Portal nr 1 w powiecie bolesławieckim
REKLAMAEfekt-Okna zaprasza
BolecFORUM Nowy temat
Wróć do komentowanego artykułu:
Tajemnica szmaragdu - odcinek 51
~Siwawy Pustynnik niezalogowany
28 lutego 2021r. o 9:53
Panie Adminie, szambo Wam wylewa!!! Niedługo gołe zady i gadające waginy będą na porządku dziennym!!!
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~Siwawy Pustynnik niezalogowany
28 lutego 2021r. o 10:26
Dziękuję za tak sprawną interwencję. Monika pewnie będzie niepocieszona, a ja wręcz przeciwnie.
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~~Jasnoniebieski Buk niezalogowany
3 marca 2021r. o 16:13
Już za (M)omencik...
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~~Jasnoniebieski Buk niezalogowany
3 marca 2021r. o 16:20
c.d.
----------------------------------
Julia uciskała ranę wlotową na ramieniu prokuratora Pietrzaka, ale krwawienie uparło się i nie ustawało. Widocznie kula, która utknęła gdzieś głębiej w ranie musiała uszkodzić jakąś większą arterię. Julię niepokoił brak możliwości nawiązania kontaktu z prokuratorem oraz całkowity bezwład jego lewej ręki. Obawiała się, że oprócz któregoś z ważnych naczyń krwionośnych, pocisk mógł roztrzaskać kość, a także, co byłoby dużo gorsze, doszło być może do poważnego uszkodzenia nerwów.

W oczekiwaniu na nosze, które miała nadzieję wkrótce zostaną wysłane z oddziału chirurgii i których spodziewała się dosłownie za chwilę zobaczyć w holu, próbowała nawiązać z siedzącym pod ścianą prokuratorem kontakt wzrokowy i słowny, lecz od momentu jego omdlenia, czyniła to bezskutecznie. Prawdopodobnie był w sporym szoku, bo oprócz jęków jak dotąd nic konkretnego więcej z siebie nie wydobył. Zarówno Julia, jak i Waldek nie zdawali sobie jednak sprawy, że każda pozyskana od niego teraz informacja mogłaby ocalić komuś zdrowie, a nawet i życie.

Gdy posadzili z Waldkiem ofiarę postrzału przy ścianie, w mgnieniu oka nastąpiła u Julii automatyczna przemiana w ratownika. Zawodowe odruchy zaczęły pojawiać się jeden po drugim. Poza zwyczajowymi czynnościami oceny funkcji życiowych w takich okolicznościach, upewniła się, czy z drugiej strony ramienia oprócz rany wlotowej znajduje się rana wylotowa, ale rękaw, jak i pozostałe tylne części marynarki były całe i wolne od krwi. Stąd właśnie wysnute podejrzenie o poważnym uszkodzeniu kości i nerwów w obrębie stawu barkowego. Kula, która nie opuszcza ciała, z reguły czyni wiele wewnętrznego bałaganu, zanim zatrzyma się w jakimś, często trudno dostępnym dla chirurgów, zakamarku. Jedno było pewne. Kiedy prokurator wyzdrowieje, przez długi czas nie będzie mógł nosić lewą ręką swojej aktówki, ani nawet butelki piwa.

Julia miała przez chwilę okazję przyjrzeć się dokładniej prokuratorowi Pietrzakowi z bliska. Oprócz tego, że był nieprzeciętnie bystry, można go było uznać za całkiem przystojnego, jeżeli tylko ktoś uznałby, że młody Lee Marvin mógł być obiektem westchnień przedstawicielek płci pięknej. A mógł. Przynajmniej Julia tak twierdziła. Podobieństwo do amerykańskiego aktora w okresie jego młodości było dla niej na oko ponad osiemdziesięcioprocentowe. Ciekawe, czy gdzieś tam czeka na biedaka jakaś troszcząca się o niego pani prokuratorowa? Jeśli nie, to mam córkę na wydaniu, panie Lee, w myślach Julia już próbowała swatać Olę z prokuratorem Pietrzakiem.

