14 lutego 2012r. godz. 22:04, odsłon: 3621, BoletusKomu bije dzwon?
" Przeto nigdy nie pytaj, prezydencie, starosto, burmistrzu, wójcie czy premierze komu bije dzwon? bije on tobie!"
(fot. Bolec.Info)
Siarczysty mróz, który chwycił nas w swoje objęcia dobre dwa tygodnie temu, wreszcie zaczyna powoli „odpuszczać”, mogę więc spokojnie chwycić w przemarznięte dłonie jeszcze do niedawna zamarznięte pióro i napisać, co też ciekawego zdarzyło się przez ten ostatni, mocno zmrożony, okres czasu.
Ano trochę się działo. Mimo porażająco niskich temperatur, dzielna polska (i nie tylko polska) młodzież wychodziła co rusz na ulicę, żeby stanowczo zaprotestować przeciwko ratyfikowaniu tzw. ACTA – pakietu dokumentów, które mają mocno uprzykrzyć życie tysiącom internautów na całym świecie (i nie tylko im). Ponieważ i ja do nich należę, po uważnym wysłuchaniu wielogodzinnych dyskusji w rozmaitych mediach, wyrobiłem sobie zdanie na „zdecydowane NIE!”
I tu zgadzam się całkowicie z protestującymi młodymi ludźmi, że jest to poważny zamach na nasze fundamentalne prawa i wolności, dopiero co niedawno wywalczone. Największe niebezpieczeństwo widzę w jednym z możliwych skutków tej ustawy: jak grzyby po deszczu zaczną się mnożyć różnej maści firmy rewindykacyjne, które będą nękać ludzi i żądać zapłaty np. za pliki ściągnięte z Internetu. I temu się stanowczo przeciwstawiam.
Wychowałem się w państwie represyjno-policyjnym i ledwo człowiek od tamtego „odżył”, znowu ma się zacząć? Przecież są setki sposobów na lepsze i skuteczniejsze zabezpieczenie np. praw autorskich niż ściganie ludzi i grożenie im strasznymi konsekwencjami za to, że po prostu korzystali z dobrodziejstw Internetu. Trzeba to po prostu załatwić inaczej i tyle na ten temat.
Teraz słów parę o naszym lokalnym podwórku. Z pewnym zdumieniem przeczytałem, skądinąd świetny, felieton J. Bolesławieckiego: „Tak zwany prezydent”, z którego dowiedziałem się, że prezydenta Bolesławca zdenerwowała krytyka pewnych decyzji podjętych przez niego i przez całkowicie mu podporządkowaną Radę Miasta. No cóż, właściwie nie powinno mnie to dziwić, ale jednak…
Co do tych decyzji, to krytyka ze strony naszego portalu jest według mnie jak najbardziej słuszna. Bo jak można chwalić np. znaczące podwyżki podatków dla lokalnych przedsiębiorców?
Czy to pociągnięcie służy rozwojowi miasta, czy jest ono „miasto-twórcze”, czy spowoduje zwiększenie miejsc pracy?
Oczywiście, że nie, i wszyscy – łącznie z Panem Prezydentem – doskonale o tym wiedzą. Tyle, że może nie wszyscy wiedzą, że Prezydent wespół z Radą Miasta przez ostatnie lata dramatycznie zadłużyli Bolesławiec na różne, nie do końca przemyślane, za to bardzo spektakularne, „przedsięwzięcia” (żeby wymienić tylko zupełnie chybioną i przepłaconą „sikawkę” udającą fontannę pośrodku Rynku).
Otóż nasi panowie decydenci miejscy zadłużyli miasto ponad miarę i teraz gorączkowo szukają pieniędzy na spłatę tych długów, oczywiście nie tam gdzie trzeba, czyli głównie w kieszeniach podatników.
Chyba grunt zaczyna palić się pod nogami, stąd takie nerwowe reakcje Pana Prezydenta, który zamiast merytorycznych odpowiedzi na krytyczne uwagi – rzuca obraźliwe inwektywy.
Swoją drogą, bardzo chciałbym wiedzieć, co dzieje się aktualnie ze sprawą tzw. „trójkąta bermudzkiego” – czyli słynnego placu przy Zgorzeleckiej i Łokietka. Jakie są ostateczne rozstrzygnięcia Sądu i czy – co najważniejsze – są one korzystne dla Miasta? Jakoś tak bardzo cicho zrobiło się dokoła tej sprawy...
