Portal nr 1 w powiecie bolesławieckim
REKLAMAMrowka zaprasza
REKLAMA SINMAG zaprasza
BolecFORUM Nowy temat

Poezja. Wiersze ulubione.

15121
#aaco nieaktywny
9 lutego 2017r. o 20:41
Zimowy ogród
Zbigniew Herbert

Jak liście opadały powieki kruszyła się czułość spojrzeń
drżały pod ziemią jeszcze zduszone gardła źródeł
na koniec zamilkł głos ptaka ostatnia szczelina w kamieniu
i wśród najniższych roślin niepokój zmarł jak jaszczurka

pionowe linie drzew na horyzontów wadze
ukośny promień padł na zatrzymaną ziemię
Okno zamknięte jest Stanął zimowy ogród
Oczy wilgotne są i mały przy ustach obłok

- jaki to pasterz wyprowadził drzewa Kto grał
tak aby wszystko pogodzić rękę gałąź i niebo
formirtgę pewną jak ramiona zmarłej
północny niesie Orfeusz

tupot anielskich ponad głową stóp
jak łuska skrzydeł leci śnieg
cisza jest linią doskonałą która
porówna ziemię z gwiazdozbiorem Waga

zimowym sadom pąki spojrzeń - niech miłość nas już nie kaleczy
okrutnym losom włosów garść - niech spala się w powietrzu czystym

:) w wolnej chwili i po obowiązkach mogę zajrzeć w końcu poezja jest dla mnie formą relaksu :) DP ty za to codziennie "na księżycu" ;)

*** [kto wie czy księżyc...]
Edward Estlin Cummings

kto wie czy księżyc
nie jest balonem, startującym z pożądliwego miasta
w niebo – pełnym pięknych ludzi?
(i gdybyśmy ja i ty

weszli do niego; gdyby zechcieli
zabrać mnie zabrać ciebie do swego balonu
dlaczego nie
polecielibyśmy wysoko z wszystkimi tymi pięknymi ludźmi

wtedy domy i wieże i chmury:
odpływałyby
wciąż dalej i dalej do pożądliwego
miasta, którego nikt jeszcze niegdy nie odwiedził, i gdzie

zawsze
jest
Wiosna i wszyscy
kochają się a kwiaty zbierają się same

:) dobrej nocy

Nie czyń drugiemu co tobie niemiłe :)
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~~ed niezalogowany
9 lutego 2017r. o 21:45
Piosneczka

Idzie przez ulicę
Krwawy komunista,
Rękę w kieszeń wsadził
I tak sobie śwista;

'Hej, wyrzutek ci ja
Własnego narodu,
Całkiem mnie zatruły
Miazmaty wschodu.

Deterding ma naftę,
Kreuger ma zapałki,
Ja mam kałdun pusty,
A policja pałki.

Pan żre kawior, a ja
Nie mam na razowiec,
Dobrze mi, draniowi,
Bom ja wywrotowiec.

Hrabia jeździ buickiem,
Hrabina minerwą,
Ja na tramwaj nie mam,
Dobrze mi tak, ścierwu.

Krupp armatę zrobi
pod proteksją Boga
I wróg zacznie kropić
W odwiecznego wroga.

Ważne ma powody,
Znane nawet dziecku,
Bo ja klnę po polsku,
A on po niemiecku'.
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
14505
DP
10 lutego 2017r. o 21:36
No i co ja na to poradzę :)
Kawał księżyca Lubię:)



Jedzą, piją, lulki palą,

Tańce, hulanka, swawola;

Ledwie karczmy nie rozwalą,

Cha cha, chi chi, hejza, hola!



Twardowski siadł w końcu stoła.

Podparł się w boki jak basza;

"Hulaj dusza! hulaj!" - woła,

Śmieszy, tumani, przestrasza.



Żołnierzowi, co grał zucha,

Wszystkich łaje i potrąca,

Świsnął szablą koło ucha,

Już z żołnierza masz zająca.



Na patrona z trybunału,

Co milczkiem wypróżniał rondel,

Zadzwonił kieską pomału,

Z patrona robi się kondel.



Szewcu w nos wyciął trzy szczutki,

Do łba przymknął trzy rureczki,

Cmoknął, cmok, i gdańskiej wódki

Wytoczył ze łba pół beczki.



