Portal nr 1 w powiecie bolesławieckim
BolecFORUM Nowy temat
Wróć do komentowanego artykułu:
Tajemnica szmaragdu - odcinek 34
~Ceglastoróżowy Kopytnik niezalogowany
31 grudnia 2020r. o 12:38
Drogi M, Szanowna Redakcjo,
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku! Miejmy nadzieję, że nowy znaczy lepszy. (A)
PS. Pani Redaktor, przepraszam za ten mały spojler z poprzedniego odcinka. Dzieło przypadku.
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~~Piwna Rogownica niezalogowany
2 stycznia 2021r. o 16:17
c.d.
-------------------------------------------------
- Dlaczego przez tyle lat kłamałaś, że mój ojciec nie żyje? – bez pardonu zaatakowała babcię Basię Ola po odebraniu przez nią telefonu, łamiąc wszelkie konwenanse obowiązujące dla początku rozmowy telefonicznej. Nie dodała na wstępie ani zwyczajowego „Cześć, babciu”, ani jakiejkolwiek innej formy powitania, o pytaniu o samopoczucie seniorki rodu nie wspominając. Złość Oli na własną matkę, jak wzmagająca się fala powodziowa, przelała się tym samym o piętro wyżej w drzewie genealogicznym Polańskich. Zapowiadało się, że spustoszenia w ich babskiej, okrojonej rodzinie z powodu tego kataklizmu mogą być ogromne. I być może nieodwracalne.

Babcia musiała zostać bardzo zaskoczona postawionym pytaniem, ale nie samym telefonem od swojej wnuczki. Dotąd zawsze rozmawiały ze sobą co najmniej raz w tygodniu, a na pewno w każdy weekend. Telefonu od Oli musiała się więc spodziewać, ale tak zimnego potraktowania już chyba nie. Usłyszane pytanie o zapomnianą już sprawę z przeszłości pozostawało długą chwilę bez jakiejkolwiek odpowiedzi. Zupełnie jakby Ola dodzwoniła się do sali kinowej, gdzie dla pustej widowni puszczano czarnobiały film niemy. Ola słyszała tylko dźwięki tła, przytłumiony gwar jakichś rozmów i komunikaty o promocjach nadawane przez megafon. Prawdopodobnie babcia Basia była właśnie na zakupach w jakimś hipermarkecie i nie była w stanie chwilowo znaleźć jakichkolwiek słów odpowiedzi.

- Dlaczego nic nie mówisz, babciu? Czyżby poczucie winy odebrało ci mowę? – Ola w emocjach utraciła zdolność racjonalnego myślenia. Gdzieś zapodział się także należny starszej osobie szacunek, gdy wypowiadała kolejne słowa. – A więc postanowiłaś milczeć. Tym gorzej dla ciebie. Chciałam ci tylko powiedzieć, jak wielką krzywdę mi wyrządziłaś. Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, że schrzaniłyście razem z matką moje życie. I nie wiem, czy kiedykolwiek będę ci to w stanie wybaczyć.

- Olu… dziecko… ja wiem… – babcia wydusiła z siebie wreszcie pierwsze słowa. Żadne jednak nie mogły uchronić jej od dalszego tsunami pretensji jej jedynej wnuczki.

- Żadne dziecko, babciu. Od ośmiu lat jestem dorosła. Należało mi to już dawno powiedzieć, a nie organizować jakąś zmowę milczenia! Wymyśliłaś wszystko sama, czy ukartowałyście to kłamstwo razem z mamą? Jaka matka, taka córka zdaje się. Jesteście siebie warte! – Ola nigdy by się wcześniej po sobie nie spodziewała, że może względem kogokolwiek zachować się tak obcesowo. Przepełniała ją jednak chęć dokonania jakiejś zemsty w jakiejkolwiek formie, nieważne jak mocno inni mogliby przy tym ucierpieć. – I jeszcze jedno. Musisz wiedzieć, że Bolesław Wilczyński leży teraz w szpitalu i walczy o życie. Więc może będziecie mieć satysfakcję, jak umrze…

Ola bez pożegnania nacisnęła czerwony symbol słuchawki, a zaraz potem przytrzymała przycisk wyłączający telefon. Nie chciała, aby babcia próbowała teraz do niej oddzwaniać. Przemyślała swoje słowa i stwierdziła, że przed chwilą odbyta rozmowa, a właściwie monolog przyniósł jej tylko pozorną ulgę. Upust, jaki dała emocjom nie pozwolił jej odzyskać wewnętrznego spokoju, ani równowagi, choć wcześniej tego się właśnie spodziewała. Nie znalazła jak dotąd odpowiedzi na najważniejsze pytanie o to, dlaczego obie z matką ukrywały przed nią fakt, że jej biologiczny ojciec żyje.

