 1990[1][2].
To właśnie wtedy Niemiecka Republika Demokratyczna (NRD) po 41 latach podziału połączyła się z Republiką Federalną
Niemiec (RFN),
tworząc jedno, zjednoczone państwo, jakie znamy dziś.
Na podstawie umowy zjednoczenia Niemiec jest to święto federalne[3] oraz dniem wolnym od pracy[4].
Nazwa
święta upamiętnia nie zjednoczenie,
a jedność Niemców ”
Czy pan Dariusz Gołębiewski oczekuje na kolejne połączenie / zjednoczenie „wysiedlonych ”Niemców ?
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).