Portal nr 1 w powiecie bolesławieckim
REKLAMA 1,5% podatku dla Klekusiowo
BolecFORUM Nowy temat

Poezja. Wiersze ulubione.

3655
#Kava nieaktywny
4 września 2012r. o 22:39
Eleonora Biberstajn

* * *

Jakże niełatwo jest żyć
A przecież powiedziałam

- chcę stąpać po tafli jeziora
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
8501
#KoRn nieaktywny
4 września 2012r. o 22:54

Ile rąk i ile spojrzeń
I melodii we śnie
Nie wiem ja i ty też nie wiesz
Nikt wiedzieć nie może
Czy naprawdę jedną chwilę
Czy przez wiele lat
Zbudzisz się z otwartą dłonią
Jakbyś zerwać chciał

Ile rąk i ile spojrzeń
I melodii trzeba we śnie
Aby znaleźć, aby dotrzeć
I powieki oprzeć prościej
Nie wiem ja i ty nie wiesz, więc śpij

Na łodydze zapach barwy
Czy na liściu płaskim
Który rzeźbił wiatr naprawdę
Zielonym blaskiem
Czy to wcześniej czy to później
Nocą ci się przyśnię
Koronkowy, fosforyczny
Biały sen wyciśnie

Ile rąk i ile spojrzeń... itd. 2x

Pożeglujesz powiekami
W bok, i wstecz, i naprzód
Przez westchnienia żmij leniwych
Zwiniętych płasko

Zachwycony ponadczasowym pięknem strefy cienia
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
5183
magnum44
11 września 2012r. o 23:32
Adam Asnyk

Noc pod wysoką

Wieczór się zbliżał, a nad naszą głową
Wciąż wyrastały prostopadłe ściany
I wciąż się zdawał oddalać na nowo
Wierzchołek w słońca promieniach kąpany:
Więc trzeba było myśleć o noclegu,
Zanim nas zdradne ciemności zaskoczą
Na skał urwanych przepaścistym brzegu.

Właśnie się naszym ukazała oczom,
Wciśnięta między dwa ramiona góry,
Kotlina, pełna granitowych łomów,
Które z daleka sterczały, jak mury
Zdobytej twierdzy lub zburzonych domów.
Była to naga, posępna kotlina,
Cieniem dwóch groźnych wierzchołka piramid
Pokryta. - W głębi toń jeziorka sina
I mchu na głazach zielony aksamit...
Zresztą ni trawki, ni krzewu - jedynie
Woda i głazy, i mchy w rozpadlinie.

Tu na jeziora zeszliśmy wybrzeże,
Między zwalone bryły granitowe,
By obrać sobie ciche na noc leże
I mech jedwabny podesłać pod głowę
W miejscu, gdzie wielkie głazy pochylone
Od nocnych wichrów dawały osłonę.
Na niebie jeszcze dzień panował biały,
A słońce, góry zasłonięte grzbietem,
Barwiło w szczytach wyzębione skały
Złotem, purpurą albo fioletem...
Czasu dość było do zmierzchu. Usiadłem
Tuż nad zmrożonym jeziorka zwierciadłem,
Co z brzegów w śniegi oprawne i lody
W dali marszczyło czerniejące wody.
Patrzałem: jako w pracy nieustannej
Fala srebrzystą powłokę podmywa,
Aż tafla lodu, dźwięk wydając szklanny,
Pęka i dalej z szelestem odpływa;
Patrzałem: jako na posępnej toni
Kra oderwana krąży wkoło brzegu,
Jak jedna drugą potrąca i goni,
Na trud próżnego skazana obiegu...
I żałowałem, że się próżno kręci,
Przypominając sobie ludzką dolę,
W której, ach nieraz, wszystkie dobre chęci
W zaklętym muszą obracać się kole...

