Portal nr 1 w powiecie bolesławieckim
REKLAMAMrowka zaprasza
BolecFORUM Nowy temat
14 marca 2012r. godz. 10:09, odsłon: 2897, Bolec.Info/Bolecnauta

Horror na torach

Na to pytanie odpowiedzcie sobie sami, najlepiej wtedy, kiedy kolejny raz ustawicie się w kolejce do szczęścia… Do kolejnej kumulacji, bracia- pisze w kolejnym felietonie Boletus
(fot. Bolec.Info)
Życie pod postacią koła fortuny obraca się nieustannie, obdzielając wyjątkowo niesprawiedliwie tym, czym dysponuje – jak czyni to zresztą od samego początku świata. Oto obdarowało właśnie trójkę szczęśliwców, wypłacając im z rekordowej puli kulminacji Lotto po… 13 milionów złotych, podczas gdy cała reszta (w tym piszący te słowa) musiała kolejny raz obejść się, jak to się dość głupio mówi, smakiem…

Tak to już jest, kochani: życie nigdy nie było, i nie będzie, sprawiedliwe. A kto tej sprawiedliwości ciągle szuka – tutaj, na tym świecie, jej nie znajdzie.

No ale z drugiej strony patrząc, powinniśmy się cieszyć, że nie było nas wśród pasażerów jednego z dwóch pociągów, które feralnego wieczoru, w sobotę 3 marca, zderzyły się ze sobą czołowo na trasie Kraków-Warszawa. Długo, do późnych godzin nocnych, oglądałem bezpośrednią relację z miejsca katastrofy w telewizji (oto potęga dzisiejszych mediów!) i byłem, podobnie jak wielu z nas, w szoku, zadając sobie pytanie: jak mogło dojść do tego, że dwa pociągi puszczono po jednym torze?! Już 2-3 dni później znana była odpowiedź: to nie wina urządzeń czy automatów, lecz błąd człowieka doprowadził do wypadku. Konkretnie dyżurnego ruchu z nastawni w Starzynach, który wpuścił omyłkowo jeden z pociągów na ten sam tor, którym z naprzeciwka jechał już drugi…

Szesnaście osób straciło życie, ponad 50 rannych, tragedia bliskich i rodzin, także tragedia człowieka, który do końca życia będzie musiał dźwigać brzemię tylu ofiar… A przyczyna? Długo próbowałem w różnego rodzaju relacjach pokazywanych po katastrofie doszukać się jakiejś istotnej przyczyny tego tragicznego zdarzenia. I w końcu znalazłem. W jednej z rozmów, których niezliczone ilości przemknęły przez różnej maści telewizje w pierwszych dniach po katastrofie, usłyszałem, jak jeden z dyżurnych ruchu właśnie opowiada, jak to nowopowstałe spółki wyłonione z rozczłonkowanych Polskich Kolei Państwowych zmuszają tychże dyżurnych ruchu, żeby, oprócz swoich obowiązków, zabawiali się jeszcze w sprzedawców biletów, konserwatorów sprzętu, a nawet w… sprzątaczki. A wszystko to dla tzw. oszczędności i poprawy bilansu danej spółki.


I tu dochodzimy do sedna. Tam na dole oszczędza się na sprzątaczkach, zawiadowcach, kasjerkach – ale nie po to, naiwny obywatelu, żeby było lepiej i sprawniej na kolei (jak się to oficjalnie głosi). Nie, robi się to po to, żeby prezesi i członkowie zarządów spółek, powstałych na zwłokach nieboszczyka PKP, mogli otrzymywać swoje pięciocyfrowe wynagrodzenia. Wszak z pensji 2000 zwolnionych sprzątaczek i kasjerek w skali kraju robi się niezły szmal, prawda? I tak to od lat się kręci. A skutki? Skutki widać gołym okiem. Oto czytam w jednej z gazet (internetowe wydanie Faktu):

„Lata zaniedbań doprowadziły polską kolej do ruiny. Niestrzeżone przejazdy, nieoświetlone przejścia, pozamykane tunele na peronach. Jak podaje Urząd Transportu Kolejowego w ciągu roku na torach zginęło 55 osób, a 20 osób zostało ciężko rannych. Na polskiej kolei tylko w 2010 roku doszło do 831 wypadków”. Koniec cytatu. I tutaj znowu paść musi sakramentalne (i tak bardzo bolesne) pytanie: dlaczego? Dlaczego tak się dzieje?


Przyczyn jest – jak zwykle w takich sytuacjach – wiele. Ja wskażę tylko jedną – może nie najważniejszą, ale też i nie najmniej znaczącą. Przyczynę bardzo prostą i trywialną. Otóż nasi wysocy dygnitarze (wśród nich i ci, którzy zarządzają dziś kolejami) po prostu nie wiedzą, jaki jest stan polskich kolei, bo z nich nigdy nie korzystają!


