Portal nr 1 w powiecie bolesławieckim
BolecFORUM Nowy temat
12 lutego 2006r. godz. 13:40, odsłon: 2090, Wiadomości Bolesławca

Katastrofy nie będą czekać

Czy potrzeba takiej tragedii jak w Katowicach, by odpowiedzialni za stan budynków w Bolesławcu zrozumieli, do czego są powołani?
Straż pożarna w akcji
Straż pożarna w akcji (fot. Wiadomości Bolesławca)
Czy potrzeba takiej tragedii jak w Katowicach, by odpowiedzialni za stan budynków w Bolesławcu zrozumieli, do czego są powołani? Czy naprawdę ktoś musi zginąć by dostrzeżono problem rozpadających się w Bolesławcu domów? Być może w miniony piątek bolesławieccy strażacy uratowali czyjeś życie likwidując jedno zagrożenie na ulicy Daszyńskiego. Czy jednak zawsze zdążą? W piątek popołudniu stałem z Andrzejem Żurkiem na ulicy Daszyńskiego. Nagle usłyszeliśmy świst i uderzenie czegoś w szybę samochodu. Pół kilogramowa bryła betonu przeleciała dwadzieścia centymetrów obok głowy redaktora naczelnego naszej gazety i roztrzaskała szybę. Najprawdopodobniej pochodziła z komina budynku przy Daszyńskiego 10. Zawiadomiliśmy zarządcę budynku. Inspektor nadzoru zjawił się natychmiast. Po oględzinach betonu wezwał firmę kominiarską. Ta stwierdziła to, co stwierdzić musiała. Fatalny stan komina. Pęknięcia i odpadająca okładzina. W takiej sytuacji inspektor firmy Civitas, zarządcy nieruchomości, Wiktor Hariton długo się nie zastanawiał. Wykręcił numer straży pożarnej i po zgłoszeniu się dyżurnego wypowiedział słowa rozpoczynające akcję: „Zgłaszam zagrożenie życia i zdrowia!”. Po chwili dwie bojowe jednostki straży pożarnej i jeden policyjny radiowóz blokowały całą ulicę. Zadaniem strażaków było usunąć zagrożenie, czyli zdjąć z dachu wszystko to, co może spadać na chodnik.

Kto odpowiada
Jak informują firmy prowadzące zarząd, za szkody związane z eksploatacją budynku odpowiadają zawsze właściciele. Oznacza to, że to oni pokrywają wszelkie szkody oraz odpowiadają, za wszystkie uchybienia związane z prawem budowlanym. Oczywiście, tylko wtedy, gdy zarządcy, których zatrudniają do dbania o mienie wspólnoty nie dopilnowali tych formalności. I tu rozpoczyna się problem.
Stan techniczny bolesławieckich budynków komunalnych jest fatalny. Wiele z nich nie widziało ekipy remontowej od wielu lat. Dopóki zarząd nad nimi sprawowało de facto miasto, nikt za bardzo nie przejmował się ich stanem. Pieniądze przekazywane przez miasto dla MZGM, rzadko trafiały na poważne remonty, mimo, że już wtedy świadomi swojej odpowiedzialności współwłaściciele wspólnot zgłaszali do ówczesnego zarządcy (MZGM) uchwały nakazującyce wykonanie niezbędnych remontów. Głównie dachów i kominów. Jak twierdzi jeden z członków wspólnoty Komuny Paryskiej 26, ówczesny dyrektor MZGM odmówił wówczas wykonania takiej uchwały. Nie wykluczone, że w innych wspólnotach było podobnie, zważywszy na ich obecny stan. Jeśli tak było, to trudno winić dziś właścicieli o odpowiedzialność za ewentualne szkody budowlane.
Dziś szacuje się, że remont dachu i kominów w jednej tylko wspólnocie mieszkaniowej kosztować może średnio około 50 tys. złotych. Co gorsze, stara zabudowa Bolesławca zamieszkała jest głównie przez osoby mniej zamożne, rencistów i emerytów. Sfinansowanie remontów z ich pieniędzy we względnie szybkim czasie jest praktycznie niemożliwe. Koło więc się zamyka. Katastrofy budowlane jednak nie czekają na ustawowe regulacje prawne. I nie jest to prawdą, że jest to problem tylko i wyłącznie wspólnot. Gospodarowanie zasobami mieszkaniowymi miasta należy również do zadań własnych gminy.

