Nie dalej jak kilka dni temu, bodaj we środę, siedziałem, w asyście moich redakcyjnych przyjaciół, w restauracji znajdującej się w pewnym niewielkim, włoskim miasteczku. Zajadaliśmy się lokalnymi specjałami, piliśmy niepierwszą już tego dnia butelkę nie mniej lokalnego wina, a zegar wskazywał powoli godzinę, o której Kopciuszek w pośpiechu opuszczał bal. Dla nas pośpiech był czymś zupełnie obcym. Za to oddawaliśmy się mniej lub bardziej filozoficznym dysputom. Co było pierwsze jajko czy kura? Dlaczego w Bolesławcu o tej godzinie mogą sobie co najwyżej zjeść hot doga na stacji paliw?
Oczywiście jajko. Już dinozaury przecież składały jaja, a działo się to w czasach, kiedy o kurach świat jeszcze nie słyszał. Jeśli więc można drogą dedukcji rozwiązać problem pierwszeństwa jajka nad kurą, może możliwe jest też odnalezienie odpowiedzi na kolejne pytanie.
Zawód, który sobie wybrałem (bo trzeba wam wiedzieć, że pracę dziennikarza łączę z pracą DJa) sprawia, że spotkać się z przyjaciółmi mogę co najwyżej w tygodniu. Plusem jest to, że wczesnym rankiem dnia następnego wcale zrywać się na równe nogi nie muszę (chyba, że akurat dzieje się coś "atrakcyjnego dziennikarsko"). Czy taki tryb życia jest czymś niezwykłym? Śmiem twierdzić, że wcale nie! Cała masa moich zajomych pracuje w trybie zmianowym, albo z innych przyczyn o wolnym weekendzie może sobie jedynie pomarzyć. Co innego wolny wtorek - ten zdarza się nam regularnie.
Wróćmy do naszej włoskiej knajpki, w której mimo późnej pory zastać możemy cały przekrój społeczeństwa. Od rozbawionej młodzieży, przez randkujących trzydziestolatków, po pełnych wigoru seniorów. Mogę iść o zakład, że zdecydowana większość ludzi w niej przebywających jutro musi iść do pracy. Nie psuje to ich humorów. Nikt też nie gasi im światła, nie wyłącza muzyki (ba, do kotleta przygrywa lokalna jazzowa kapela) i nie mówi, że pora iść do domu. A takie właśnie sceny to normalka w naszych lokalach.
Znacie to? Wpadacie do restauracji chwile po 20, bo wreszcie udało się skończyć domowe sprawunki i położyć dzieciaki spać, albo wracacie z kina z przyjaciółmi i wcale nie macie ochoty kończyć jeszcze wieczoru, a uśmiechnięta kelnerka wita was słowami "kuchnia zamknięta". Ja słyszę to coraz rzadziej, zgodnie z logiką, że "im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było". Po prostu lokalni restauratorzy (no może poza jednym) nauczyli nas czego możemy się spodziewać. Zamkniętych drzwi, albo w najlepszym razie zamkniętej kuchni i informacji o tym, że możemy sobie co najwyżej zamówić ostatniego drinka...
Czy to "wina" lokalnej klienteli, że życie nocne w tygodniu w mieście ceramiki praktycznie nie istnieje? Pewnie jest to pochodna faktu, że mało kto wpada na pomysł nocnych posiadówek w restauracji czy dobrym barze w środku tygodnia. Warto jednek zapytać dlaczego tak się dzieje. Czy to właśnie owe zamknięte drzwi i kuchnie nas tego nie nauczyły, a ich otwarcie mogłoby nauczyć nas czegoś zupełnie innego?
k1p napisał(a): Jest różnica między prywatnym interesem a miejskimi basenami. Założę się, że prywatny basen też nie byłby otwarty, gdyby nie było klientów. Dla jednego, dwóch nie opłaca się trzymać pracowników i wszystkiego w gotowości.
~xyz napisał(a): powiem wam tak ja nie siedzę w tygodniu po knajpach , ponieważ na drugi dzień idę do pracy , w przeciwieństwie do GREKA lub WŁOCHA, który nie pracuje.
Nie popijam alkocholu , bo u nas są trzeżwe poranki. W d....e mam to jak sie zyje w innym kraju , ja mieszkam w POLSCE i tutaj sie nie wysiaduje po nocach w knajpach , bo rano sie pracuje, więc prosze usznujcie to i przestancie wciskac , zagraniczne style życia, które doprawadzają ich do bankrucji jak np. GRECY. koniec tem
emem napisał(a): Anonimie, miasto Boleslawiec to spolecznosc ok 37 tysiecy ludzi - maja rozne zwyczaje, preferencja i checi. Jeden o 22 chce spac w domu, a drugi byc w restauracji z przyjaciolmi, a jeszcze inny jezdzic na rowerze po rynku. Co w tym zlego?
~ napisał(a): kogo u nas stać na knajpę? przy naszych zarobkach. ?? ??
mir.ko napisał(a):~xyz napisał(a): powiem wam tak ja nie siedzę w tygodniu po knajpach , ponieważ na drugi dzień idę do pracy , w przeciwieństwie do GREKA lub WŁOCHA, który nie pracuje.
Nie popijam alkocholu , bo u nas są trzeżwe poranki. W d....e mam to jak sie zyje w innym kraju , ja mieszkam w POLSCE i tutaj sie nie wysiaduje po nocach w knajpach , bo rano sie pracuje, więc prosze usznujcie to i przestancie wciskac , zagraniczne style życia, które doprawadzają ich do bankrucji jak np. GRECY. koniec tem
pytanie kto zbankrutuje szybciej Polska czy Grecja :
" Minimalne wynagrodzenie w Grecji osiągnęło poziom 876,6 euro w 2012 roku, a aktualnie wynosi 683,8 euro. Relacja tego wynagrodzenia do średniego osiągnęła 56,4% w 2011 roku [3]. Poziom polskiego minimalnego wynagrodzenia to 348,7 euro w 2011 roku i 409 euro obecnie." biznes.plDopisane 28.02.2016r. o godz. 22:49:dla mnie Polska jest bankrutem. poziom życia 2x niższy jak Grecja
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).