DP
19 sierpnia 2017r. o 21:26
:)
Tak jak kropki przeznaczeniem jest być kropką
tak człowieka przeznaczeniem jest być człowiekiem
nie ma innej odpowiedzi:)
miłego popołudnia:)
Dopisane 18.08.2017r. o godz. 22:35:
:)
Wybór
Uczyniwszy na wieki wybór,
w każdej chwili wybierać muszę.
J.LIEBERT
Noc zielona była, po dniu skwarnym
głębokość jej szumiała jakby liście czarne,
w których mleczny rdzeń wyrósł, i kroplami gwiazd
odmierzał się powoli nieostrożny czas.
Maria czekała cicho. I zdało się, płynął
świat ogromny w oddechu nieba jak otchłanie,
co wiało wielkim oknem na stół, na posłanie
białe i nie dotknięte. Czekała. W milczeniu
na piersi ręce kładła i wtedy się pienił
krwi jej rozgrzany nabój i owoce mleczne
pęczniały jej pod dłonią, i czuła, jak bije
bolesna piąstka serca. I czuła, że żyje
łodyżka w niej maleńka, listeczkami dwoma
obejmująca miłość całą, jaką ona
i on zamknęli w sobie. I gdy rękę niżej
obsunęła, poczuła, jak ją szorstko liże
płomienny język ciszy. Brzuch miała jak kroplę
ogromną, w rozłożystą misę biódr zamknięty.
W takiej ciszy słyszała, jak na godzin stopnie
pnie się w niej ten roślinny puch, twardnieje w orzech -
- to było dziecko małe, które wkołysali
ciepłym ciał swych pomrukiem jak szelestem morza
w jej pełnię i dojrzałość, która równa ziemi
ogarnęła i rosła rączkami drobnemi,
zarysem ust różowych, roślinką maleńką,
którą czuła pod lekko wyciągniętą ręką
i która dziś się spełni i wzejdzie człowiekiem
nad przymróżoną lekko ziemi złej powiekę
żeby się stać czym? kwiatem, powłoką czy łzą?
A on był z nimi razem. Drzewa niebo niosły
i jak rybak, co trąci nieostrożnym wiosłem
tataraki - i kwiaty podwodne ukaże,
tak wiatr obłokom zwijał nachmurzone twarze
i odsłaniały gwiazdy czystsze od pian bieli.
Oni stali bez ruchu. W ciemności widzieli,
jak z wolna ich otacza wróg, a hełmy lśniły
jak łuski wielkiej ryby, która nocą drąży.
Jan stał pośrodku, cichy jak wielki chorąży,
który sztandar przedśmiertny ogromnych niebiosów
unosi. Jego głowa i płonące włosy,
w których gwiazdy spalały ostatni swój płomień,
stały w sklepieniu nocy, w milczenia ogromie.
Tacy byli żołnierze, którzy bez mundurów,
w cywilnych czapkach, z bronią zza pasa wydartą
stali u serca ziemi jak burzliwe chmury
przeciw wierze bezsilnej i miłości martwej.
A tamci jeszcze bliżej. Więc ujęli w ręce
broń jak rzeźbiarz, co długo ujmuje z namysłem,
aby wyciąć nagrobny pomnik, w takiej męce
w takim bólu krzesany, aby czyny wszystkie,
wszystkie cierpienia i burz grzywy wciosać
w pomnika twarz, ramiona, w usta i we włosy.
Więc runął łańcuch strzałów. Najpierw po ogniwie
sypał się na bruk dźwięcząc, potem coraz ciężej.
I świst, jakby jęk łuku zerwanej cięciwy.
To ziarna kul jak długie, rozpalone węże.
Ulica była ciemna. Bił głos. Z okien nisko
zlęknionych oczu płatek. Od krwi było ślisko.
Sypki grzechot o ściany. Potem świst. Schyleni,
przypadali głowami - jak do dna - do ziemi.
Pocisk. Więc ciemność drgnęła, odprysło od bruku
i rozerwani na sylwetek palce
pełzali naprzód, już się gięli w walce:
to przypadną i bąki ostrych strzałów grają,
to z granatem w powietrzu bez ruchu przystają,
oczy szukają szybko, potem chmura tryśnie
i jeszcze większa ciemność w powietrzu zawiśnie.
Jan widział ciała ciemne i jeszcze raz nabił,
i jak oporne zwierzę długo w dłoni dławił
broń. Znów trzepotał skrzydłem ołowianym
zerwany łańcuch strzałów. Potem granat w górę
trysnął i raz na zawsze zamilczał w ciemności
zmiażdżony bruk i bezruch czarnych ciał.
On jeszcze chwilę wyższy jakby stał
u ściany, przedłużony cieniem, potem skośny
jak kostur, co przy murze postawiony czeka,
ruszony, upadł. Tylko plusk bezgłośny
zamknął się nad nim cicho. Noc się jak powieka
zmrużyła i zapadła. Jeszcze gwiazd ulewa
zza chmury wynurzona opadała w drzewa
i łopot strug ciemności wydymał się w wietrze,
i stało skamieniałe nad światem powietrze.