Ola wstała z krzesła stojącego w korytarzu przed salą intensywnej terapii, na którym niecałą dobę temu dowiedziała się od matki, że wcale nie jest półsierotą. Podeszła do przeszklonej ściany, za którą nieprzytomny, podłączony do kilku urządzeń monitorujących pacjent Bolesław Wilczyński nadal był nieświadomy faktu swojego ojcostwa. Najprawdopodobniej nie był także świadomy faktu, że nadal znajduje się po tej jaśniejszej stronie cienkiej linii oddzielającej życie od śmierci.

Po karczemnej awanturze z mamą w piątkowe popołudnie Ola postanowiła poprosić o dodatkowe dyżury w szpitalu, aby w ten weekend jak najmniej czasu spędzać w domu. Od czasu kłótni każde bez wyjątku natknięcie się na matkę w korytarzu, w kuchni, w łazience czy przed domem kończyło się złośliwą wymianą zdań, prowokowaną zresztą wyłącznie przez samą Olę. Było tego zdaje się zdecydowanie zbyt wiele jak na granice wytrzymałości obu z nich.

Nic nie mogła na to poradzić. Może to reakcja obronna, a może coś innego, ale nie potrafiła powstrzymać słów, które były z niej wyrzucane jak kule z pistoletu maszynowego - tak szybko i tak zaciekle, że aż sama siebie zaczęła się obawiać. Według Oli to matka swoją obecnością zwalniała cyngiel tej broni, chociaż komuś z zewnątrz mogło wydawać się, że to Ola tylko czeka na okazję do kolejną spięcia. Ola zdawała sobie gdzieś głęboko w środku sprawę, że za każdym razem wyrządza mamie swoimi słowami kolejną krzywdę i miała nadzieję, że wkrótce jej to przejdzie, bo jak nie, to chyba obie będą musiały zacząć coś łykać na uspokojenie. Albo skorzystać z porady psychologicznej, zanim ich relacje całkiem się rozpadną.

Sytuacja była dla Oli bardzo wyczerpująca i odczuwała, że wysysane są z niej resztki sił witalnych. Nigdy dotąd nie traktowała w ten sposób własnej matki, która faktycznie i nie da się temu zaprzeczyć, poświęciła ponad dwadzieścia lat swojego życia, aby Ola była w tym miejscu w którym się znajduje. Mamie za jej oddanie i poświęcenie należała się na pewno bezgraniczna wdzięczność. Ale i co najmniej Oscar za najlepszą pierwszoplanową rolę żyjącej w kłamstwie matki. Jej zasługi jednak w odczuciu Oli zostały skutecznie przesłonione tym, co zrobiła. Obecne zachowanie Oli stało w sprzeczności zarówno z charakterem ich dotychczasowych relacji, jak też jej wewnętrzną naturą jako dobrze wychowanej i dotąd zadbanej emocjonalnie oraz materialnie córki.

Ola na co dzień nie należała do osób ani złośliwych, ani opryskliwych. Nie była też zbyt wylewna i ekstrawertyczna. Zwykle raczej odpowiadała, niż zagadywała jako pierwsza. Jeżeli cechy te przejęła po ojcu, to może będzie jakaś szansa się z nim porozumieć i powiększyć wkrótce ich niewielką rodzinę o nową osobę o nieznanej jej dotąd funkcji „tato”, gdzieś pomiędzy nią, a matką, która tak bardzo ją zawiodła. Bolesław Wilczyński. Bolek. Tata. Ciekawe, czy pozwoli jej się zwracać do niego po imieniu, w razie gdyby „tato” z jakichś przyczyn nie weszło jej w nawyk i stało się niemożliwe do używania? Ciekawe, jak zareaguje, kiedy on z kolei się dowie, że ma dorosłą córkę? Czy on w ogóle będzie chciał ją lepiej poznać?

Postanowiła, że nie będzie pytać matki o nieznane jej dotąd szczegóły ich związku i rozstania ze „zmartwychwstałym” wczorajszego dnia ojcem. Bo jak doszło do jej poczęcia to chyba wiadomo. Wiadomo też, kiedy i gdzie, ponieważ mama nigdy nie ukrywała przed nią, że nie spodziewając się tego ich ponownego spotkania, spędzili z Bolesławem jedną jedyną noc. A było to podczas imprezy u ich wspólnego znajomego we Wrocławiu w 1993 roku. W czerwcu kolejnego roku Ola przyszła na świat, a potem mama nie wróciła już na studia medyczne. Kiedy Ola pytała dlaczego, mama zawsze unikała odpowiedzi na to pytanie. Do Oli dotarło dopiero teraz, że przyczyną porzucenia studiów mogła być postawa babci Basi wobec faktu zajścia mamy w ciążę. I wobec tego osobnika, który był tej ciąży sprawcą.