Tymczasem dołem gęstsze cienie rosły,
Bory zsiniały pod mgieł mleczną szatą
I szczyt nad głową zagasnął wyniosły:
Pobladł i barwę przyjął popielatą.
Wraz z znikającą jasnością promienną
Ostatnie życia uchodziły ślady...
Mrok zwiększył martwość pustkowia kamienną
I obszar zastygł, posępny i blady,
I swym straszliwym przytłoczył ogromem
Myśli zbłąkane w państwie nieruchomem.
Geniusz tych wyżyn, surowy i groźny,
Powstał z przepaści mierząc mnie oczyma;
Swego oddechu słał mi powiew mroźny
I naprzód rękę wyciągnął olbrzyma,
Rozpościerając dokoła nade mną
Milczenie pustyń, nieskończoność ciemną
I tę samotność zamarłego świata,
Co dziwnym smutkiem ludzką pierś przygniata;
Samotność, w której milczącym ogromie
Człowiek swą słabość poznaje widomie
I chce się cofać przed nieznaną mocą,
Przed rozesłaną na przepaściach nocą,
Przed skrytych potęg gwałtownym objawem,
Przed niezbłaganym bezlitosnym prawem,
Przed rozpasanych żywiołów odmętem,
Przed nieświadomym... tajnym... nieujętem...

Uczuciem takiej grozy pokonany,
Między zaciszne powróciłem ściany,
Gdzie towarzysze legli już strudzeni
Na mchu, pod dachem gościnnych kamieni;
I sam złożyłem głowę na posłaniu,
W półsennym teraz pogrążon dumaniu.

Noc gęste mroki zapuściła wszędzie:
Nawet błękity niebios przeźroczyste,
Oprawne dołem w czarnych skał krawędzie,
Stały się więcej ciemne, przepaściste,
I tylko ową błękitną ciemnotę
Gdzieniegdzie gwiazdy przetykały złote.
Ciemność rzuciła pomost przez otchłanie
I wyrównała wnętrza gór podarte;
Zostało jedno wielkie rusztowanie,
Zbitych granitów grzbiety rozpostarte,
Ponad którymi dwie wierzchołka wieże,
Dwa wyniesione ostrokręgi cieniu
Chwiać się zdawały w niebieskim eterze
Przy migotliwym drżących gwiazd promieniu.
Cisza - a jednak w tej pozornej ciszy
Wsłuchane ucho ciągłe wrzenie słyszy,
Szmer nieustanny, na który się składa
Wszystko, co głosem z życia się spowiada:
I woda, która gdzieś w szczelinie syczy,
I fal powietrza szelest tajemniczy,
I pękających głazów łoskot głuchy,
I wszystkie świata na wpół senne ruchy.
Czasami skała u szczytu wisząca
Stoczy się na dół i z przeciągłym grzmotem
O najeżone ściany się roztrąca;
Huk długo echa powtarzają potem...
Aż rozsypany głaz na drobne części
W wąwozie gradem kamieni zachrzęści.

I znowu wszystko wraca do spokoju;
Tylko, jak dawniej, szepczą z sobą góry
Podmuchem wiatru i szemraniem zdroju;
I znowu płynie cicha pieśń natury
W gwiaździste sfery, w przestrzeń nieskończoną,
Gdzie wszystkie pieśni zdążają i toną,
I tam się wiąże, i zlewa, i brata
Z całą harmonią zaziemskiego świata.

W ślad za tą pieśnią myśli moje biegły,
Wyswobodzone z tłoczącej je grozy.
Wolny, choć prawom powszechnym podległy,
Duch mój wstępował na gwiaździste wozy
I tracił z oczu ludzkich istnień chwile,
I wydeptany ślad na ziemskiej bryle;
I zapominał o swojej obroży,
I o boleści, co go we śnie trwoży.
On się zanurzył w źródle wiecznie żywem,
Poruszającym wielkie koło bytu;
Uczuł się jednym łańcucha ogniwem
Rozciągniętego przez otchłań błękitu;
On znalazł wspólne ognisko żywotów
I związek z całym ogromem stworzenia,
Z wieczystym duchem, co mu podać gotów
Rękę z ciemności albo z gwiazd płomienia;
Więc w rozpostartej na przepaściach nocy
Już opuszczenia nie czuł i niemocy,
I mógł się poddać, jako drobny atom,

Tej twórczej myśli, co przewodzi światom,
I z nieodmiennym zgodzić się wyrokiem,
I odpoczywać, jak pod matki okiem.
:)

Niczego w życiu nie należy się bać, należy to tylko zrozumieć. M.S.C.
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
4122
#karmelka29 nieaktywny
12 września 2012r. o 13:36


Spacer wokół Kuncewiczówki
czyli poemat o miasteczku wiecznie zakochanych

Od wiosny do jesieni wędrowali stale
znanymi ścieżkami przy wiślanym wale,
albo skarpą nad rzeką, jak również wąwozem
podziwiając przyrodę. Lecz niedługo, może,
zaprzestaną odwiedzać urokliwe strony,
gdyż ich czas już na zawsze został policzony
na kilka dni i nocy, które są przed nimi
i na kilka spacerów ścieżkami długimi
naokoło miasteczka nietuzinkowego,
poczętego z miłości, bardzo magicznego.