Pat
Sytuacja miała poprawić się od 1995 roku, gdy weszła w życie ustawa o własności lokali. Już wtedy powinny być zakładane fundusze remontowe dla wspólnot, z których to pieniędzy zarządcy mieli dokonywać niezbędnych remontów. Fundusze takie, co prawda tworzono, ale stawka 50 groszy za metr kwadratowy była niewystarczająca by sfinansować poważne prace. Właściciele więc płacili, MZGM nie remontował, a domy niszczały. Paradoksalnie, miastom w Polsce na pomoc przyszedł ówczesny Prezes Urzędu Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast, Sławomir Najniger. W jednym z pism z lutego 2000 roku, jednoznacznie stwierdził, że zakłady budżetowe nie mogą administrować budynkami stanowiącymi własność wspólnot mieszkaniowych. Wynika z niego, że od 1995 roku MZGM robił to niezgodnie z prawem. Sytuację zaczął uzdrawiać prezydent Piotr Roman. Rozpoczął zmiany w samym MZGM. W 2004 roku zaczął się proces zmiany zarządców nieruchomości. W samym Bolesławcu jeszcze bardziej zwiększono ulgę w przypadku, gdy ktoś chciał wykupić mieszkanie na własność. Doprowadzono więc do zjawiska, gdzie miasto pozbywa się nieruchomości na rzecz mieszkańców i jednocześnie zmieniano zarządców. Dziś zarządcy szacują, że w rękach prywatnych jest już około 55% zasobów mieszkaniowych. To oznacza, że bolesławianie wzięli na siebie w takim procencie odpowiedzialność za wyremontowanie tego, co przez wiele lat było zupełnie zaniedbane, mimo, że ci sami bolesławianie przez te wszystkie lata płacili regularnie czynsze.
Ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Wiele osób zgłaszało, że zebrania wspólnot, na których zapadały decyzje o zmianie zarządcy były farsą. Tajemnicą publiczną jest fakt, że dużą część zasobów mieszkaniowych objął w zarząd TBS. TBS, będąc spółką w 100% gminy miejskiej jest najmniej zainteresowany by cokolwiek remontować, gdyż w ten sposób, musiałby przymuszać swojego właściciela do łożenia większych kwot na fundusze remontowe. Dobitnie to wykazała pani Joanna Pawłowska-Strzelecka z firmy Civitas, specjalizująca się w zarządzaniu wspólnotami mieszkaniowymi. Jako przykład podała uchwałę, gdzie prywatni właściciele chcieli podnieść stawkę funduszu remontowego do realnych 2 zł za metr kwadratowy, a przeciwni temu byli zawsze przedstawiciele gminy miejskiej upoważnieni przez prezydenta miasta. Nie dziwi, więc fakt, że przedstawiciele Urzędu Miasta, na zebraniach właścicieli głosowali, tam gdzie mieli większość, by zarząd sprawował TBS. Jak poinformowali nas przedstawiciele tej firmy, sprawują oni obecnie zarząd nad 60% zasobów mieszkaniowych Bolesławca. W większości wspólnot stawka funduszu remontowego w zarządzanych przez TBS miejscach wynosi od 30 do 50 groszy. Jak mówią zarządcy, przy takiej stawce nikt wspólnocie nie udzieli nawet kredytu.

Komentarz
Dziś miasto poczuwa się do odpowiedzialności tylko do wielkości powierzchni, jaką mają w danej wspólnocie mieszkaniowej. Czy jest to sprawiedliwe? Nie nam to oceniać. Zrobią to sami mieszkańcy jako wyborcy przy urnach. To jednak długa perspektywa, a jak napisano wcześniej, katastrofy nie będą czekać. Niewiele brakowałoby, a Andrzej Żurek stałby się pierwszą ofiarą zaniedbań. Dziś sytuacja wydaje się bez wyjścia. Czy na pewno? Niewątpliwie jedynym podmiotem w tej sprawie, który ma pieniądze niejako „od zaraz” to Gmina Miejska. Niewątpliwym jest również fakt, że może ona zgodnie z prawem (przy dobrej woli) pomagać wspólnotom mieszkaniowym. Pomoc może być różna. Można ustalić fundusz, który przeznaczony będzie na nieoprocentowaną pożyczkę dla wspólnot. Można z publicznych pieniędzy pokryć koszty związane z oprocentowaniem komercyjnych kredytów przeznaczonych na remonty dla wspólnot.
Nie zmienia to faktu, że właściciele muszą pokryć 100% całości inwestycji. Można również inaczej. Istnieje droga, z której mogą skorzystać wspólnoty mieszkaniowe. Członkowie wspólnot, mają wszelkie prawo ku temu, aby stać się beneficjentami funduszy strukturalnych Unii Europejskiej. Fundusze te, mogą sfinansować nawet 75% kosztów inwestycji. Kluczem otwierającym sezam z subsydiowaniem takich przedsięwzięć jest słowo rewitalizacja. Problem polega na tym, że aby skorzystać z niego, znów do działań musi włączyć się lokalny samorząd by opracować i przyjąć kompleksowy program rewitalizacji. I żeby było jasne w programie tym nie może chodzić tylko o wymianę ulic asfaltowych na brukowe.
Wypowiedz się:
Jeśli zostawisz to pole puste przypiszemy Ci losową ksywę.
Publikacja czyichś danych osobowych bez zezwolenia czy użycie zwrotów obraźliwych podlega odpowiedzialności karnej i będzie skutkować przekazaniem danych publikującego organom ścigania.
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii i wypowiedzi, a osoba zamieszczająca wypowiedź może ponieść za jej treść odpowiedzialność karną i cywilną. Bolec.Info zastrzega sobie prawo do moderowania wszystkich opublikowanych wypowiedzi, jednak nie bierze na siebie takiego obowiązku. Pamiętaj, że dodając zdjęcie deklarujesz, że jesteś jego autorem i przekazujesz Wydawcy Bolec.Info prawa do jego publikacji i udostępniania. Umieszczając cudze zdjęcia możesz złamać prawo autorskie. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za publikowane zdjęcia.
Daj nam Cynk - zgarnij nagrodę!

Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!

Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].

Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).

REKLAMA Villaro zaprasza