Stosunki z babcią nie tłumaczyły jednak, dlaczego matka dotąd ukrywała przed Olą prawdę o tym, że jej ojciec żyje. Przynajmniej ona nie powinna trwać w tym kłamstwie aż do teraz. Jak ona w ogóle mogła! Co nią kierowało? Wczoraj, gdzieś pomiędzy krzykiem a darciem się, zanim jeszcze wszedł do kuchni przestraszony awanturą wujek Zygmunt, mama wyjaśniła to pierwszy i zarazem jedyny raz. Powiedziała też, że innego powodu nie było:

- Zmusiła mnie do tego twoja babcia. Tak, jak wcześniej zmusiła dziadka Mariana do zmiany pracy i przeprowadzki do Głogowa. A ja byłam młoda, tak bardzo zależna od rodziców i bardzo się bałam, żeby się ode mnie całkiem nie odwrócili. Przeraziłam się, że mogę zostać zupełnie sama.

Rozsądnie to zabrzmiało, jednak do Oli ten argument nadal jakoś nie mógł dotrzeć. Jak to się ma do wpajanych jej od maleńkości przez matkę zasad? Trzech przykazań rodu Polańskich: „Nie kłamać”, „Nie przynosić bliskim wstydu” i „Rodzina jest najważniejsza”. Jakże puste okazały się teraz te słowa.

Ola wiedziała, jeszcze zanim zadzwoniła, że nie będzie sensu pytać babci Basi o motywację kierującą jej postępowaniem. Była przekonana, że nie dowie się niczego istotnego, bo babcia zawsze jak ognia unikała tematu ojcostwa Oli. Kiedy tylko pojawiał się w rozmowach wątek ojca albo nazwiska jej wnuczki, babcia stawiała mentalną barykadę nie do przebicia i szybko zmieniała temat na mniej dla niej kłopotliwy i drażliwy. Ola wiedziała, że sporą kością niezgody między mamą a babcią był też fakt, że mama uparła się aby w akcie urodzenia wpisać inne nazwisko niż noszone przez dziadków i przez nią samą.

Ola dopiero nie tak dawno temu zrozumiała, że babcia zawsze należała do osób, które akceptują światopogląd innych, jeżeli tylko jest wystarczająco zbieżny z jej własnym. Ola tym samym uświadomiła sobie, że przez to życie jej mamy mogło wcale nie być usłane różami. Tylko dlaczego teraz i ona powoli stawała się taka sama jak babcia? Czy wszystkie kobiety w ich rodzinie muszą powtarzać te same błędy? Ola postanowiła, że jeżeli będzie mieć własne dzieci, to nigdy nie będzie im na siłę układać życia podług własnych zasad.

Do dziadka Ola miała większa śmiałość, kiedy chodziło o porady w sprawach osobistych albo nawet w intymnych. Ale jego już nigdy o nic nie zapyta z tej przyczyny, że rok przez przeprowadzką do Bolesławca, co mama nazywała ironicznie i celnie „repatriacją”, dziadek postanowił zachorować na raka i przegrać z nim, mimo, że wiele razy pięścią w żartach odgrażał się postępującej chorobie. Nie na wiele się to zdało. Nowotwór płuc spowodowany z pewnością wieloletnim, nałogowym paleniem tytoniu, nie zechciał oddać dziadka, ojca i męża rodzinie, kiedy na dobre się w nim już rozgościł.

Zatem Ola nie zapyta go, dlaczego zgodził się na to, aby ulec żądaniom babci Basi, zerwać wszelkie więzi z Bolesławcem i na zawsze zmienić nie tylko adres, miejsce pracy, ale i dalsze losy ich córki. No i oczywiście urodzonej nieco później wnuczki. Nie dowie się od dziadka, dlaczego nie zareagował, kiedy babcia zmusiła także mamę do zerwania znajomości z jej pierwszą i chyba jedyną w życiu miłością, powodując, że w sercu mamy musiało zamarznąć coś, czego nikomu później nie udało się skutecznie roztopić. Dziadek już jej nie wytłumaczy, co nim kierowało, oprócz braku woli sprzeciwu, kiedy pozwolili mamie z maleńką Olą wyprowadzić się od nich i bez zapewnienia dostatecznego wsparcia skazać ją na rolę młodej matki samotnie wychowującej dziecko.