Wtem gdy wódkę pił z kielicha.

Kielich zaświstał, zazgrzytał;

Patrzy na dno: Co u licha?

Po coś tu, kumie, zawitał?



Diablik to był w wódce na dnie,

Istny Niemiec, sztuczka kusa;

Skłonił się gościom układnie,

Zdjął kapelusz i dał susa.



Z kielicha aż na podłogę

Pada, rośnie na dwa łokcie,

Nos jak haczyk, kurzą nogę

I krogulcze ma paznokcie.



"A! Twardowski; witam, bracie!"

To mówiąc bieży obcesem:

"Cóż to, czyliż mię nie znacie?

Jestem Mefistofelesem.



Wszak ze mnąś na Łysej Górze

Robił o duszę zapisy;

Cyrograf na byczeJ skórze

Podpisaleś ty, i bisy



Miały słuchać twego rymu;

Ty, jak dwa lata przebiegą,

Miałeś pojechać do Rzymu,

By cię tam porwać jak swego.



Już i siedem lat uciekło,

Cyrograf nadal nie służy;

Ty, czarami dręcząc piekło,

Ani myślisz o podróży.



Ale zemsta, choć leniwa,

Nagnała cię w nasze sieci;

Ta karczma Rzym się nazywa,

Kładę areszt na waszeci."



Twardowski ku drzwióm się kwapił

Na takie dictum acerbum,

Diabeł za kuntusz ułapił:

"A gdzie jest nobile verbum?"



Co tu począć? kusa rada,

Przyjdzie już nałożyć głową.

Twardowski na koncept wpada

I zadaje trudność nową.



"Patrz w kontrakt, Mefistofilu,

Tam warunki takie stoją:

Po latach tylu a tylu,

Gdy przyjdziesz brać duszę moją,



Będę miał prawo trzy razy

Zaprząc ciebie do roboty?

A ty najtwardsze rozkazy

Musisz spełnić co do joty.



Patrz, oto jest karczmy godło,

Koń malowany na płótnie;

Ja chcę mu wskoczyć na siodło,

A koń niech z kopyta utnie.



Skręć mi przy tym biczyk z piasku,

Żebym miał czym konia chłostać,

I wymuruj gmach w tym lasku,

Bym miał gdzie na popas zostać.



Gmach będzie z ziarnek orzecha,

Wysoki pod szczyt Krępaku,

Z bród żydowskich ma być strzecha,

Pobita nasieniem z maku.



Patrz, oto na miarę ćwieczek,

Cal gruby. długi trzy cale,

W każde z makowych ziareczek

Wbij mi takie. trzy bratnale".



Mefistofil duchem skoczy,

Konia czyści, karmi, poi,

Potem bicz z piasku utoczy

I już w gotowości stoi.



Twardowski dosiadł biegusa,

Próbuje podskoków, zwrotów,

Stępa, galopuje, kłusa,

Patrzy, aż i gmach już gotów.



No! wygrałeś, panie bisie;

Lecz druga rzecz nic skończona,

Trzeba skąpać się w tej misie,

A to jest woda święcona.



Diabeł kurczy się i krztusi,

Aż zimny pot na nim bije;

Lecz pan każe, sługa musi,

Skąpał się biedak po szyję.



Wyleciał potem jak z procy,

Otrząsł się, dbrum! parsknął raźnie.

"Teraz jużeś w naszej mocy,

Najgorętsząm odbył łaźnię."



"Jeszcze jedno, będzie kwita,

Zaraz pęknie moc czartowska;

Patrzaj, oto jest kobiéta,

Moja żoneczka Twardowska.



Ja na rok u Belzebuba

Przyjmę za ciebie mieszkanie,

Niech przez ten rok moja luba

Z tobą jak z mężem zostanie.



Przysiąż jej miłość, szacunek

I posłuszeństwo bez granic;

Złamiesz choć jeden warunek.

Już cała ugoda za nic."



Diabeł do niego pół ucha,

Pół oka zwrócił do samki,

Niby patrzy, niby słucha,

Tymczasem już blisko klamki.



Gdy mu Twardowski dokucza,

Od drzwi, od okien odpycha,

Czmychnąwszy dziurką od klucza,

Dotąd jak czmycha, tak czmycha.






