#Anonim4886 nieaktywny
8 grudnia 2011r. o 23:13
Właściwie, pisząc o tych wydarzeniach, narażam się na śmieszność.
Przecież tak łatwo wszystko to wykpić, a większego uparciucha uznać za wariata.
Mieszkanie twórcy bloga zostało nawiedzone przez policję, komputer, oraz materiały zostały skonfiskowane, a on sam oskarżony o szerzenie nazizmu (?!)
Ci, którzy wiedzą więcej, wolą milczeć.
Przykład podłego losu innych - pensjonariuszy bolesławieckiego szpitala, może wiele nauczyć.
A człowiek chce spokojnie pożyć...
Przecież mamy tyle innych "atrakcji" podanych na tacy...
Wystarczy tylko skierować pilota.
I pokornie wierzyć podanym tam informacjom...
Ale można też uważnie rozejrzeć się wokół...
"Poruszany temat jest ewidentnym dowodem na to, że na Dolnym Śląsku faktycznie prowadzono badania nad stworzeniem 'sztucznego człowieka'.
Pan przedstawia to jako brednie szalonych ludzi, lecz na wszystko są dowody w formie słów pisanych.
Do oryginalnych dokumentów dotarł na pewno Igor Witkowski, opisał to w kilku swoich pracach, lecz przedstawił to w sposób odmienny od Pana.
Chciałbym przytoczyć kilka fraz Adolfa Hitlera wygłoszonych w Wilczym Szańcu w 1941 roku, w przededniu wojny z ZSRR. "Człowiek dotarł do punktu zwrotnego, zaczyna się oddzielać nowy gatunek ludzki. Oba gatunki rozdzielą się bardzo prędko. Jeden upadnie i stanie się rasą podludzi, a drugi znacznie przerośnie człowieka dzisiejszego. Nazwałbym te gatunki 'człowiekiem bogiem' i 'zwierzęcą masą'... Człowiek staje się bogiem... Człowiek jest bogiem, który się rodzi".
Jest ewidentne, iż Hitler doskonale zdawał sobie sprawę i był świadomy stworzenia nowej rasy, bądź tworzenia hybryd ludzkich.
A teraz jeszcze jeden przykład: "W moich Ordensburgach wyrośnie młodzież przed którą zadrży świat. Młodzież gwałtowna, zaborcza i okrutna. Takich właśnie pragnę. Musi być odporna na cierpienia, nie może znać słabości ani ckliwości. Chce w jej oczach zobaczyć błysk spojrzenia dzikiego zwierzęcia".
Jeden z "Ordensburgów" - Crossinsee - istniał koło Falkensburga na Pomorzu (Złocieniec niedaleko Drawska Pomorskiego).
"W 1941 roku, krótko po zaatakowaniu Związku Radzieckiego, Reichsfuhrer SS Heinrich Himmler, wydał poufną dyrektywę, w której nakazywał rozpoczęcie prac nad stworzeniem... sztucznego człowieka.
W pierwotnym założeniu miała to być kobieta o imieniu 'Borghilde', mają zaspokajać potrzeby seksualne SS-manów na froncie wschodnim". Nie będę przytaczał całych cytatów, chciałbym jednak zaznaczyć, iż prace nad stworzeniem owego stwora powierzono doktorowi Franzowi Tschakertowi i SS-Standartenfuhrerowi dr Joachimowi Mrugowskiemu.
Z nieoficjalnych danych, obaj panowie dożyli w Stanach Zjednoczonych późnej starości, będąc szanowanymi profesorami uniwersyteckimi (genetyka - owieczka Dolly jest pokłosiem ich prac).
Oto fragment zapisu jednego z eksperymentów: "Czasem nogi są zbyt krótkie, wydają się krzywe, względnie pani ma wklęsłe plecy i ramiona jak zapaśnik. Ogólne wrażenie jest trochę przerażające i obawiam się, że nie ma innego wyjścia jak łączenie cech różnych osób, bądź dodawania elementów zwierzęcych".
Całe laboratorium Drezdeńskie spłonęło w 1945 roku wraz z całą dokumentacją - wersja oficjalna, wiadomo jednak, że 80% tychże materiałów przedostało się na Zachód, w tym około 40 humanoidów. Pozostałe 20% zostało wywiezione gdzieś na Dolny Śląsk, gdzie ukryto je w 'podziemnym mieście' "w krainie Szambali" - jak stwierdził sam Himmler.
Także drogi Panie, mamy na Pańskim blogu do czynienia z czymś co pewnie ma związek z tymi pracami.
W to, że ktoś Panu uwierzy ja osobiście wątpię, prędzej ludzie uwierzą w latające spodki, niż w coś, co jest realne i znajduje się wśród nas.
Amerykanie I Rosjanie stworzyli 'Superżołnierzy' w latach 70. Testowali go z powodzeniem podczas wojny Koreańskiej i Wietnamskiej.
To jest odrębny temat.
Część tej wiedzy przekazano instytucjom cywilnym, czego dowodem są komórki macierzyste i sztuczna wątroba.