Ona drobna, kwiatami z ogrodu pachnąca,
szła czule uśmiechnięta i ze szczęścia drżąca,
oparta na ramieniu swego towarzysza.
A on jej myśli stale w sercu swym słyszał
i z lubością spozierał na srebro jej włosów.
Cierpliwie nasłuchiwał kochanego głosu
pragnąc, by choć na chwilę usiedli na ławce
między klematisami, przy skoszonej trawce
i wreszcie się napili wina klarownego
- on puchar czerwonego, a ona białego.

Już od dawna nie chodzą swoimi ścieżkami
i nie zatrzymują się już przed bramami
maleńkiego ryneczku z urokliwym czarem
wypełnionym śpiewami, śmiechem oraz gwarem
tych, co tutaj przybyli, a których już nie ma...
Stąd dla miasta nad Wisłą ten krótki poemat.



Dopisane 12.09.2012r. o godz. 13:36:


Dziwne pragnienia

Pragnę powiedzieć wiele słów ciepłych ,
gdyż marzę aby one odwlekły
dni pełne smutku i pustki wielkiej.
Ale nie powiem. Na przekór wszelkiej
zmienności myśli, słów i nastrojów
szukam spokoju.

Pragnę powiedzieć wiele słów miłych,
aby wyrazić w nich z całej siły,
że wciąż koło mnie jest bardzo pusto.
Ale nie powiem - na przekór gustom
nie chcę za bardzo uczuć wylewać,
bo zaczniesz ziewać.

Pragnę znów usiąść przy tobie blisko,
by poukładać w swym życiu wszystko,
lecz nie przysiądę się jednak wcale
i nie myśl sobie, że znów się żalę
zamiast rozsądnie w koło popatrzeć
by przeszłość zatrzeć.

Właśnie przestałam pragnąć cokolwiek,
także nie lecą już łzy spod powiek
z nadmiaru smutków i samotności.
Lecz nie mam chęci zapraszać gości,
aby stworzyć sztuczny tłok
na chwilę, na dzień, na rok.



:) :)

Trzeba tak żyć, żeby można było mieć szacunek dla samego siebie.
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
5183
magnum44
12 września 2012r. o 14:18
Jan Lechoń

[Co noc, gdy już nas nuda bezbrzeżna ogarnia]

Co noc, gdy już nas nuda bezbrzeżna ogarnia,
Gdy czczość jałową w myśli, w sercu pustkę mamy,
Wypluwa nas na miasto knajpa lub kawiarnia
I błądzimy bez celu po zamknięciu bramy.

A potem: łomotanie czasem półgodzinne,
Nim wreszcie stróż zaspany obudzić się raczy,
I myśl: zabłądzić w końcu przed drzwi jakieś inne,
Co prowadzą do "Lepiej" lub choćby "Inaczej".


[img=1347452126_6poo151.jpg]



Jan Lechoń

Siedem grzechów głównych - Nieczystość

Jedno długie spojrzenie, ach! ileż potrafi
Rzucone w moją stronę prawie nieostrożnie.
Ach! jakąż jest rozkoszą oglądać bezbożnie
To wszystko, czego nie ma na twej fotografii.

Wszystkie dnia mego sprawy są tylko marzenia,
Które noc porozprasza, sen z myśli wypłoszy;
Bo cóż da rozkosz wargom, gdy pragną rozkoszy.
Cóż może olśnić oczy, gdy pragną olśnienia.

Noc z tobą - to jest jedno, co jak haszysz działa,
Tylko jedno w co można wierzyć bezprzytomnie.
I nie wiem, czy jest miłość oprócz twego ciała,
I wiem, że mnie nie kochasz, że zapomnisz o mnie.

:)

Niczego w życiu nie należy się bać, należy to tylko zrozumieć. M.S.C.
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
4122
#karmelka29 nieaktywny
23 września 2012r. o 8:34
Tyle smutku...

