Zdecydowałem się kandydować w nadchodzących wyborach na stanowisko prezydenta Bolesławca. Nie była to łatwa decyzja, bo ciągnie za sobą wiele konsekwencji dla mojego życia zawodowego i prywatnego. Ale uważam, że warto wykorzystać szansę na zmiany w naszym mieście. Uważam, że mogę być środkiem do osiągnięcia tego celu.
Wiem, że nie jestem kandydatem marzeń i do stereotypu samorządowca mogę nie pasować. Ale chyba wszyscy mamy już dość stereotypowych samorządowców od lat żyjących z publicznych pieniędzy, pozapinanych w sztywne sposoby samorządowego myślenia jak w garnitury. Czas się otworzyć, otworzyć Bolesławiec i zadbać o miasto i jego mieszkańców. Czas uwolnić ludzi od wszechobecności samorządu, ingerowania urzędników w nasze życie i rozrastania się administracji.
Czas walczyć o wszystko tak, jak walczyliśmy osiem lat temu ze sztabem Piotra Romana o zmiany w mieście. Wygraliśmy, piszę „my” bo i ja byłem w tym sztabie wyborczym. Tyle, że potem okazało się, iż ten nasz nowy, wymarzony prezydent to już nie ten sam człowiek a jego pomysły na Bolesławiec w dużej mierze polegają na rozrastaniu się samorządowych firm, konkurowaniu z prywatnym biznesem i zadłużaniu miasta.
Zobaczyliśmy człowieka, który potrafi nazwać poprzedniego prezydenta miasta palantem. Człowieka, którego podwładny bez konsekwencji może nazwać przedsiębiorcę czy radnego bydlęciem. Człowieka, który zniechęca do siebie ludzi, który zadłuża miasto, żeby przed wyborami zrobić festiwal inwestycji. Nie chcę takiego prezydenta.
Dziś wielu tych, którzy wtedy wspierali obecnego prezydenta, stało się jego przeciwnikami. Zbyt wielu, aby był to przypadek, kwestia urażonych ambicji czy też braku udziału w dzieleniu powyborczego tortu.
Jestem człowiekiem, który w swoim życiu realizuje to, co sobie zamierzy, osiągam cele, zamiast tylko o nich gadać. Mam doświadczenia, w przeciwieństwie do samorządowców, głównie w wydawaniu prywatnych, a nie publicznych pieniędzy. Jestem skuteczny, osiągam to, o co walczę. Ważne dla mnie jest to, że wierzy we mnie grupa przyjaciół i znajomych, którzy wspierają mnie z sympatii a nie z innych powodów.
Znacie mnie jako współtwórcę Gliniady, uczestnika Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i innych akcji, takich jak Dzień Misia. Znacie mnie jako tego, który domagał się oznakowań zjazdów z autostrady i na autostradę. Znacie mnie również jako radnego, który w interesie Bolesławca nie raz i nie dwa spiera się na sesjach m.in. o to jak lepiej promować nasze miasto i rozsądniej wydawać publiczne pieniądze. Znacie mnie wreszcie jako twórcę, mima.
Dlaczego mam szanse?
Wierzę w rozsądek bolesławian i siłę swojego programu. Wierzę, że Bolesławiec może się promować nie tylko piwnymi festynami i tym, że świeci w nocy. Wierzę, że nie musimy być jak Chłodnica Górska z filmu „Auta” umierająca po otwarciu autostrady. Wierzę, że możemy naprawdę, a nie tylko pozornie, zadbać o nasze zdrowie, o naszą młodzież, nasz sport i naszą kulturę.
Wierzę, że samorząd może zajmować się czymś więcej niż drenowaniem podatkami portfeli mieszkańców i stawianiem kolejnych fontann.
Tutaj oraz na swojej stronie www.bogdannowak.pl będę prezentował kolejne punkty mojego programu. Wierzę, że przemyślicie je i uznacie za swoje. Wierzę, że tak jak ja uznacie, iż warto razem zadbać o nasze miasto i oddać je w ręce mieszkańców. Bo władza jest od tego, żebyśmy mieli równe chodniki, bezpieczeństwo, opiekę zdrowotną i żeby pomóc realizować pomysły mieszkańców na miasto.
Ogłaszam swoją decyzję dopiero teraz, bo nie chciałem, żeby rzutowała w jakikolwiek sposób na przebieg Gliniady i aby Gliniadę traktowano jako polityczną manifestację. Pewnie robiąc z Gliniady swój wiec wyborczy zyskałbym jako kandydat, ale nigdy nie chciałem i nie chcę, aby była ona sprawą polityczną.
W tych wyborach do samorządu lokalnego zacznijmy walczyć o wszystko, zacznijmy walczyć o Bolesławiec.
Bogdan Nowak
|