Kto z nas widział kiedy ministra czy prominentnego prezesa zarządu spółki (np. kolejowej) jadącego normalnym pociągiem, siedzącego w zatłoczonym przedziale obok normalnych ludzi?! Nikt nie widział – i nikt nie zobaczy. Bo tamci panowie (i panie też się zdarzają) albo jeżdżą swoimi służbowymi limuzynami, nierzadko z użyciem tzw. koguta, kiedy im się wyjątkowo śpieszy (tak jak to zrobił ostatnio wicepremier Pawlak, pędząc wieczorową porą z telewizji, gdzie się trochę za bardzo rozgadał, do domowych pieleszy na kolację), albo – kiedy w grę wchodzą większe odległości – przemieszczają się samolotami.

Kto nie wierzy, niech poszuka danych, ile w ubiegłym roku „przelatali” w powietrzu nasi wybitni posłowie i posłanki – oczywiście za darmo, czyli na nasz koszt. Niektórzy więcej czasu spędzili w powietrzu niż na ziemi.


No i jak tu się dziwić, że problemy istniejące tu, na ziemi, nie interesują naszych wybitnych „lotników”? Jak się ktoś już raz oderwie od ziemi, to po co mu ona? Jak tu się dziwić, że rozbijają się pociągi, skoro nasi decydenci czują się zupełnie bezpiecznie, bo nimi nie jeżdżą?! W końcu ich ten problem nie dotyczy. A smutną minkę po kolejnej katastrofie nauczyli się robić bezbłędnie…


No cóż, wyrzuciłem z siebie trochę tej bezsilnej złości, jaką czuję, obserwując to, co się dokoła nas dzieje. Myślę, że nie tylko ja tak to widzę: zapraszam do dyskusji na naszym portalu. W swoim poprzednim felietonie („Komu bije dzwon” z lutego br.) pisałem o lokalnych dygnitarzach, którzy z czasem ulegają procesowi „zasiedzenia” na swoich stołkach, dzisiaj opisałem zjawisko, któremu ulegają dygnitarze nieco wyższego stopnia (choć tych z dołu też już zaczyna to „dotykać”). Jest to z kolei zjawisko zupełnego oderwania się od rzeczywistości, co skutkuje m.in. cyklicznymi tragediami na torach. Kto nie widzi związku, niech przeczyta ten tekst uważnie jeszcze raz i dobrze się zastanowi.


Czas najwyższy, choć na chwilę, wrócić na nasze lokalne podwórko. To, co opisałem przed chwilą, co dzieje się na polskich kolejach, nie pozostaje niestety bez wpływu na „sytuację kolejową” Bolesławca i okolic. Oto w chwili obecnej nasze miasto nie ma bezpośredniego połączenia z Przemyślem (a było takie jeszcze niedawno) i z naszą stolicą (też takie mieliśmy do niedawna, a już nie mamy).

Trwają ponoć rozmowy naszych włodarzy z centralą w sprawie przywrócenia tych połączeń, ale śmiem wątpić, czy przyniosą one jakiś efekt. Dlaczego? No, a jak myślicie, drodzy internauci, czym jeżdżą nasi lokalni decydenci na te rozmowy – do Wrocławia czy Warszawy?


Na to pytanie odpowiedzcie sobie sami, najlepiej wtedy, kiedy kolejny raz ustawicie się w kolejce do szczęścia… Do kolejnej kumulacji, bracia!

Boletus
Wypowiedz się:
Jeśli zostawisz to pole puste przypiszemy Ci losową ksywę.
Publikacja czyichś danych osobowych bez zezwolenia czy użycie zwrotów obraźliwych podlega odpowiedzialności karnej i będzie skutkować przekazaniem danych publikującego organom ścigania.
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii i wypowiedzi, a osoba zamieszczająca wypowiedź może ponieść za jej treść odpowiedzialność karną i cywilną. Bolec.Info zastrzega sobie prawo do moderowania wszystkich opublikowanych wypowiedzi, jednak nie bierze na siebie takiego obowiązku. Pamiętaj, że dodając zdjęcie deklarujesz, że jesteś jego autorem i przekazujesz Wydawcy Bolec.Info prawa do jego publikacji i udostępniania. Umieszczając cudze zdjęcia możesz złamać prawo autorskie. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za publikowane zdjęcia.
Daj nam Cynk - zgarnij nagrodę!

Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!

Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].

Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).

REKLAMA 1,5% podatku dla Klekusiowo
REKLAMA Muzeum Ceramiki zaprasza