Jakaś taka jestem

Jakaś taka jestem przeklęta
Nie mam pojęcia dlaczego choć szukam
A może tak po prostu bo dlaczego nie

Widziałam kiedyś jak ktoś był zmęczony rozmową
Nie musiałam czytać z jego umysłu bo
Jedyne czego mógł mnie nauczyć to budzenie się w jego koszuli
Tymczasowe rozwiązanie
Coś słyszałam że pozwól mi dotknąć swojego serca

Próbowałam kiedyś żyć jakoś ale jednak
Wolę nieżycie takie jak teraz bo spokojniej jest iść z sową na ramieniu
Niż gonić kruki sprzedające nerwicę za wiadro krzyku

Świat na mnie nie patrzył kiedyś to zachciało mi się
Hej spójrz na mnie świecie ja jestem sobie tutaj jestem
Stanęłam przed nim i krzyczałam a teraz on mnie obserwuje
Nie chcę błagam stop
Nie ten świat

Kiedyś chciałam po prostu zasypiać przy świetle świeczki o zapachu śliwki
Wszystkie moje błędy interpunkcyjne w życiu
Nie pozwoliły żeby było mnie stać na sen
Spokojny tylko

A teraz popatrz niczego nie chcę
I tak samo źle mi jak kiedys
I tak samo nie chcę jak kiedyś chciałam
Już dość
Jakaś taka jestem
Autor: O-Ren Ishii
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~~ed niezalogowany
10 lutego 2017r. o 22:46
O DOKTORZE HISZPANIE

"Nasz dobry doktor spać się od nas bierze,
Ani chce z nami doczekać wieczerze".
"Dajcie mu pokój! najdziem go w pościeli,
A sami przedsię bywajmy weseli!"
"Już po wieczerzy, pódźmy do Hiszpana!"
"Ba, wierę, pódźmy, ale nie bez dzbana".
"Puszczaj, doktorze, towarzyszu miły!"
Doktor nie puścił, ale drzwi puściły.
"Jedna nie wadzi, daj ci Boże zdrowie!"
"By jeno jedna" - doktor na to powie.
Od jednej przyszło aż więc do dziewiąci,
A doktorowi mózg się we łbie mąci.
"Trudny - powiada - mój rząd z tymi pany:
Szedłem spać trzeźwo, a wstanę pijany".
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
5183
magnum44
10 lutego 2017r. o 23:02
:D :D

Niczego w życiu nie należy się bać, należy to tylko zrozumieć. M.S.C.
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
14505
DP
11 lutego 2017r. o 20:42
Magik
Brzechwa Jan

Gdy na zachód z Sandomierza

Iść przez dwa i pół pacierza,

Widać drogę, która zmierza

Wprost do Dwikóz. Tam przed laty

Żył Fikusów ród bogaty,

Co wyrabiał dzwony z brzozy,

A z konopi plótł powrozy

I rozsławił tym Dwikozy.



Tam, na samym skraju Dwikóz,

Mieszkał ongi magik Fikus,

Zwany Łysoń, trojga imion:

Bonifacy - Filip - Tymon.



Magik Tymon Fikus z Dwikóz

Co dzień inny robił psikus.

Raz, gdy wracał z Sandomierza,

Przeistoczył w oset jeża,

A gdy szedł do Zawichostu,

Wziął i zrobił jeża z ostu.



Sypał w gąsior piasek miałki,

A wylewał - sztof gorzałki.



Innym razem wziął koguta,

Schował w kieszeń do surduta.

A po chwili - zręcznie nader -

Wody wylał z niej pięć wiader.



Raz, gdy ujrzał muzykusa,

Dał przez cały rynek susa

I do warg przytknąwszy dłonie

Grał jak gdyby na puzonie,

Na klarnecie grał po troszku

I na flecie, i na rożku,

I nie wiedział nikt już z Dwikóz,

Czy gra Fikus, czy muzykus.



Już nie będę mówił o tem,

Jak udawał, że jest kotem,

I jak w psasię z,ienił potem;

Jak połykał kalosz stary,

A wypluwał okulary;

Jak ne lewej dłoni wsparty

Jedną z nóg tasował karty;

Jak wyjmował z ucha wróbla

I zamieniał wróbla w rubla;

Jak hodował ryby w szafie,

Bo ja sam to też potrafię!



