Portal nr 1 w powiecie bolesławieckim
BolecFORUM Nowy temat

Szamańskie tradycje

(J. Bolesławiecki)

MOTTO

Niech o tradycji każdy pamięta,
o chatach, grodach, glinianych garncach,
o wojach, zbrojach i dumnych szańcach


Szamańskie tradycje

Znowu jestem na ogródkach działkowych i piję aromatyczną kawę z filiżanki wykonanej przez jeden z zakładów ceramicznych z Bolesławca. Mam również buteleczkę, czy jak kto woli „małpkę”, meksykańskiego napoju Mezcal benev z 100% DE AGAVE wraz z białym robakiem żyjącym na kaktusie agawa. Napój zawiera 38% alkoholu i jest bardzo smaczny. Zrobiony z kaktusa, a wypicie kieliszka wzmacnia nas i pozwala przenieść się do Meksyku zważywszy na to, że mój kolega odwiedził tamte strony świata i opowiada mi swoje przygody - tym razem to, co zobaczył w wiosce indiańskiej.

- Wyobraź sobie Bolesławiecki, że byłem u Indian w Meksyku. Wiesz, gdzie Ci Indianie mieszkają i czym się zajmują?
Mieszkają w kilkutysięcznym miasteczku w Meksyku, podobnym do Nowogrodźca i posługują się dialektem Majów. Głównie zajmują się handlem. Nigdy nie uprawiali ziemi i nie wytwarzali żadnych produktów. Dlatego tutaj mówi się, że prawdziwej pracy nigdy nie zaznali.

Byłem w ich kościele katolickim, który zwiedzałem razem z grupą moich przyjaciół. Zobaczyłem tu obrzędy religijne, niespotykane chyba nigdzie na świecie. Przed wejściem do kościoła informują nas, że wykonywanie jakichkolwiek zdjęć czy kręcenie filmu kamerą jest w kościele zabronione. Osoba, która złamie ten zakaz będzie aresztowana i osadzona w więzieniu według prawa indiańskiego obowiązującego w tej miejscowości. Grożą za to co najmniej dwa miesiące więzienia, w warunkach niemal tropikalnych przy jednoporcjowym wyżywieniu ( indiańskim wyżywieniu, nie do zjedzenia przez polskiego turystę).
Więzienie, to wydzielony i ogrodzony plac z wiatą wykonaną z trzciny i liści palmowych. Ciężko tam przebywać, bo słońce praży niemiłosiernie, a temperatura przekracza nawet 40 stopni w cieniu.

Mówili także o przypadku polskiego „podróżnika- turysty”, który za wykonanie w środku zdjęcia aparatem został osadzony w tym więzieniu i dostał wyrok 40 dni. Po 20 dniach udało go się jakoś wykupić, ale musiały interweniować rządowe władze meksykańskie, polski konsul i wiele innych lokalnych władców i szamanów. Po opuszczeniu tego więzienia trafił do szpitala i długo dochodził do zdrowia.

Wchodzimy do kościoła, schowawszy do futerałów kamery i aparaty fotograficzne. Panuje tu półmrok, czujemy intensywne zapachy igliwia sosnowego, parafiny i różnorodnych ziół. Tysiące zapalonych dużych i małych świeczek. Ciężko ogarnąć wszystkie dziwy, w które obfituje wnętrze kościoła. Nie ma tu ław ani krzeseł dla wiernych. Mnóstwo świeżych i suchych kwiatów przyozdabia ołtarz i wnętrze kościoła. W kościele jest jednak dużo ludzi, Indian podzielonych na grupy kilkuosobowe. Zapewne całe rodziny, które medytują czy raczej modlą się spożywając przy tym posiłki, pijąc różnego rodzaju napoje nie wyłączając także napojów alkoholowych.
Medytują tu godzinami, a sposób ich medytacji i pokuty wyznacza im szaman, ich duchowy przywódca. Za modlitwę odpowiada głowa rodziny czyli mężczyzna. On recytuje słowa modlitwy, a rodzina je za nim powtarza.

Na głównym ołtarzu znajduje się figura Jana Chrzciciela, a po bokach figury innych świętych. Według hierarchii wojskowej Jan Chrzciciel to major, Święty Antoni to kapitan, a święty Krzysztof to porucznik. Charakterystyczne jest to, że figury te mają naturalne włosy, które w ramach darów przekazują im tutejsze młode, jeszcze cnotliwe, dziewczyny. Nie widziałem tu obrazu ani Jezusa ani Matki Boskiej.
Według miejscowych najważniejszym rytuałem jest tu ukręcanie głowy kogutowi, żywemu kogutowi. Na początku osobę chorą proszącą o zdrowie, szaman,odprawiając modły, w nieznanym nam języku, okadza palonymi ziołami. Następnie bierze koguta i przesuwa go wzdłuż ciała chorego, potem mocny uścisk na karku koguta, szybki ruch ręką, kilka sekund szamotaniny i martwym zwierzęciem ponawia rytualny obrzęd.
Długo staliśmy jak wryci, nikt z nas nie spodziewał się, że tu, wewnątrz kościoła katolickiego, będą urywać głowę temu pięknemu czarnemu ptakowi. Nawet teraz słyszę ten przeraźliwy głos zabijanego koguta.

Ale mimo to trzeba przyznać, że niesamowita atmosfera tego miejsca nas zauroczyła. Kościół pod wezwaniem Jana Chrzciciela to miejsce kontrastów, gdzie funkcjonuje znana nam religia chrześcijańska razem z zakorzenionymi przez setki lat wierzeniami Indian.
Ksiądz katolicki przyjeżdża tu raz na miesiąc i dogląda czy kościół jest dobrze utrzymany, nie przeszkadzając tubylcom w ich ceremoniałach. Indianie dbają o czystość i wystrój swojego kościoła, miejsca modlitw przede wszystkim o zdrowie i życie.
W tym kościele zachwyca wszystko i zmusza do chwili zadumy. Jak to możliwe, że wierzenia tych Indian przetrwały aż do XXI wieku? Jak długo będziemy mogli podziwiać tych ludzi, którzy w tak gorliwy, zachwycający i niesamowity sposób, z pełnym przekonaniem odprawiają swoje obrzędy, wierząc w ich uzdrowicielską moc?

Ciekaw jestem czy my bolesławianie pielęgnujemy nasze polskie tradycje w wystarczający sposób. Czy też idziemy z duchem czasu i to, co było przed nami już nas nie interesuje? Z tego co widać z tradycji pozostało nam tylko święto ceramiki, ceramika nas upaja i uspakaja, ale nie raz powoduje także konflikty. Bo aby wytworzyć ceramikę musimy połączyć ze sobą trzy żywioły – ziemię, wodę i ogień.
Podczas święta ceramiki można też spotkać dorodne kury czy koguty, na szczęście wykonane z wypalonej z gliny. A my krzyczymy wtedy, jak upadną na ziemię i się rozbiją. Na szczęście! Mówimy i w to wierzymy! Czy to trochę indiańskiej tradycji?

Pozdrawiam,
J. Bolesławiecki

P.S. Skończył się mój urlop, było wspaniale spędzić go wśród działkowiczów, razem z nimi popijając poranną kawę z filiżanki z bolesławieckiej ceramiki. Wracam do komputera i odpalam Bolec.Info.