Podstawowym problemem było to, że przedwojenne niemieckie zakłady ceramiczne - od małych, niemal chałupniczych warsztatów, po wielkie manufaktury - w sporej mierze były poważnie zniszczone i rozszabrowane. Większość ich właścicieli i pracowników uciekła zimą 1945 roku, aby nie znaleźć się pod sowieckim panowaniem, a po zakończeniu wojny nie wszyscy mieli możliwość, aby wrócić do domów.
Aby pokazać, jak trudna była sytuacja, warto przyjrzeć się temu, w jakim stanie latem 1945 roku było kilka wybranych zakładów ceramicznych. Jednym z nich była fabryczka naczyń kamionkowych Bruno Buchwalda w Nowogrodźcu, która choć nie została poważnie zniszczona, stała bezużyteczna, bo nie było nikogo, kto mógłby w niej pracować. Fabryczka Buchwalda przynajmniej jednak przetrwała bez większych strat, ponieważ mógł ją spotkać los bolesławieckiej garncarni Paula Gleisberga przy ul. Pocztowej (dzisiejsza Mickiewicza) 3, która doszczętnie spłonęła. Z kolei niemal w 1/3 uległa zniszczeniu duża fabryka ceramiczna w Gierałtowie, działająca do dziś w pobliżu stacji kolejowej Gierałtów Wykroty.
Jedynie w niewielkim stopniu ucierpiała sławna fabryka Julius Paul u. Sohn, która znajdowała się w miejscu dzisiejszego Lidla przy ul. Polnej - zniszczenia budynków oszacowano na zaledwie 2 procent. Z braku polskich fachowców tymczasowy zarząd nad zakładem, zdolnym do produkowania 12 ton wyrobów ceramicznych tygodniowo i zatrudniającym 140 osób, powierzono dwóm kobietom - Hedwidze Piltz i Klarze Spichale. Był tylko jeden problem - pełną kontrolę nad fabryką mieli Rosjanie. Podobna sytuacja była w ceramicznej manufakturze Hoffmana przy ul. Szprotawskiej (dziś Kościuszki), gdzie sowieci zastali składy muszli klozetowych i zorganizowali olbrzymie składy zrabowanych przez siebie łupów wojennych. Po ich wywiezieniu do ZSRS fabrykę (w której sowieci zdążyli zdemontować elektryczny piec tunelowy i niektóre inne elementy wyposażenia) czasowo zajął Państwowy Urząd Repatriacyjny, który zorganizował tam punkt zbiorczy dla wypędzanych z naszego powiatu Niemców.
W wielu zakładach uciekający Niemcy pozostawili gotowe do wypalenia i szkliwienia naczynia. W opuszczonej Tonwarenfabrik A. Seifert, działającej przy dzisiejszej ul. Komuny Paryskiej 1, polscy inspektorzy znaleźli dwa wagonu garnków kamionkowych i wagon profilowanej cegły kamionkowej. Z kolei w klinkierni Laubaner Tonwerke w Ołdrzychowie odnaleziono spory zapas gliny oraz około 30 wagonów gotowych płytek okładzinowych i klinkierów posadzkowych. Co ciekawe, choć klinkiernia nie miała ochrony, na miejscu pozostało jej całe (!) wyposażenie, aczkolwiek było już ono nieco przestarzałe.
Niekwestionowanym pionierem polskiego garncarstwa w Bolesławcu był ceramik technolog Tadeusz Szafran, który przybył do Bolesławca zaraz po zakończeniu wojny i jako pierwszy podjął działania w kierunku wznowienia pracy w garncarskim rzemiośle. Nawiązał współpracę z tymi niemieckimi ceramikami, którzy powrócili do miasta, dokonywał inspekcji w kolejnych zakładach, a nawet postulował wznowienie pracy Zawodowej Szkoły Ceramicznej o międzynarodowej sławie. Szafran uważał to za absolutną konieczność, jednak nie znalazł w tym słusznym postulacie zrozumienia.
Źródła:
Zastosowana autokorekta
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).