Portal nr 1 w powiecie bolesławieckim
BolecFORUM Nowy temat

IV Rzeczypospolita

(Jacek Pietraszkiewicz)

Pierwsza tura wyborów prezydenckich za nami. Kiedy oglądałem kampanię wyborczą kandydatów, zastanawiałem się czy na pewno wróciłem z urlopu i czy przypadkiem nie jestem w innym kraju.

Zawziętość, z jaką swoją kampanię prowadzi Donald Tusk i Lech Kaczyński, może postronnego obywatela przekonywać, o niewyobrażalnej wprost mocy polskiego prezydenta. Gdy spojrzeć na całość kampanii obu kandydatów można mieć wrażenie, że wybory parlamentarne, a w ich wyniku tworzenie rządu, są tylko na przyczepkę do wyborów prezydenckich. Trudno się jednak dziwić. Butna Platforma Obywatelska, dostała po nosie, a zachłanni i zarozumiali politycy PiS, mają szansę na zgarnięcie wszystkiego. Gdzie w tym wszystkim jesteśmy my, obywatele Rzeczypospolitej?

Pytanie ma charakter retoryczny. Odpowiedź większość z nas zna, więc nie ma sensu udzielać jej publicznie. O tym, że tak jest, świadczyć może choćby podejście zwycięskiej partii (PiS) do tematu tworzenia rządu. Znudzonym polityką, przypominam, że to właśnie rząd z premierem na czele stanowią faktyczną władzę w naszym kraju. Od kilkunastu miesięcy, słyszeliśmy deklaracje, że lider partii, która wybory wygra stanie na czele rządu. Niepoważnym, więc wydaje się być wyciąganie z kapelusza jakiegoś Marcinkiewicza. Fakt ten został natychmiast dostrzeżony na rynkach finansowych, skąd zaczęły być wycofywane zagraniczne pieniądze. W efekcie za chwilę zaobserwujemy wzrost kursu euro, co już bankowo zaowocuje podwyżkami podstawowych towarów. Pikanteri całej tej zabawie Kaczyńskich dodaje fakt, że i tak wszyscy wiedzą, że to jeden z braci będzie sterował urzędem premiera, a cała maskarada związana jest z wyborami prezydenckimi. I tu słuszność mają Kaczyńscy, że Polska nie zniesie bliźniaków na funkcjach premiera i prezydenta. Zatem znów powstaje pytanie. Jeśli wybory wygra Lech, co przeszkodzi PiS desygnować na premiera Jarosława? Odpowiedź jest równie retoryczna jak pytanie.

Od wyborów parlamentarnych do prezydenckich minie, zatem miesiąc. W chwili obecnej mamy urzędującego prezydenta, który może desygnować premiera do tworzenia rządu. Polska to jednak bogaty kraj. Stać nas na to, by miesiąc trwać w zawieszeniu, dając ustępującym ministrom czas na awansowanie swoich ziomali na wyższe stanowiska z wyższymi uposażeniami. W tak zwanym międzyczasie, tak zwany kandydat na premiera publikuje manifest programowy przyszłego rządu PiS. W manifeście czytamy, że Polska będzie krajem mlekiem i miodem płynącym. Każdy od państwa coś dostanie. Przedsiębiorcy obniżkę podatków. Pracownicy podwyżki. Bezdomni mieszkania. Rodziny, duże zasiłki. Trzeba tylko wybrać Kaczyńskiego na prezydenta. Kretynizm tych obietnic (prawie takie same dawał SLD i rząd Millera) dostrzega już każda gospodyni domowa, która wie, że jeśli jeden syn chce nowy komputer, córka rower, a mąż telewizor, to nie da się tego pogodzić na raz bez zadłużania rodziny. Tym jednak PiS się nie przejmuje. Wręcz przeciwnie. Wprost mówi, że nie należy przejmować się wzrostem deficytu budżetu. Może zamiast tych wszystkich programów obiecać rodzinom, że rząd PiS spłaci wszystkie zaciągnięte pożyczki rodzinom, których nie stać będzie na ich spłacanie? Wyjdzie na to samo, a będzie dużo prostsze w realizacji.

Gdy czytam rządowe założenia PiS jako żywo widzę przed oczyma państwo bolszewików. Tam też państwo wiedziało podobno lepiej, co obywatelom i w jakiej ilości jest potrzebne, a wszystko, co dla obywatela dobre ma następować z inicjatywy państwa. Państwo ma być solidarne, choć nie bardzo rozumiem, co to ma znaczyć. Czy to oznacza, że jeśli wezmę kredyt i nie będę go spłacał, pozostała część społeczności solidarnie spłaci go za mnie? Toż to naprawdę świetne państwo! Chyba, że odwróci się powyższą tezę. Czy to, że nie lubiany Kowalski spod siódemki nie spłaca kredytu oznacza, że ja solidarnie mam go spłacić za niego? Przy takim podejściu pokazywane państwo już nie bardzo mi się podoba. Zastanawiam się gdzie jest prawicowość PiS-u. Może ktoś mi ją wskaże.

Przed nami druga tura wyborów. W mojej sytuacji materialnej preferuję państwo liberalne, w którym podstawą tworzenia jestem ja sam, moja głowa, ręce, zdolności i umiejętności. Nie chcę żyć na czyjkolwiek koszt. Nie chcę sięgać do kieszeni Kowalskiego, bo wtedy jemu nie wystarczy na kupno nowego roweru dla swojej córki. Wiem, że są ludzie, którzy potrzebują pomocy w trudnych losowych chwilach. Takim ludziom potrzebna jest pomóc do przeżycia, ale nie jestem przekonany, czy trzeba za nich podejmować decyzje. Jeśli zaczniemy solidarnie rozdawać, wyprodukujemy pokolenie roszczeniowych nieudaczników i nieważne czy stworzymy IV czy V, czy X Rzeczypospolitą. Żadnej nie będą szanować za granicą, jeśli my sami nie będziemy z niej dumni i sami nie będziemy jej szanować. A tworzenie którejś tam z kolei Rzeczypospolitej, tylko dlatego, żeby przejść do historii chyba stanowi jakąś symptomatyczną zmianę chorobową liderów PiS.

Jacek Pietraszkiewicz


Poprzednie felietony:

  • (6.10.2005) Krótki felieton o mniejszościach
  • (21.09.2005) Czułe słówka
  • (07.09.2005) Bolesławianie to idioci?
  • (01.09.2005) Wyborcze rozterki
  • (25.08.2005) Słoma w butach
  • (18.08.2005) Gruszki na wierzbie
  • (11.08.2005) Ładniej nie znaczy lepiej
  • (08.08.2005) Znakomita gmina?
  • REKLAMA Oferta edukacyjna szkół powiatu bolesławieckiego