Podniosła głowę i się rozejrzała. Spodziewana pomoc się spóźniała. Na korytarzu póki co, znajdowali się nadal tylko półprzytomny prokurator, Waldek i ona. Nie licząc oczywiście walniętego w bark i najwyraźniej wcześniej też mocno w dekiel redaktora Skrętkowskiego. Po odgrzebaniu się spod hałdy końcówek od mopa, ręczników papierowych i plastikowych butelek z detergentami, dziennikarz właśnie wyczołgał się ze zdemolowanego magazynka na zewnątrz. Zrobił to na czworakach, a raczej na trojakach, bo jedną rękę miał skutecznie i z własnej nieprzymuszonej woli, wyeliminowaną z użytku. Z wysiłkiem i sycząc z bólu, reporter usiadł przy ścianie. Co ciekawe, znalazł się dokładnie w tej samej pozycji, co prokurator i do tego pod tą samą ścianą, tylko kilka ładnych metrów dalej. Jeszcze kilka osób tak usiądzie i będzie to wyglądało jak kolejka do zabiegowego w poradni chirurgiczno-ortopedycznej.

Niesprawna, prawa górna kończyna lokalnego łowcy sensacji musiała go nieziemsko boleć, bo jęcząc stękał, stękając jęczał i do tego cały czas przytrzymywał lewą ręką prawy łokieć. Być może tylko wybił sobie bark i trzeba mu go będzie nastawić, a być może jego kości zostały pogruchotane, na osobiste życzenie zresztą. Julia nie mogła jednak do niego podejść, dopóki ktoś nie przejmie od niej opieki nad prokuratorem, bo z kolei ten bez jej pomocy mógłby się szybko wykrwawić, a Waldek cały czas chodził z telefonem przy uchu i gadał. Pierwszy telefon wykonał do podkomisarza Kamińskiego prośbą, żeby pilnie pofatygował się na izbę przyjęć. Waldek opisał podkomisarzowi, co zastali z Julią na OIOM-ie i czego będą potrzebować. Podkomisarz prawdopodobne nie chciał mu wierzyć, bo Waldek aż cztery razy musiał powtarzać, że do prokuratora ktoś strzelał. Zaraz potem zaczął dzwonić do wielu nieznanych Julii osób.

Julia zaczynała się coraz mocniej denerwować. Czy nie powinno tu być jakiegoś lekarza albo chociaż pielęgniarki, których powinny zainteresować dramatyczne wydarzenia na tym korytarzu? Przydałaby się jej pilna pomoc. I szalonemu redaktorkowi też.

Julia spojrzała na Waldka toczącego przez telefon oratorskie boje. Nieustannie przechadzał się w tę i we w tę po korytarzu, jakby przebieranie nogami pobudzało mu pamięć i pomagało porządkować oraz formułować myśli. Widać, że cały czas chciał też mieć bezpośrednie otoczenie pod obserwacją. Najwyraźniej niebezpieczeństwo, jego zdaniem, nadal nie było całkowicie zażegnane.

Waldek musiał rozmawiać z samymi wysoko postawionymi osobami, bo kilkakrotnie jak dotąd relacjonował ostatnie wydarzenia i formułował niepokojące podejrzenia. Przedstawiał też swoim rozmówcom konkretne oczekiwania i prośby o pomoc. Kto wie, czy aktualnie nie telefonował nawet do samego ministra obrony, bo niedoszły szwagier Julii był śmiertelnie poważny i oszczędny w słowach. Jego ostatnia relacja była najkrótsza z dotychczasowych, za to najbardziej dramatyczna. Widać było, że wszystkie te wydarzenia solidnie go rozwścieczyły i nie miał już najmniejszej ochoty do żartów i umniejszania istniejącemu zagrożeniu. Waldek z minuty na minutę sam się nakręcał, gdyż w każdej z prowadzonych rozmów żądał wysłania do Bolesławca coraz większych sił. Nic dziwnego. Więcej żądasz, więcej dostajesz, mówi stara kupiecka zasada.