Ale wreszcie przebrał miarę:

Spotkał dwie babiny stare

I przemienił je w dziewczęta;

Jedną wydał za rejenta,

Z drugą stanął w Zawichoście

I wyswatał ją staroście.



Gdy nadeszła więc niedziela,

Wyprawiono dwa wesela,

A że było to przedpoście -

Siedem dni weselni goście

Ucztowa w Zawichoście.

Lecz Juź rankiem przy niedzieli

Całą sztuczkę diabli wzięli:

Prysły młodych żon powaby,

A zostały stare baby,

Obie krzywe, obie siwe

I okropnie gadatliwe.



Wściekł się rejent, wściekł starosta,

Ale sprawa nie jest prosta,

Bo gdy ksiądz połączy ślubem

Luba musi zostać z lubym.



Poszły skargi na Fikusa,

Skrył się Fikus do lamusa,

Gdyż z powodu jego sztuczek

W Sandomierskiem powstał huczek

I już pleban oburzony

Chciał potępić go z ambony.



Uderzywszy więc w pokorę,

Fikus wybrał się wieczorem

Na plebanię i ze skruchą

Drapał się to w nos, to w ucho.

Ksiądz rzekł wreszcie: "Dobra nasza.

Moja kasza, twoja flasza,

Rozegramy to w mariasza?



Fikus szybko rozdał karfy,

A że bał się nie na żarty,

Przegrał tyle, ile trzeba,

Zeby dostać się do nieba.



Wziąwszy tedy rozbrat z grzechem,

Fikus rad pożegnał klechę,

Uśmiechnięty dosiadł konia,

Kłusem puścił się przez błonia

I wołając: "Znaj Łysonia!

Hokus-pokus, fikus pikus!" -

Pocwałował wprost do Dwikóz.

Wszedł do domu, staje, patrzy -

"Co to? Kto to?" - rzekł pobladłszy.

Podszedł bliżej - tak, to one,

Dwie staruchy nastroszone,

Starościna z rejentową

Zabawiają się rozmową.

.

Fikus groźnie spojrzał na nie:

"Cóż to znaczy, moje panie?"



"Co to znaczy? Nic nie znaczy,

Ot, nie mogło być inaczej.

Wypędzili nas mężowie,

No i dobrze, i na zdrowie!

Odstawili nas tu koczem,

Gadać teraz nie ma o czem."



Tymon Fikus zbladł ze złości:

"Ależ bies mi nasłał gości!

Po co? Na co? Jakim prawem?

Rozstaniemy się niebawem!"

I potrząsnął już rękawem,

Aby zakląć baby w żaby,

Ale rozmach wziął za słaby;

Chciał przemienić je w dwie miotły,

Lecz mu palce się zaplotły;

Zebrał w sobie cały zapał

I wysilał się, i sapał,

By je zmienić w łyżki stare,

W białe myszki, w kapców parę,

W dwie marchewki, w dwa rogale,

Lecz mu jakoś nie szło wcale.



Tupał, klaskał, bił się w łydki.

Klął pod nosem w sposób brzydki,

Wreszcie krzyczeć jął jak dzikus:

"Hokus-pokus, fikus-pikus!"



A staruchy zeń szydziły:

"Cóż to, kumie? Zbrakło siły?

Kum czarować już nie umie?

Z kumem już niedobrze, kumie!"



Poszły potem do spiżarki,

Wyciągnęły słoje, garnki,

Polędwice i półgęski.

Choć to przecie przysmak męski.

Jadły sobie do wieczora

Pociągając miód z gąsiora,

Obie krzywe, obie siwe

I okropnie gadatliwe.



Fikus patrzał z gniewu siny,

Wycierając pot z łysiny.

Stał na głowie pół godziny,

Do pomocy wziął koguta,

Sypał proso do surduta,

Szukał zaklęć w księdze grubej,

Coraz nowe robił próby,



Wreszcie zgrzytnął, gwizdnął, cmoknął

I wyskoczył w mrok przez okno.

Co z nim stało się - nikt nie wie.

Był podobno w Sochaczewie,

Ktoś go widział, jak w Piotrkowie

Na jarmarku stał na głowie,

Potem zjawił się w Prabutach

I udawał tam koguta.



Inni mówią, że w Jaworze

Zjadał szkło i łykał noże,

A znów inni, że w Będzinie

Popisywał się na linie.