Od wyprowadzki z Głogowa po odejściu dziadka Mariana, kontakty mamy z babcią niemal się urwały. Zbiegło się to także z rozpoczęciem przez Olę studiów. Mama odziedziczyła po swoim ojcu ćwierć posiadanego przez dziadków majątku, jednak zrzekła się swojej części spadku na rzecz swojej zstępnej, następnej w kolejności dziedziczenia. Ola była więc obecnie w jednej czwartej części właścicielką sporej wielkości domu z ogrodem, znajdującego się w dość prestiżowej dzielnicy Głogowa. Dziadek pracując w Hucie Miedzi po kilkunastu latach objął stanowiska dyrektora na jednym z wydziałów, gdzie dotrwał już do emerytury. Na swoim stanowisku zarabiał całkiem sporo, więc i jego emerytura do niskich nie należała. Zbyt długo się nią jednak nie nacieszył. Niecałe trzy lata.

Ola nie mogła zaprzeczyć, że zanim dziadek Marian przegrał nierówną walkę z rakiem, starali się z babcią Basią być najlepszymi dziadkami na świecie. I Ola do wczorajszego dnia ich za takich uważała. Nie mogła na przykład narzekać, jeśli chodzi o poziom rozpieszczania. Może nie opływała w luksusy, bo mama nie pozwalała dziadkom na zbyt częste obdarowywanie kosztownymi prezentami swojej jedynej wnuczki. Ich oczka w głowie. To dzięki dziadkowi i lekcjom jazdy jego samochodem po polnych drogach Ola zrobiła kurs na prawo jazdy i zdała egzamin za pierwszym podejściem. To dziadkowie zapewniali jej i jej mamie coroczne wakacje we wspaniałej, słonecznej Italii.

Ola jako dziecko i nastolatka nie zauważała jednak, że za fasadą względnej poprawności stosunków mamy z jej rodzicami, kryło się coś innego. Coś, co dla jej dobra na podstawie jakiejś niepisanej umowy próbowali przed nią ukrywać. Teraz Ola wreszcie zrozumiała, co było tą tajemnicą. Szkoda, że zamiast scementować trzypokoleniową rodzinę, tajemnica ta może teraz na zawsze ją rozerwać.

Na wspomnienie wszystkich cudownych, jak by nie było, lat jej dzieciństwa i okresu dojrzewania, po policzkach Oli popłynęło kilka łez. Zdała sobie sprawę, że te czasy nigdy już się nie wrócą, a rokowania ledwie odnalezionego ojca także nie były takie pewne. Czy to wszystko musi być takie pochrzanione? W zamyśleniu Ola nie zauważyła, że powoli ktoś zbliża się w jej kierunku korytarzem i staje za nią. Drgnęła przestraszona, kiedy nagle zza pleców usłyszała czyjś głos:

- Proszę nie płakać, na pewno wszystko będzie dobrze – głos był męski, delikatny i z idealną wręcz dykcją wymawiał wszystkie głoski. Ola poczuła silną woń niezłej męskiej wody kolońskiej – Czy Bolek jest dla pani kimś z rodziny? Nie mówił mi, że ma w Bolesławcu kogokolwiek bliskiego.

Ola odwróciła się, gdyż zarówno głos, jak i zapach mówiącego niezmiernie ją zaintrygowały. Tuż przed sobą, na wysokości mniej więcej swojej brody, zauważyła trzymaną w ręce chusteczkę do nosa. Ale nie taką jednorazową, tylko prawdziwą, bawełnianą i ewidentnie wyprasowaną, jakiej używali ludzie ze sto lat temu. Taka staromodna tradycja. Ręka trzymająca chusteczkę należała jednak nie do starszej osoby o przedwojennym sznycie, ale do dość młodego, nieziemsko przystojnego mężczyzny, którego Ola nie znała. Facet był może ze dwa centymetry tylko wyższy od niej i gdyby nie mówił czystą, piękną polszczyzną mogłaby go wziąć za wypisz wymaluj młodego Alaina Delona w najlepszych latach kariery.

- Dzień dobry – wyrwało się Oli zamiast „A co pan tu robi?”, które bardziej by w tej chwili pasowało do jej nastroju. – Tak, to mój… bliski krewny – W zasadzie nie minęła się z prawdą. Bezwiednie sięgnęła po podaną chusteczkę, wytarła łzy i oddała skrawek tkaniny temu niewątpliwie dżentelmenowi. Wyleciało jej z głowy, że przychodząc tu po zakończeniu sobotniego dyżuru, nie miała już na sobie lekarskiego fartucha, więc nieznajomy nie mógł wziąć jej za lekarza, tylko właśnie za osobę odwiedzającą w szpitalu kogoś z rodziny.