Więc cisza ogromna się stała jak woda,
ciemna, głęboka i ciepła, wchłonęła kształty i świat.
A anioł lekki nad ziemią cicho mu rękę podał
i szli wysoko, w obłoków rozchylający się kwiat.
I już się Jan kołysał nad ziemi dnem wypukłym,
kiedy dom w dole ujrzał i łzy jak ciężkie gwiazdy,
pełne obrazów zmieszanych, w dół spadły, rozprysły się, stłukły.
I począł ciążyć w dół jak próżny dźwięku dzwon,
bo widział Marię białą jak brzozę w burzy zgiętą,
schyloną nad dzieciątkiem w ogromnym lustrze lęku.
"Podaj mi rękę - mówił anioł - bo jeszcze jeden krok,
a trwoga cię ogarnie i spadniesz suchym liściem
w drapieżną czułość ziemi, w pożary ludzkich rąk,
w jezioro mroczne czasu podobne ciemnym snom."
Znów się muzyki ciepłej płomyk zapalił biały,
a on strwożony jeszcze, choć w górę lekko szedł,
zapłakał: Czym nie zgrzeszył odchodząc od cierpienia,
odchodząc, kiedy za mną bolesne kwiaty wiały
jej dłoni i jej oczu uderzał motyl trwożny,
i do jej stóp maleńkich przykuta ciężka ziemia?
Jam szedł za tym płomieniem, co pali nieostrożny
i nieobaczny na nic". A anioł mówił tak:
"Tyś był miłości wiernej nierozdzielony ptak,
który miał tyle serc, ileś twych braci miał,
i z każdym serc powiewem twój wielki płomień drżał,
i uczyniłeś wybór po wszelki świata czas,
jakże chcesz, żeby w trwodze o jedno ciało gasł?
Bo dusza jej to strumień, srebrzysty, żywy ton,
a nie napłynie otchłań w zielony, boży dom".
I znów się ciszy całun w muzyki krąg układał,
a znów go strwożył czas i mówił: Nim dorośnie
dzieciątko, czym się stanie, czy groza go nie wchłonie?"
A anioł wziął go w ciszy mocno za obie dłonie
i rzekł: "Czyś ty zapragnął krzyżować smugi dróg,
które wydrążył przed nim ognisty boży pług?
Ale wiedz, kto zaufał, gdziekolwiek niesie lot,
miłością pooddziela od miłowanych zło".
Wtedy się serce Jana skruszało w miękki popiół,
to serce, które z duszą porwane - ziemskie było.
I próchno się na ziemię jak rosa albo łza
zsunęło. Nisko w dali fala chmur białych szła.
Jeszcze dzwonek na wieży,
ptaki w locie i obłok,
wietrzyk dzwonił i gasł.
"Podaj mi rękę - mówił anioł -
oto się stajesz zapatrzeniem gwiazd."
dobrej nocy:)
Dopisane 19.08.2017r. o godz. 19:53:
:)
Przepychanka
krzyczy łyżka do widelca
nie graj pan wielkiego cielca
to żeś w zęby uzbrojony
nie zapewni ci ambony
ja prześliczne mam wgłębienie
tronu z panem nie zamienię
więc zaniechaj swych wzniosłości
bo okropnie mnie to złości
dziś na obiad tylko zupka
rychło wyjdziesz tam na głupka
na nic zębów twoich moce
ja przy zupce cię przeskoczę
nóż odezwał się ospale
ja tam wcale się nie chwalę
ale powiem ku przestrodze
kroję wszystko co na drodze
chochla głos swój też zabrała
po cóż awantura cała
kto w szufladzie prym swój wiedzie
zobaczymy przy obiedzie
odezwała się łyżeczka
czemu służy wasza sprzeczka
na cóż kłótnia dumy harce
skończyć przyjdzie nam w zmywarce
więc porzućmy wszelkie zwady
ważne tylko są układy
wierzcie mili moja racja
łączy nas tu konotacja
M.T.
:)
Dopisane 19.08.2017r. o godz. 21:26:
dobrej zabawy Wam życzę:)
KWIATY
Szczęście bywa różne
trwałe, przelotne i...
zaskakujące czasami, jak te...
trzy cudowne róże herbaciane :)
Zjawiły się w zaległe 'święto matki'
przybrane pąsem
jakiejś modnej 'szmatki'
Nie ważne kiedy i nie...
ważne czym przybrane zostały
ważne, jaki nastrój w...
moim sercu wywodowały :)
Teraz, pyszniąc się w glinianym wazonie
roztaczają zapach, aż...
pulsują skronie
Każdy kwiat symbolem
okazja atrakcją
otrzymany bukiet
zawsze szczęścia akcją, kwiatów nie...
zabraknie, ciągle jest ich w...
bród, odnajdę je wszędzie
łapiąc szczęścia cud :D