Na swojego współtowarzysza z ABW Waldek nie mógł jakoś niestety jeszcze liczyć, bo Antek, tak jak i Ola, zniknął gdzieś na dobre bez słowa wyjaśnienia. A może bandyta uciszył także i agenta Moczydłę, kiedy i ten mu się po drodze napatoczył, a zwłoki biednego Antka kruszeją gdzieś na strychu w starej części szpitala. Jak ten Waldek to wszystko tutaj sam ogarnie, jeżeli faktycznie okaże się, że jego kumpel został skutecznie wyeliminowany, zastanawiała się Julia. Pomiędzy wykonywanymi telefonami Waldek próbował także namierzyć telefonicznie Antka, lecz jak dotąd bezskutecznie. A więc to może być prawda, że albo ktoś go brutalnie wyeliminował, albo przynajmniej uziemił jego telefon.

Biorąc pod uwagę wciąż rosnącą desperację Waldka oraz jego nadzwyczajne zdolności przekonywania, można było wkrótce spodziewać się w Bolesławcu ze dwóch dywizji piechoty, pułku artylerii, a może do tego przyfrunie jeszcze z osiem myśliwców F-16 i nastąpi desant zielonych ludzików na tyły wroga. Julia obawiała się, że dalsza eskalacja żądań może doprowadzić w końcu także do prośby o wyprzedzający atak międzykontynentalnych pocisków balistycznych z wielokrotnymi głowicami atomowymi.

Oj, to by było raczej niefajnie. Czyżby Bolesławiec miał zostać wkrótce zrównany z ziemią i wymazany z map? A wszystko to przez głupie pomysły jej i Bolka! No, dobra. Tylko przez te JEJ pomysły… Się księżniczce zachciało klejnocik, no i masz babo placek. Same ofiary.

Właśnie… A co z Olą? Dlaczego właściwie pozwoliła jej zabrać prawdziwy szmaragd i odwieźć pana Rybkę wraz z wartym fortunę świecidełkiem do jego domu? Jezus Maria, a jeśli ten drań i ich śledził i postanowi zlikwidować? Trzeba koniecznie ostrzec Olę, postanowiła Julia. Jej córka powinna przecież znajdować teraz gdzieś w szpitalu, próbowała sobie tłumaczyć Julia. Kurczę, a ja nie mam nawet jak zadzwonić, bo telefon został w domu. W końcu drzwi na końcu korytarza się otworzyły. O, właśnie nadchodzi siostra Żaneta, zauważyła Julia. Przyda mi się jej pomoc. No i trzeba ją zapytać, gdzie będzie można znaleźć Olę.

Siostra Żaneta, jak na swoją tuszę, szła całkiem szybko i lekko, jakby unosiła się w powietrzu. Musiała nauczyć się na tym oddziale, że chorzy potrzebują oprócz dobrej i miłej, całodobowej opieki, także spokoju i wypoczynku. Dlatego zawsze miała na nogach miękkie obuwie, a nie jakieś toporne, stukające chodaki. Julia uśmiechnęła się, ponieważ właśnie sobie wyobraziła obrazek siostry Żanety na zajęciach z baletu. Na moment przymknęła oczy i w swojej wyobraźni przeniosła się do szkoły baletowej. Korpulentna siostra Żaneta stała w rzędzie z kilkuletnimi tancereczkami przed wielkim na całą ścianę lustrem i jak one trzymała się specjalnej poręczy. Ubrana w ciasny, różowy kostium z błyszczącego dżerseju z krótką, brokatową spódniczką z tiulu, sprawnie uniosła nogę do tyłu oraz obie ręce i stała w pozycji arabesque, z taką samą gracją i koordynacją, jak sięgające jej do pępka dziewczynki.

Po chwili Julia potrząsnęła głową i powróciła do rzeczywistości. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ubiór baletnicy zamienił się z powrotem w pielęgniarski, różowy fartuch rozmiaru XXL. Ciche obuwie siostry Żanety było kompletne, co oznaczało dodatkowo, że niestety żaden z jej pantofelków nie pozostał gdzieś zgubiony na schodach. Widocznie to nie ta bajka.

