17 lipca 2014r. godz. 10:54, odsłon: 9050, Krzysztof Dlaczego robisz ze mnie wroga?
Dlaczego, drodzy „patrioci” zamiast próbować przekonywać do swoich racji, wolicie robić sobie wrogów?
Manifestacja antyrządowa (fot. Bolec.Info)
Byłem na „patriotycznej manifestacji” w moim ślicznym, ceramicznym miasteczku. Kilkadziesiąt osób przemaszerowało ulicami, wykrzykiwało hasła, machało flagami i tarmosiło ze sobą kilka banerów (te z kolei mówiły coś o zabijaniu wrogów). Krzyczeli o dupach, kupach, wieszaniu, wrogach ojczyzny, psach i komunistach. Po co? Oficjalnie była to manifestacja antyrządowa, której celem było „obalenia rządu”, jednak nawet organizatorzy akcji szczerze stwierdzili, że jest to raczej cel „symboliczny”. Po co więc, tak naprawdę, zorganizowano to wydarzenie?
Miał to być pokaz siły? Jeśli tak, to raczej był pokaz bezsilności. W mieście, w którym mieszka oficjalnie jakieś 40 000 osób w marszu bierze udział mniej niż setka (w tym całkiem sporo aktywistów, którzy przejechali po kilkadziesiąt kilometrów by tego dnia wziąć udział w proteście). Na dodatek organizatorzy sami przyznali, że kilka osób będących przedstawicielami „prawicy” starało się sabotować ich marsz. Nie ma więc „antyrządowego monolitu”.
Może więc celem był „obudzenie” społeczeństwa? Jeśli tak, to raczej się nie udało. Obserwując tłum manifestantów widać było, że w zdecydowanej większości składa się on z przeróżnej maści „przekonanych”. Aktywistów, członków przeróżnych patriotyczno-nacjonalistyczno-niewiadomo-jakich organizacji, klubów, stowarzyszeń itp. Forma samego protestu też nie wskazywała na to, by manifestanci liczyli na pojawienie się „publiczności”, którą można będzie to siebie przekonać.
Po marszu zahuczało na lokalnych forach. Z racji tego, że czytam tylko jedno z nich:) to właśnie tej dyskusji się przyglądałem. I przypomina ona, wypisz wymaluj, samą manifestację… z tym, że w internecie aktywni są również i ludzie myślący inaczej niż wspomniani „patrioci”. Czy to oznacza, że ktokolwiek próbuje ich przekonać do swoich racji? W życiu! Przecież oni są idiotami, lemingami… a może i wrogami. Nie ma prób przekonywania, przeciągania na swoją stronę, „kupowania” dla swojej idei. Jest atak, budowanie murów, agresja. To zupełnie niezrozumiałe – chyba, że walka jest dla tych ludzi celem samym w sobie.
Dlatego chciałbym przypomnieć narodowcom i wszelkiej maści „buntownikom” o kilku rzeczach. Po pierwsze – zdobywanie władzy w demokratycznym kraju polega na zdobywaniu poparcia społecznego (aż do zebrania większości). Później to poparcie weryfikują wybory.
Po drugie ludzie myślący inaczej nie są waszymi wrogami – są ludźmi, których MUSICIE przekonać do swoich racji, żeby wasza sprawa mogła wygrać, a postulaty mogły zostać spełnione. Przekonać, nie zakrzyczeć albo zastraszyć. Dokładnie tak – to po waszej stronie znajduje się „ciężar dowodowy”. Wasza "idea" jest jedną z wielu, konkurujących ze sobą na "rynku" o poparcie ludzi, czyli "klientów". Jeśli zostać przy rynkowej metaforze, to przecież żaden przedsiębiorca nie nazywa klientów konkurencji idiotami, bo wie, że wtedy na pewno nie kupią jego produktu. Stara się do nich uśmiechać i pokazywać, że zmiana myślenia będzie dla nich korzystna.
Po trzecie nie ma jakiejś dziwacznej, podziemnej, nieoficjalnej organizacji jednoczącej ludzi, którzy nie myślą tak jak wy. Tym bardziej nie ma zmowy dziennikarzy-manipulatorów. Jeśli ktoś mówi lub pisze o waszych działaniach negatywnie, to robi tak… bo po prostu tak myśli. Jest to jednak dobry wstęp do tego, żeby go przekonać o swojej racji. Bo on zrobił już pierwszy krok – zainteresował się tematem. Nie jest elementem „szarej masy”, która wszystko ma w nosie. Wykorzystajcie to – ale używajcie argumentów, a nie prostych haseł. Te są dobre dla „przekonanych”.
Podczas manifestacji usłyszałem ciekawą uwagę, rzuconą przez jednego z przechodniów: „oni może i mają rację… ale mają też fatalną komunikację”.
Tekst pochodzi z bloga prowadzonego przez dziennikarza naszej redakcji i został pierwotnie opublikowany na www.jegoblog.blog.pl.