Gdzie jest praiwda - nie wiem. Tu się

Kończą wieści o Fikusie.



Jeśli jeszcze coś usłyszę,

Zaraz dalszy ciąg dopiszę.

Może wierszem, może prozą,

I przekażę wnet Dwikozom.

Niech w archiwach to zachowa

Miejska Rada Narodowa.
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~~ed niezalogowany
11 lutego 2017r. o 23:02
Coś kiepsko u Was z wierszami.
Może bym coś wkleił, ale zaraz alter wyzwie mnie od kłamliwych śmierdzieli, ale niech tam:
Asceta
Nie pił ani nie palił, nigdy nie grał w karty,
Nie chodził do Zenobii, nie chodził do Marty,
Nigdy nie zjadł do syta, chociaż o tym marzył,
Łykał mnóstwo witamin, codziennie się ważył,
Spać chadzał bardzo wcześnie, więc nie bywał w kinie,
Z książek zdołał przeczytać Krzyżaków jedynie,
Na więcej nie miał czasu, albowiem od świtu
Musiał przysiadać, padać, biegać do przesytu,
Gigantyczne ciężary wznosić ciągle w górę
Lub jak malutki chłopczyk skakać poprzez sznurek.
Przeto myśleli ludzie, a zwłaszcza kobiety,
W imię czego prowadzi ten żywot ascety?
W imię ojca i syna? W imię wyższej sprawy?
W imię samozaparcia lub dobrej zabawy?
W imię dobra pokoleń, upiększania życia?
Nie, on to wszystko robił w imię mordobicia!
Jak rąbnie, to przeciwnik nogi w górę zadrze!
Tak tak, ciężki chleb mają zawodnicy w kadrze!
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
14505
DP
12 lutego 2017r. o 14:57
no, już po obiedzie :)


Cafe

Karasiński i Verdi i Strauss i Bizet,
Filiżanki, łyżeczki i obłęd i chichot
Kapelmajster zziajany w skrzywionym pince - nez
Jeden z całą orkiestrą walczy jak Don Kichot
Ci się pchają ! Ratunku ! jeszcze jeden gość !
Powiedzcież niech raz na klucz drzwi zamkną odźwierni
Panowie ! Ja nie mogę ! Paaanowie ! Już dość !
Nie róbcie że z kawiarni jakiejś ekstazerni !

Utlenione, liliowe moje vis - a vis
Pije grog, jak wytrawny stary alkoholik
Ma w sobie coś z kościoła i Chambre Garne,
Półprofilem efrancko oparta o stolik

Pani umie cudownie nosić swoją twarz...
A dlaczego Pani dziś tak dużo pije ?
Pani jest taka w "tonie"... I ten decolletage...
Jak dyskretnie odsłania wszystko... A nie szyję

Niech się Pani nie gniewa. Ja dziś nie wiem sam !
I myśli zaprawione mam Abrykotyną
Jestem słodki dla wszystkich przestarzałych dam
I upaja mnie nawet... Tango Argentino

Coś rozrasta się we mnie i gnie minie przez pół
W jakiś liniach kosmicznych, rytmicznych i prostych
Czuję, że zaraz wstanę i wskoczę na stół
i recytować zacznę mowy futurostych.

Bruno Jasieński

wesołego popołudnia :)
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
Wypowiedz się:
Jeśli zostawisz to pole puste przypiszemy Ci losową ksywę.
Publikacja czyichś danych osobowych bez zezwolenia czy użycie zwrotów obraźliwych podlega odpowiedzialności karnej i będzie skutkować przekazaniem danych publikującego organom ścigania.
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii i wypowiedzi, a osoba zamieszczająca wypowiedź może ponieść za jej treść odpowiedzialność karną i cywilną. Bolec.Info zastrzega sobie prawo do moderowania wszystkich opublikowanych wypowiedzi, jednak nie bierze na siebie takiego obowiązku. Pamiętaj, że dodając zdjęcie deklarujesz, że jesteś jego autorem i przekazujesz Wydawcy Bolec.Info prawa do jego publikacji i udostępniania. Umieszczając cudze zdjęcia możesz złamać prawo autorskie. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za publikowane zdjęcia.
REKLAMA Muzeum Ceramiki zaprasza
REKLAMAEfekt-Okna zaprasza