Zanim siostra Żaneta przeszła całą długość korytarza i dotarła do Julii, nie mogła jeszcze z tak daleka zorientować się, że jej miejsce pracy zostało częściowo zdemolowane i dodatkowo stało się areną brutalnych porachunków. Zaniepokoiła się kroplami świeżej krwi na posadzce, prowadzącymi do kucającej przy kimś Julii, jej znajomej czuwającej od kilku dni przy pacjencie, dochodzącym do siebie w jednej z sal jej oddziału. Siostra szła, ze zmarszczonym czołem przyglądając się plamom na podłodze, a kiedy mijała ubikację, nieoczekiwanie nachyliła się ku drzwiom i czegoś przez chwilę nasłuchiwała. Jakby chciała sprawdzić, czy ktoś przebywa aktualnie w środku. Wyglądało jednak na to, że nie chciała skorzystać z toalety, bo na widok zastanej przed sobą krytycznej sytuacji przyspieszyła kroku i po kilku sekundach znalazła się przy Julii.

- Pani Julio! Pani tutaj? Przecież miała pani być na izbie przyjęć! – siostra spojrzała najpierw na czerwony rękaw marynarki prokuratora, a potem na jęczącego dziennikarza w oddali. – Rany boskie, mieliśmy jakiś atak terrorystyczny, czy jak? Trzeba dzwonić na policję!

- No właśnie, niech siostra spojrzy, jaka jatka! Ale przysięgam, to nie moja sprawka! - zarzekała się Julia. Zaczęła się zastanawiać, gdzież to mógł podziać się podkomisarz Kamiński. Miał przecież tylko iść na parking i przeszukać samochód Oli! – A policja już jest na terenie szpitala, siostro. I nie tylko policja. Mamy tu na ten przykład prokuratora, tyle że chwilowo niedysponowanego – Julia kiwnęła głową na rannego, któremu cały czas uciskała ranę.

- A ten tam, co wygląda jakby został potrącony przez ciężarówkę? – zapytała siostra Żaneta, sięgając do kieszeni fartucha i wyjmując swój telefon. – Także zdaje się potrzebuje pomocy…

- Pan Wścibski, reporter, który został nakryty przez nas na robieniu Bolkowi zdjęć do swojego następnego sensacyjnego njusa. Przestraszył się i ścigany przez Waldka próbował przejść przez drzwi nie używając klamki – Julia lekko uśmiechnęła się na myśl o bezkresnej pomysłowości redaktora Skrętkowskiego. – Lepiej niech siostra nie pyta, po co. Pierdyknął w te drzwi barkiem i teraz obaj potrzebują pilnej pomocy, ale prokurator zdecydowanie bardziej. Niechże wreszcie dają tutaj te nosze, bo człowiek zaraz się nam wykrwawi!

- Spokojnie, moja kochana – próbowała Julię uspokajać siostra Żaneta, wybierając przyciskiem jeden z zapisanych numerów i przykładając aparat do ucha. – A nie było tu lekarza? Ani takiego nierozgarniętego młodzieńca? Ani doktor Oli?

- Absolutnie nikogo – Julia zdziwiła się tymi pytaniami.

- Dziwne. Zostawiłyśmy na oddziale doktora Butaniego w dyżurce i tego agenta w WC, kiedy poszłyśmy z doktor Olą poszukać pani na izbie przyjęć. Ale pani doktor zawróciła, bo zostawiła swój telefon u mnie w dyżurce… Halo?

Połączenie zostało nawiązane, a siostra Żaneta lekkim wrzaskiem poprosiła o dwie pary noszy na OIOM i pilne powiadomienie chirurgii. Króciutko wspomniała oczywiście w jakim stanie są ofiary. Po chwili wykonała także kolejny telefon do ochroniarzy w drugiej części budynku. Zreferowała zastaną sytuację, domagając się przeczesania całego szpitala i otoczenia budynków w poszukiwaniu podejrzanych osób oraz sprawdzenia monitoringów. Ktoś, kto nie wiedział, że siostra Żaneta jest zwyczajną, choć niezwykłą pielęgniarką w powiatowym szpitalu, na pewno mógłby wziąć ją za dowódczynię jakiejś skomplikowanej operacji, wydającą rozkazy kilkuset podlegającym podwładnym. Po rozłączeniu, jak gdyby nigdy nic wróciła do rozmowy z Julią.