Wracając do nerwowej (i bardzo niegrzecznej) reakcji Prezydenta Miasta na krytykę, która jest przecież wpisana w działalność każdej osoby sprawującej funkcję publiczną, ja widzę to w nieco szerszej perspektywie.
Jest to związane ze zjawiskiem, które nazywam „zasiedzeniem się”. Otóż wielu z naszych lokalnych i tych posadowionych wyżej tzw. notabli, sprawujących przeróżne funkcje i zasiadających na najprzeróżniejszych stołkach – w pewnym momencie za bardzo zrasta się z tymi stołkami, wrasta w nie dosłownie – i następuje to właśnie „zasiedzenie się”.
Przejawia się ono nie tylko w tym, że robi się takie fajne ciepełko w okolicach siedzenia właśnie i że nie chce się z niego ruszyć, ale również w systematycznie postępującym procesie oddalania się od zwykłego życia, zwykłych ludzi, którzy zaczynają stawać się dla tychże „zasiedziałych” notabli jakimś abstrakcyjnym, nic nieznaczącym tłem dla siebie samego.
Nie będę się szerzej rozpisywał nad tym zjawiskiem, tutaj powiem tylko, że widzę pewne objawy tegoż „zasiedzenia” u naszego Prezydenta Miasta. No cóż, Panie Prezydencie, należałoby w końcu spojrzeć prawdzie w oczy.
Nie wystarczy raz do roku założyć okazałą muchę do garnituru i rozdać kolejne nagrody za promocję miasta grupie wybrańców.
Nie wystarczy od czasu do czasu iść na spotkanie z emerytami i uścisnąć odpowiednią liczbę dłoni.
Nie wystarczy też już posiadanie świetnych układów z proboszczami wszystkich parafii w mieście. To za mało. To już „nie chwyta”. Trzeba się trochę bardziej wysilić.
„Ale – myśli sobie Pan Prezydent – po co się wysilać, skoro wszystko mam tak świetnie poukładane…” No właśnie. To tak ładnie wygląda z wierzchu. A jak spojrzeć głębiej, nie jest już tak wesoło. Starożytni
Rzymianie też długo nie dostrzegali oznak upadku swojego imperium, aż któregoś dnia obudzili się… z ręką w nocniku. A ich potężne i, wydawałoby się, niezniszczalne państwo nazywało się, nomen omen,
Imperium Romanum…
Nic nie trwa wiecznie, a jedną z pierwszych oznak upadku jest arogancja władzy, wyrażająca się m.in. w lekceważącym i wręcz pogardliwym stosunku do tych, którzy ośmielają się tę władzę skrytykować. Ci
„tak zwani dziennikarze” patrzący władzy na ręce, to jedna z największych zdobyczy systemu demokratycznego, o który tak długo w tym kraju walczyliśmy (zdaje się, że Pan Prezydent też).
No i teraz ta krytyka jest nie na rękę, najchętniej by się ją
wykasowało albo co najmniej ukróciło? Bo jest się u władzy?
To nie tak, panowie prezydenci, naczelnicy, burmistrzowie, wójtowie itp. Część z was już zdążyła zapomnieć, że jesteście tylko i wyłącznie
wybrani przez naród na czas jakiś do ich reprezentowania i że przede wszystkim macie temu narodowi
służyć, a nie traktować go jak stado
bezwolnych baranów, co też niektórzy z was czynią (oczywiście do czasu).
To, o czym pisałem na początku, co dzieje się od pewnego czasu i na świecie i u nas w kraju w związku z tzw. sprawą ACTA, pokazuje wyraźnie, że z tym bezterminowym sprawowaniem władzy (jak to sobie niektórzy nasi „oligarchowie” wyobrażają), to nie jest do końca prawda.
Na każdego przychodzi jego czas. I tu aż prosi się o cytat z Johna Donne’a, spopularyzowany niegdyś przez Ernesta Hemingwaya w jego słynnej książce: „Przeto nigdy nie pytaj (prezydencie, burmistrzu, wójcie, starosto, premierze), komu bije dzwon: bije on tobie.”
Prędzej czy później „zabije” on tobie. A że czasy niespokojne są, więc może być prędzej niż później…
Boletus