- Zachowam ją otóż w stanie nienaruszonym. Wszak są już na niej pani łzy – Ola nie wiedziała, w co facet grał, ale ta wyszukana gadka zaczynała ją denerwować. – Nie wiem tylko jeszcze, czy są to łzy szczęścia, ale na pewno zaraz się tego dowiem – młody mężczyzna aktorskim gestem trzepnął chusteczką i z pieczołowitością złożył ją na cztery, po czym ostrożnie wsunął do lewej kieszeni marynarki, zupełnie jakby była to tykająca bomba.

- Po prostu niepokoję się o zdrowie Bolesława – Ola nie zdradziła łączących ją i pacjenta za szybą więzi rodzinnych. Patrząc na nieprzytomnego mężczyznę nie potrafiła o nim jeszcze pomyśleć jak o ojcu, a tym bardziej użyć tego określenia. - A kim pan jest dla niego?
Mężczyzna przyglądał się z uwagą Oli. Gdyby miał lupę, na pewno zacząłby studiować ją od stóp do głów jak detektyw w poszukiwaniu śladów. Zaczęło ją to w końcu nieco krępować.

- Wie pani co? – nieznajomy lekko odsunął się do tyłu, próbując zapewne teraz z większej odległości ogarnąć całą jej sylwetkę. – Pominąwszy oczywiste, miłe oku różnice wynikające z dymorfizmu płciowego, muszę powiedzieć, że jest pani łudząco do Bolka podobna. Musicie być bardzo, ale to bardzo blisko spokrewnieni. Ale to z drugiej strony dla mnie dobrze, bo daje mi pewną szansę na uniknięcie kosza i czarnej polewki. Nazywam się Alan Mleczko – przystojniak skinął nieco po wojskowemu głową i wyciągnął rękę w kierunku Oli, a ona odwzajemniła uścisk. Na to imię mało co nie parsknęła śmiechem, ale jej rozmówca albo tego nie zauważył, albo też to całkiem zignorował. – Znamy się z Bolkiem z pracy. Dzisiaj rano dowiedziałem się, że Bolek miał jakiś wypadek i leży w szpitalu. I oto jestem, bo moim znajomym zawsze staram się udzielać wsparcia, kiedy tylko tego potrzebują. I nieznajomym damom wypłakującym oczy również i jednakowoż spieszę udzielać otuchy.

Ola w pierwszej chwili nie zrozumiała, że facet który zna ją ledwie od kilkudziesięciu sekund, po prostu zaczyna do niej smarować cholewki. Mimo początkowej niechęci, po chwili wydało się jej to takie zabawne, że złe myśli i podły humor zaczęły powoli gdzieś znikać. Postanowiła zatem zagrać z nim w tę grę. Zobaczymy, do czego to nas doprowadzi, panie Mleczko, pomyślała i z gracją, doprawioną fantazją odpowiedziała swojemu nowemu znajomemu:

- Mam na imię Aleksandra, panie Alanie i faktycznie jestem z Bolesławem spokrewniona. Jestem jego młodszą siostrą.
-----------------------------------------------
c.d.n., ale na tysiąc odcinków może nie starczyć nam klawiatury

Pozdrawiam Bolecnautów i Redakcję
na Nowy Rok!
Plandemio, a kysz!
M.
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~~Piwna Rogownica niezalogowany
2 stycznia 2021r. o 16:21
errata

nie "do kolejną spięcia"
tylko "do kolejnego spięcia"

Gapa
M.
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
Wypowiedz się:
Jeśli zostawisz to pole puste przypiszemy Ci losową ksywę.
Publikacja czyichś danych osobowych bez zezwolenia czy użycie zwrotów obraźliwych podlega odpowiedzialności karnej i będzie skutkować przekazaniem danych publikującego organom ścigania.
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii i wypowiedzi, a osoba zamieszczająca wypowiedź może ponieść za jej treść odpowiedzialność karną i cywilną. Bolec.Info zastrzega sobie prawo do moderowania wszystkich opublikowanych wypowiedzi, jednak nie bierze na siebie takiego obowiązku. Pamiętaj, że dodając zdjęcie deklarujesz, że jesteś jego autorem i przekazujesz Wydawcy Bolec.Info prawa do jego publikacji i udostępniania. Umieszczając cudze zdjęcia możesz złamać prawo autorskie. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za publikowane zdjęcia.