- ... a po drodze na chwilę zaszłam do sklepiku, po słodką bułkę. Kiedy wreszcie dotarłam na izbę przyjęć, nie zastałam tam pani, ani nie doczekałam się doktor Oli, więc wróciłam. Ledwie kilka minut mnie nie było, a tu jakby bomba eksplodowała. Niech pani chwilę zaczeka. Pobiegnę po opatrunki, a przy okazji z ciekawości sprawdzę gabinet lekarza i wychodek. Może nasze zguby się odnajdą… – podsumowała siostra Żaneta i odeszła w kierunku gabinetu lekarskiego. Jej miejsce po krótkiej chwili zajął Waldek, który skończył wszystkie swoje rozmowy i już cały mógł oddać się do dyspozycji.

- Co ze Zbyszkiem? W czymś ci pomóc? – zwrócił się do swojej niedoszłej bratowej.

- Na razie daję radę, Waldek. Czekamy na nosze – wyjaśniła bieżącą sytuację Julia. – Siostra Żaneta powiadomiła kogo trzeba. Niestety, prokuratora trzeba od razu na stół, Waldek. Może to wydaje się z zewnątrz niegroźne, ale kula utkwiła gdzieś w ciele, a rana cały czas mocno krwawi. A to nie wróży zbyt dobrze…

- Nie uprawiajmy od razu czarnowidztwa. Dzwoniłem do podkomisarza Kamińskiego – rzekł Waldek. – Nie mógł uwierzyć w to, co mu powiedziałem. Myślał, że sobie z niego żarty stroję. Podkomisarz po dokładnym sprawdzeniu stwierdził, że pod samochodem twojej córki nie było nadajnika, więc być może to nie nasz poszukiwany narobił tego bałaganu. Ale ja wiem, że to on – Waldek westchnął, a na jego czole pojawiły się bruzdy. – Gość jest niesamowicie szybki i do tego bardzo inteligentny. Osobiście stawiam na wyszkolenie zdobyte w jakichś siłach specjalnych. Nawet Bolek mu nie dał rady, a do cherlawych nie należy.

- Waldek, mam jakieś takie złe przeczucie. A twoim zdaniem, co ten bandyta tu w ogóle robił? – Julia obserwowała jak siostra Żaneta znika na moment w pokoju pielęgniarek, a potem przechodzi do pokoju lekarza. Za moment siostra wróciła na korytarz, pokazała jej kciuk w górę, a potem podeszła jeszcze do zamkniętych drzwi toalety, delikatnie zapukała i nadstawiła ucha.

- Po pierwsze, w samochodzie Oli był nadajnik, ale został stamtąd zabrany. Po drugie, prokurator miał z nim bliskie spotkanie na klatce schodowej przed wejściem na OIOM, co mogło świadczyć, że chciał tu oprócz pozbycia się lokalizatora jeszcze coś załatwić. A według mnie raczej kogoś…

- Waldek, czy ty twierdzisz, że prokurator niemal zginął, bo przeszkodził temu bandycie odesłać Bolka na tamten świat? – Julia przełknęła ślinę ze strachu. – To znaczy, że facet na bezczelnego władował się do szpitala z zamiarem skończenia tego, co zaczął?

- Zdaje się, że tak. Jak się okazało, to tylko dzięki temu dziennikarzowi prokurator wrócił tu i natknął się na tego Jacenkę. Ten wasz bandyta zagrał nam wszystkim na nosie. Robi się coraz bardziej pewny siebie i niebezpieczny. Niedobrze, Julia. Oj, niedobrze…

- Co masz na myśli? – Julia odwróciła się w stronę Waldka i spojrzała mu prosto w oczy.

