Ośrodek kolonijny „PORTUS”, w którym mieszkaliśmy, położony jest w sosnowym lasku bardzo blisko plaży, a na jego terenie znajdowały się boiska do gry w piłkę nożną, siatkówkę plażową, koszykówkę, kometkę oraz świetlicę w której odbywała się większość przygotowywanych imprez.
Czasami dzieci same wpadały na genialny pomysł zabawy dla siebie (np. „Droga Krzyżowa” przygotowana przez kilku chłopców z najstarszej grupy), ale na całe szczęście to my wychowawcy i kierownik organizowaliśmy im czas. Zabawy były przeróżne. Począwszy od „Jarmarku cudów” w którym nasi koloniści musieli wykazać się inwencją twórczą oraz odrobiną przedsiębiorczości, tak aby zarobić jak najwięcej „koloniusów”, czyli naszej kolonijnej waluty. Jak się okazało dzieci miały mnóstwo pomysłów: był zakład fryzjerski, kosmetyczny, salon masażu, solarium, wróżby i kabały, szyte czapeczki, kasyno i wiele innych atrakcji.
Najbardziej oczekiwanym dniem, był z całą pewnością dzień chrztu. O bezwzględności tortur jakim zostaną poddani tzw. „Neofici” już dużo wcześniej krążyły przez nikogo nie dementowane plotki. Najbardziej przestraszona była oczywiście grupa najmłodszych dziewcząt. Jak jednak wiadomo, nie taki diabeł straszny jak go malują, a nasz chrzest był po prostu świetną zabawą. Na wieczornym apelu uczestnicy otrzymali pamiątkowe akty chrztu wraz z nowo nadanym imieniem.
W rozkładzie kolonijnych zajęć znalazł się czas na dwie wycieczki. Pierwsza do Międzyzdrojów. Po drodze podziwialiśmy piękny krajobraz wyspy Wolin, zwiedzaliśmy Woliński Park Narodowy i Zalew Kamieński. Drugą wycieczką był oczywiście rejs po Bałtyku statkiem „Korsarz”. Niebywałym wydarzeniem była również „Ścieżka duchów” przygotowana w tajemnicy przez najstarszych chłopców. O tym, że nasi koloniści są wyjątkowo wysportowani mogliśmy się przekonać podczas organizowanych rozgrywek sportowych (niepokonana była nasza drużyna piłkarska) oraz spartakiady międzykolonijnej i biegu plażą. W obydwu nasi koloniści zajmowali bardzo wysokie miejsca.
Największą zmorą dla nas wychowawców, a szczególnie pani kierownik, okazały się, nie jak wcześniej myśleliśmy pogoda, a telefony. Dzieciaki biegały dzwonić do domu niemal codziennie, a słysząc głos rodziców kompletnie się rozklejały.
Niektórzy zaś dawali upust swej nieograniczonej fantazji, przekazując rodzicom nieprawdziwe informacje o złym wyżywieniu i warunkach zakwaterowania. Barwne opisywanie warunków pobytu oraz niesmacznych posiłków, miał wzbudzić u rodziców (co najgorsze rodzice czasami wierzyli) współczucie i potrzebę dosłania „kochanych pieniążków”.
Kolonie tradycyjnie zakończyły się ślubami i dyskoteką pożegnalną. 11 lipca wszyscy wypoczęci i pełni wrażeń wróciliśmy do Bolesławca.
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).