Tyle jest smutku w naszym wzroku,
Zbyt gorzko przyznać, zbyt boleśnie,
Że tylko i miedziany spokój
Pozostał nam w tym późnym wrześniu.

Inny odebrał mi spłoszenie
I dreszcz, i ciepło twego ciała ...
W sercu, jesiennym nieskończenie,
Cisza się deszczem rozszemrała.

To nic. Przywyknę. Jak pociecha
Zrodziła się ta prawda prosta,
Że nic mnie w życiu już nie czeka,
Tylko ten deszcz i żółty rozkład.

A przecie byłem też zrodzony
Do świeższych barw, do czystych dźwięków...
Jak mało widzę dróg schodzonych,
Jak wiele popełnionych błędów.

Życie... ból... szczęście - mija wszystko...
Śmieszny fatalizm doczesności.
Ogród, jak nieme cmentarzysko,
Usiały brzóz odarte kości.

I my zamrzemy, przeszumimy
Na podobieństwo drzew ogrodu.
Próżno więc pragnąć pośród zimy
Kwiatów, co giną z przyjściem chłodu.
Sergiusz Jesienin


Dopisane 23.09.2012r. o godz. 08:34:

Jesień

Drzewa na wieczną jesień schodzą w szare parki
przez pastelowe chwile przegniłej pogody;
w zamglonych nocach dni kucające o zmrok;
czai się pustą twarzą niebo bez obłoków.

Rano... znowu się budzę w przekroplonej ciszy,
sen odrasta w powiekach napęczniałych męką,
Szarość tańczy po szybach pajączkami pyłu,
pokój się wpół unosi na ugiętych rękach
i sennie mi spogląda w rozproszone oczy...

Rano... w szum odbiegają myśli już odległe
i ty odpływasz w zachód mgieł odeszłym...
ulice wchodzą oknem, blade bezobliczem,
szorstką powierzchnią bruków w szyby mgłami spierzchłe.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Dzień się prześliźnie długim, lepkim ślizgiem
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
aż spłynie wieczór gęsty z szarych tapet
i westchnie jesień odległych pociągów wysapem,
Szarość pokoi podpali się zgniłą purpurą chryzantem.
W nocy pies we mgle szczeka,
rozpruwa szwy ciszy
i czkawka echa kaszle z przegniłych płuc podwórz.
Nie chodź po zwiędłym zmroku, lepiej okno otwórz:
przestrzeń powiewa w usta gorzką, wonną jesień.
Krzysztof Kamil Baczyński

Trzeba tak żyć, żeby można było mieć szacunek dla samego siebie.
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
5183
magnum44
12 października 2012r. o 23:21
Tadeusz Wywrocki
Jak nie kochać jesieni

Jak nie kochać jesieni, jej babiego lata,
Liści niesionych wiatrem, w rytm deszczu tańczących.
Ptaków, co przed podróżą na drzewach usiadły,
Czekając na swych braci, za morze lecących.

Jak nie kochać jesieni, jej barw purpurowych,
Szarych, żółtych, czerwonych, srebrnych, szczerozłotych.
Gdy białą mgłą otuli zachodzący księżyc,
Kojąc w twym słabym sercu, codzienne zgryzoty.

Jak nie kochać jesieni, smutnej, zatroskanej,
Pełnej tęsknoty za tym, co już nie powróci.
Chryzantemy pobieli, dla tych, których nie ma.
Szronem łąki maluje, ukoi, zasmuci.

Jak nie kochać jesieni, siostry listopada,
Tego, co królowanie blaskiem świec rozpocznie.
I w swoim majestacie uczy nas pokory.
Bez słowa na cmentarze wzywa nas corocznie.

Cyprian Kamil Norwid
JESIEŃ

O - ciernie deptać znośniej i z ochotą
Na dzid iść kły
Niż błoto deptać, ile z łez to błoto
A z westchnień mgły...

Tęczami pierwej niechże w niebo spłyną
Po złotszy świt -
Niech chorągwiami wrócą - a z nowiną
Na cało-kwit.

Bo ciernie deptać słodziej - i z ochotą
Na dzid iść kły
Niż błoto deptać, ile z łez to błoto
A z westchnień mgły...


