Od kilku tygodni w Bolesławcu działała Grupa Operacyjna Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów, która robiła, co mogła, aby jakkolwiek zapanować nad wszechobecnym chaosem i dogadać się z sowietami. Brakowało nawet płaszczy, nie było też cywilnych lekarzy, a poza grupą urzędników w mieście trudno było zatrzymać jakiegokolwiek Polaka.
Wojna się skończyła, więc do miasta stopniowo powracali miejscowi Niemcy. Był to poważny problem, ponieważ nawet nieliczni polscy urzędnicy nie mogli tutaj liczyć na własną kuchnię i mieli problem, bo wyprawy po żywność do sąsiednich wiosek wciąż kończyły się niepowodzeniem. Zazwyczaj udawało się znaleźć jedynie mąkę i żyto, a i to przemieszane z grochem. Szef GO KERM, Michał Czarnota-Bojarski, obawiając się klęski głodu, apelował do swoich przełożonych w Legnicy, aby przysłali mu zapasy żywności, ale jego apele aż do końca maja nie dawały żadnych efektów. Dopiero w ostatnich dniach maja Bolesławcowi w organizowaniu jakiejkolwiek aprowizacji zaczął pomagać oficer II Armii Wojska Polskiego, major Bortkiewicz.
Budujący zręby polskiej administracji pionierzy wciąż mieli ogromne problemy kadrowe i sprzętowe. Na domiar złego, jeden z pracowników Czarnoty-Bojarskiego, wysłany do Zgorzelca po koce i płaszcze wojskowe, niespodziewanie zaginął bez wieści. Nawet żeby skompletować umeblowanie swojego biura, GO KERM musiała zacząć szabrować meble z zakładów przemysłowych. Benzyna do samochodu była marzeniem. Nadal nie było możliwe zorganizowanie choćby szczątkowej milicji, nie mówiąc już o ochronie strategicznych obiektów.
Mimo to stopniowo postępowały inspekcje w kolejnych fabrykach i zakładach przemysłowych, ale tylko tych, które znajdowały się blisko Bolesławca lub w samym mieście. Czarnota-Bojarski otwarcie raportował, że wiele inspekcji utrudniają jego ludziom czerwonoarmiści, których dowództwo nie kwapiło się do dyscyplinowania swych podkomendnych. W samym Bolesławcu grasowały bandy szabrowników, a jednocześnie GO KERM musiała weryfikować, czy kierowani do jej biura ludzie są Polakami, czy Niemcami.
Sytuację tylko trochę poprawiał fakt, że z Bolesławca wyjechali dawni jeńcy francuscy, wyzwoleni tutaj z niemieckiej niewoli przez sowietów.
Ostatni dzień maja przyniósł wreszcie pierwdzy zwiastun stabilizacji. 31 maja 1945 roku do Bolesławca przybył pierwszy polski starosta, Aleksander Noll. Po zjedzeniu kolacji z sowiecką komendanturą i przenocowaniu w należącym do niej hotelu, wkroczył ze swoim zastępcą do ratusza i rozpoczął pracę. GO KERM mogła skupić się na zabezpieczaniu zakładów przemysłowych i przekazać pozostałe zadania Nollowi i jego ludziom. Niemal w tym samym czasie pracę podjął pierwszy polski burmistrz Bolesławca, Bolesław Kubik, który niezwłocznie spolonizował nazwy kilku kluczowych ulic w mieście. Dla przykładu, to właśnie on zarządził wtedy, że dotychczasowa Nicolaistrasse będzie znana jako ulica Kutuzowa, co nie zmieniło się aż do dziś.
Dzięki temu, że z wojennej tułaczki zaczęli wracać nie tylko szeregowi cywile z dawnego Bunzlau, ale też cenni niemieccy fachowcy, pojawiła się nadzieja na uruchomienie strategicznej elektrowni wodnej w Kraszowicach, zdolnej zaopatrzyć w prąd niemal cały powiat. Trzeba ich było jednak wyżywić, a powroty Niemców w oczywisty sposób komplikowały sytuację w regionie. Wciąż nie było pewne, że powiat bolesławiecki na stałe pozostanie przy Polsce, więc władze patrzyły na powrót niemieckiej, rdzennej ludności z dużym niepokojem.
Początek czerwca nieliczni bolesławieccy Polacy mogli więc witać z ostrożną nadzieją, choć ich sytuacja nadal była krytyczna.
Zarządzenie burmistrza Bolesławca, Bolesława Kubika, o zmianie nazw niektórych ulic z niemieckich na polskie. Oryginał znajduje się w Archiwum Państwowym we Wrocławiu Oddziale w Bolesławcu (zespół akt Miejskiej Rady Narodowej Zarządu Miejskiego w Bolesławcu, sygn. 132).
Źródła:
~~Brawo napisał(a): Brawa dla naszego starosty za układa z sowietami
~~Brawo napisał(a): Braw~~Brawo napisał(a): Brawa dla naszego starosty za układa z sowietami
za szybko piszesz
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).