To, co Niemcy osiągnęli było tylko promilem tego, co na dzień dzisiejszy osiągnęli naukowcy, posiadający artefakty zdobyte przez Niemców.
Pozdrawiam i życze powodzenia. "
"Gdy przybyłem do miejscowości Gieszcze Puste, marzec 1945, zastałem pustkę.
W całym mieście było kilkaset osób, prawie wszyscy to miejscowi Niemcy, kilkunastu Polaków. Dziwił mnie brak jeńców wojennych, cała okolica była obstawiona barakami jenieckimi, wszędzie leżały materiały budowlane, zakłady przemysłowe,a było ich tu kilka, wyglądały jakby dopiero co zakończyły produkcję. Dobra do szabrowania było w brud, a władza ludowa jeszcze się tu nie utrwaliła, owszem było trochę wojska lecz oni byli zajęci swoimi sprawami wiec przezornie ich omijałem.
Nie ukrywam iż przyciągnęły mnie tu opowieści o złocie które schowano w okolicznych górach. Bardzo szybko się zorientowałem w topografii okolicy, było to dość niebezpieczne gdyż po lasach włóczyło się pełno uzbrojonych Niemców. Zatrzymałem się w opuszczonej kuźni na przeciwko jakichś koszar (kowal na przeciw szkoły nr 1). Znając dobrze język niemiecki szybko znalazłem 'przyjaciół', przyłączyłem się do Ukraińców których, przyciągnęła magia opowieści o tonach złota, które gdzieś tu jest schowane....
Ogrom prac w okolicznych górach przytłaczał !
Wszędzie kolej wąskotorowa, składy cementu, ślady prac górniczych na każdym kroku.....
Zaczęliśmy szpiegowć kilku Niemców, codziennie zapuszczali się w tunele za obozem jeńców rosyjskich, były tam sztolnie wykute w skale, było ich pięć. W środku było światło elektryczne, co dziwiło gdyż na dole w mieście go nie było.....
Dni mijały a my nie znajdowaliśmy niczego, zdarzały się małe skrytki, znajdowaliśmy magazyny z żywnością, bronią, lecz czym dalej się zapuszczałem w góry tym bardziej coś mnie fascynowało, czułem jakby fizyczną obecność kogoś lub czegoś...
Ukraińcy sami weszli do podziemi, wrócił tylko jeden, jego kruczoczarne włosy były białe jak len, coś bełkotał że był w piekle ale uciekł a oni przyjdą po niego.
Kilka dni po tym zdarzeniu, ktoś wysadził wejście do podziemi, powieszono komendanta obozów jenieckich, Rosjanie zaczęli wywozić maszyny z zakładów....
Ludzie czegoś się bali, nocami zbierali się w gromady u jednego z sąsiadów, byli uzbrojeni. Stara Niemka snuła opowieści o 'podziemnym mieście', o pół-ludziach, o wilku i o małych dzieciach, które zbiera grabarz...
Ukraińca znaleziono powieszonego na wiadukcie....
Płacz dziecka słyszał niejeden a warczenie psa towarzyszyło mu nierozłącznie....
Pozostałem w Głuszycy po dzień dzisiejszy, tamte wydarzenia się rozmywają, niewielu o tym rozmawia. Ludzie mojego pokolenia wstydzą się o tym opowiadać..."
"W 1988 roku gdy powołano mnie do wojska miało miejsce pewne zdarzenie, którego nie są w stanie wyprzeć się ani zaprzeczyć mieszkańcy Głuszycy gdyż było o tym bardzo głośno.
W Głuszycy Górnej, na polu jednego z gospodarzy pojawiła się grupa wyposażona w koparki i wiertnice. Pracowali przez dwa dni, a pokłosiem ich pracy było wydobycie aluminiowej 'trumny'.
Na owym polu pozostawili cały sprzęt, nie troszcząc się ani o samochody, a ni pozostałe sprzęty. Skrzynie załadowali na landrovera i udali się w kierunku Rzeczki.
Cały czas towarzyszył im prawdopodobnie oficer bezpieki.
Po drodze zatrzymali się na polach ówczesnego PGRu Sierpnica. Spotkali się tam z następną grupą.
Byli w niej członkowie ówczesnych władz oraz dyrektor PGR. Bardzo żywo gestykulowali, wręcz kłócili się. Rozmowa dotyczyła znaleziska jak i podziemi.
Po około 15 minutach podjechał bus na niemieckich numerach, przeładowano do niego skrzynie.
Dwa dni po owym zdarzeniu zaczęły po Głuszycy krążyć plotki o odkopanym 'skarbie'. Wtedy po raz pierwszy doznałem co znaczy uczucie porażki i rozgoryczenia. Osoba, której bardzo ufałem okazała się jednym z uczestników owego spotkania. Został on ogarnięty gorączką poszukiwania 'skarbów'. Zresztą nie tylko on. Pewien notes, który mu przekazałem spowodował iż został on jednym z najbardziej wziętych 'odkrywców'.
Z wiadomych względów nie podaję nazwisk, gdyż osoby te nadal mieszkają w Głuszycy"