:)


Dopisane 25.09.2012r. o godz. 19:58:

Władysław Broniewski

§


Cisza była nudna, męcząca,
muchy łaziły po oknie.
Właśnie skończył mowę obrońca,
usiadł, przecierał binokle.

Słychać było: ktoś ziewnął,
szeleściły akta, dokumenty...
A na stole stał przedmiot z drewna,
na którym był człowiek rozpięty.

Drewniany świadek w procesie
milczał z innymi świadkami,
i tylko muchy, skazane przez jesień,
u szyb brzęczały skrzydłami.

Sędzia powstał... - Wtem - co to?! jak to!!! -
z trzaskiem runęły drzwi szafy
i z plik, foliałów, kodeksów, aktów
wysypały się paragrafy!

Pękły pękate pandekty,
runęło na ławy, na stół
rojowisko obmierzłych insektów,
robactwo dwuogoniaste.

W przerażeniu sala zamarła,
potem: - Ratunku! Gdzie wyjście?! -
Za późno! Dławią, skaczą do gardła,
pełzną, oślizgłe, wiją się!...

Czarne, skręcone, długie,
jak glisty wpełzają w usta,
zwołują się: setny, sto drugi,
sto pięćdziesiąty szósty!

Roją się, pełno ich wszędzie:
na sali, na korytarzu!
I nagle spostrzegłem: sędzia
paragraf miał zamiast twarzy!


Prokurator pobladł i zadrżał
(o liryko prokuratury!),
gdy szepnął mu w ucho: - Oskarżam! -
paragraf nie wiem już który.

Nie mogłem wydobyć krzyku,
gardło mi skrętem oplątał
pięćdziesiąty pierwszy artykuł
i sto dwudziesty dziewiąty.

Paragraf, paragraf na szyi,
paragraf pętlicę zaciska,
paragraf pęcznieje, tyje,
spasiony padliną konfiskat!...

Zrozumiałem, pojąłem w końcu,
myślą jak gromem rażony,
że tutaj nie ma obrońców
i każdy jest oskarżony!

Skazany za winy świata
na dożywotnie milczenie,
przywołuję paragraf-kata,
ażeby wyrok odmienił,

bo nie wyzwolona słowem,
dręczy się myśl kaleka,
jak ta na stole sądowym
rozpięta figura człowieka.


[img=1348595562_akyxyvs.jpg]








Dopisane 25.09.2012r. o godz. 19:59:

:)


Dopisane 12.10.2012r. o godz. 23:21:

Krzysztof Kamil Baczyński

Bezsenność

Wiatr gra chorały nocy na organach podwórz;
z pyska chłapie ulicom kroków szara piana,
a noc mży czarnym piaskiem w kwadraty trawników,
dom brodzi zatopiony w kirach po kolana.
Czarny pająk obrazu wpełzł na śliską ścianę,
napęczniały i syty krwi słodkawej mroku,
sieje pustkę bezmierną i meble w nią plącze
Ostre cienie wazonów snują czerń z odwłoków.
Noc się nigdzie nie kończy, jest wszędzie bezkresna,
wiatr gra chorały nocy na na podwórz organach;
noc mi zalewa gardło mdlącą, duszną falą,
czekam, stopiony w mroku
wyzwolenia...
rana...

:)

Niczego w życiu nie należy się bać, należy to tylko zrozumieć. M.S.C.
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~ niezalogowany
12 października 2012r. o 23:28
:>

Zobaczysz , że zastrzelę!! :>
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
Wypowiedz się:
Jeśli zostawisz to pole puste przypiszemy Ci losową ksywę.
Publikacja czyichś danych osobowych bez zezwolenia czy użycie zwrotów obraźliwych podlega odpowiedzialności karnej i będzie skutkować przekazaniem danych publikującego organom ścigania.
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii i wypowiedzi, a osoba zamieszczająca wypowiedź może ponieść za jej treść odpowiedzialność karną i cywilną. Bolec.Info zastrzega sobie prawo do moderowania wszystkich opublikowanych wypowiedzi, jednak nie bierze na siebie takiego obowiązku. Pamiętaj, że dodając zdjęcie deklarujesz, że jesteś jego autorem i przekazujesz Wydawcy Bolec.Info prawa do jego publikacji i udostępniania. Umieszczając cudze zdjęcia możesz złamać prawo autorskie. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za publikowane zdjęcia.