- Czuj się ostrzeżona, Julia. Nikt z was nie może być bezpieczny, dopóki ten Jacenko nie popełni jakiegoś błędu i nie uda się go nam namierzyć. Ani ty, ani twoja córka, ani ktokolwiek, kto był lub jest w tą sprawę zamieszany – Waldek postanowił uczciwie wyłożyć Julii, czego od niej oczekuje. – Musisz się zgodzić, żebyśmy wam zapewnili ochronę. Lepiej, żebyście z Olą przez parę najbliższych dni nie wałęsały się po mieście. Chyba, że macie ochotę stać się przynętą, co moi koledzy skwapliwie zechcieliby wykorzystać. Ale nie sądzę, żebyś naprawdę chciała narażać życie swoje, swojej córki i wujka, prawda?

Julia nie zdążyła udzielić tak oczywistej odpowiedzi. Zauważyła, że siostra Żaneta coraz głośniej i dobitniej próbuje się dostać do ubikacji, ale drzwi ktoś musiał zamknąć od środka. Siostra Żaneta stała jeszcze kilka chwil przed drzwiami, jakby oceniała możliwe do zaakceptowania straty, gdyby jednak konieczny był siłowy szturm na toaletę, ale chyba odpuściła i wróciła do Julii i Waldka.

- Okazuje się, że doktor Butani był cały czas w swoim gabinecie, ale nic nie słyszał, bo miał słuchawki na uszach. Podobno w wolnych chwilach uczy się wymowy w naszym języku – relacjonowała siostra Żaneta zakończony rekonesans. – Ten młody, średnio bystry pana kolega nadal siedzi w toalecie. Twierdzi, że się czymś zatruł i nie chce jeszcze wychodzić. Ale nie dodzwoni się pan do niego, bo powiedział, że utopił swój telefon w klozecie. Ten młodzieniaszek próbował mnie ściemnić, że ktoś do niego zadzwonił, on niepotrzebnie odebrał połączenie i telefon mu się z rąk wyślizgnął. Ale ja tam wiem swoje - siostra Żaneta uśmiechnęła się pod nosem.

- A Ola? Czy ktoś w ogóle wie, gdzie może być teraz moja córka? – dopytywała się zdenerwowana Julia, zamieniając rękę uciskającą ranę.

- Nie mam pojęcia – odparła siostra Żaneta i sięgnęła do kieszeni fartucha. Wyciągnęła z niej smartfona w różowym etui, którego Julia natychmiast rozpoznała – Ale skoro jej telefon nadal leżał u mnie na biurku, wnioskuję, że nie dotarła z powrotem na oddział.

Drzwi na końcu korytarza otworzyły się z hukiem i w oddali pojawiło się kilka osób personelu pchających dwie pary noszy. Tuż za nimi Waldek zobaczył biegnącego podkomisarza Kamińskiego. Zadyszany policjant z dochodzeniówki zatrzymał się przed nimi, pochylił do przodu i wykonał kilka oddechów. Wreszcie wyprostował się, popatrzył po wszystkich i powiedział:

- Jacenko ją porwał! Przed chwilą dzwonił do mnie aspirant Świgoń. Powiedział, że dziewczyna niedawno skontaktowała się z nim z bagażnika auta porywacza!

Wszyscy spojrzeli w tym momencie pytająco na podkomisarza, a potem na trzymanego nadal przez siostrę Żanetę różowego, lekko sfatygowanego Samsunga S9.
----------------------------------------
c.d.n.
Pozdrawiam,
M.
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
Wypowiedz się:
Jeśli zostawisz to pole puste przypiszemy Ci losową ksywę.
Publikacja czyichś danych osobowych bez zezwolenia czy użycie zwrotów obraźliwych podlega odpowiedzialności karnej i będzie skutkować przekazaniem danych publikującego organom ścigania.
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii i wypowiedzi, a osoba zamieszczająca wypowiedź może ponieść za jej treść odpowiedzialność karną i cywilną. Bolec.Info zastrzega sobie prawo do moderowania wszystkich opublikowanych wypowiedzi, jednak nie bierze na siebie takiego obowiązku. Pamiętaj, że dodając zdjęcie deklarujesz, że jesteś jego autorem i przekazujesz Wydawcy Bolec.Info prawa do jego publikacji i udostępniania. Umieszczając cudze zdjęcia możesz złamać prawo autorskie. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za publikowane zdjęcia.
REKLAMA Villaro zaprasza