29 września 2010r. godz. 17:40, odsłon: 3630, Krzysiek BOK MCC bez salki koncertowej!
Tak drodzy Państwo – konstruktorzy tego zacnego, ZUSopodobnego gmachu zapomnieli, kto był głównym bywalcem „starego” BOK-u. Nie chcą nas tam!
BOK MCC (fot. bolec.info)
Wróciłem właśnie z uroczystości otwarcia ślicznego, nowego, betonowo-szklanego gmachu o dumnej nazwie Międzynarodowe Centrum Ceramiki. Co się pod tą nazwą kryje?
„Na parterze znajduje się słynna już restauracja, galeria wystawowa oraz sklep (którego jeszcze nie ma). Pierwsze piętko to pracownie: taneczna, muzyczna i plastyczna. Znajdziemy tu również część pomieszczeń administracyjnych. Drugie piętro to zespół konferencyjny z salą na ponad 100 miejsc oraz pracownie: ceramiczna, szkła, wizażu i rzeźby.”
I tyle. Z niedowierzaniem, podczas przygotowanej bardzo profesjonalnie konferencji prasowej, słuchałem wypowiedzi Prezydenta. Nie ma sali na koncerty? – zapytałem zdziwiony (bo wydawało mi się, że w przeróżnych informacjach raz po raz udostępnianych mediom pojawiała się o niej wzmianka). Z odpowiedzią pośpieszyła Ewa Lijewska, szef hybrydowej instytucji BOK-MCC.
- Kameralne koncerty jazzowe, swingowe czy… bluesowe mogą odbywać się właśnie w tej sali w której przebywamy. Scenka na mniejsze koncerty znajduje się też w restauracji na dole.
Z niedowierzaniem rozejrzałem się w około. Znajdowałem się w typowej sali konferencyjnej. Fakt, na jej froncie znajduje się podwyższenie, od biedy mogące robić za scenę. Ale na Boga, to jest sala konferencyjna! Śliczna, nowiutka, z mięciutką błękitną wykładziną na podłodze. Koncert tutaj? Bluesowy? Nie chce mi się wierzyć. Przecież ta sala znajduje się na drugim piętrze… a co z młodzieżą, która nie interesuje się bluesem, a co dopiero jazzem czy podobnymi wynalazkami. Nie, żeby mi jazz przeszkadzał, ale całe środowisko z nadzieją czekało otwarcia tego miejsca. Chcieliśmy z powrotem swoich koncertów, chociaż odrobinki klimatów starego pegaza. A tu lipa. Zonk.
Chwilę później, podczas tej samej konferencji, Prezydent ceramicznego grodu zabrał głos. Opowiadając o zaletach nowego budynku zająknął się tylko na sekundę mówiąc „miłośnicy starego Pegaza mogą poczuć się zawiedzeni”. I tyle. Mogą się poczuć… ale to ich problem. Miasto nie zbuduje sali w której usłyszeć można będzie ostrzejszy gitarowy riff, albo hiphop czy jakąkolwiek muzykę, która nie pasuje do dystyngowanego wnętrza sali konferencyjno-koncertowej.
Prezydent napomknął jeszcze, że przecież jest Sala Animacji (czy Integracji Kulturalnej, w tych megalomańskich nazwach już od dawna się nie łapie) Orzeł, która zostanie wyremontowana. Byłem tam ostatnio na świetnym koncercie grupy poezji śpiewanej Poeticon. Świetne, klimatyczne miejsce. W sam raz dla… poezji śpiewanej, jazzu i podobnych rzeczy. Bo przecież nikt normalny nie zorganizuje rockowego koncertu w budynku, który znajduje się w ciągu budynków mieszkalnych. Nawet gdyby wydać grube pieniądze na wygłuszenie sali, to i tak miejsce jest fatalne. Osoby wchodzące i wychodzące z koncertu na pewno nie wywołałyby zbytniego entuzjazmu wśród sąsiadów.
Dostaliśmy od włodarzy Bolesławca piękny budynek MCC, pełen naprawdę ciekawych pracowni, w których mam nadzieję wykształcą się pokolenia artystów. I będziemy z nich dumni. Piękna byłą radość dzieciaków uczęszczających na liczne zajęcia organizowane przez ośrodek. Dzisiaj dzień otwarty - każdy może pójść i to zobaczyć. Zobaczyć wielkie przestrzenie wewnątrz, marmury i dzieła sztuki porozkładane tu i ówdzie. Ale po co szopki z nazywaniem malutkiej, śmiesznej knajpki na dole „Pegaz”? Klimat tego miejsca został zaszlachtowany, a ludzie, którzy przez wiele lat tłumnie odwiedzali BOK by pobawić się przy muzyce, zostali po prostu zlekceważeni. Kiedy zaczynałem pisać ten tekst byłem zwyczajnie wkurzony… przeszło mi. Teraz jest mi po prostu smutno.