24 września 2014r. godz. 11:35, odsłon: 40952, Bolec.InfoŁętowski: Samorząd nam się sfilcował
- Absurdalnym przypadkiem jest zatrudnianie radnych w spółkach samorządowych - mówi Bernard Łętowski.
Bernard Łętowski (fot. archiwum prywatne)
Rozmawiamy z Bernardem Łętowskim - dziennikarzem, fotografem a także kandydatem w wyborach do Rady Powiatu.
Marcin Marczewski - Bolec.Info: Jest pan znany jako dziennikarz, fotograf i zawzięty krytyk władzy na swoim blogu. Po co pan startuje w wyborach?
Czas spróbować coś zrobić w sferze publicznej a nie tylko krytykować tych, którzy próbują coś robić. Czas spróbować robić to inaczej i, może, skuteczniej.
Coś zrobić, czyli?
Myślę, że samorząd nam się sfilcował, zmarniał, sparciał. Ludzie, którzy siedzą w radach, nie wszyscy ale jednak, tracą motywację do pracy dla dobra publicznego podobnie jak funkcyjni samorządowcy. Miejsca w samorządzie stały się często środkiem do celu, do znalezienia pracy w samorządowej firmie dla siebie lub rodziny. Nikt już nie chce wygrywać wyborów i tego zmieniać, komitety wyborcze chcą wyszarpać dla siebie tyle miejsc w którejś radzie, aby potem udało się coś wyrwać, zgarnąć jakieś resztki ze stołu, tu etacik, tam miejsce w radzie nadzorczej, pracę dla żony itd. Nie o to powinno chodzić.
Da się to zmienić?
Trzeba próbować, bo nie mówiąc o tym jak jest, godzimy się na taki stan rzeczy. A kiedy się godzimy milczeniem to oni uważają, że postępują prawidłowo, bo przecież nikt im nie zwraca uwagi. W tej kadencji wiceprzewodnicząca Rady Miasta, Janina Piestrak - Babijczuk głosowała za sprzedaniem pracownikom miejskiej spółki MZRL udziałów w tej spółce. Między innymi dzięki temu jej córka mogła kupić te udziały. Jeszcze dwie trzy kadencje temu radny przynajmniej nie brałby udziału w takim głosowaniu. Polityk szczebla krajowego po czymś takim chyba zrezygnowałby z funkcji zjedzony przez media. A pani wiceprzewodnicząca kandyduje teraz do Rady Powiatu. To nawet nie jest zabawne.
Jakiś czas temu w samorządach panowała zdrowa zasada oddawania szefostwa komisji rewizyjnej radnemu opozycji. Po to, żeby rządzący sami nie sprawowali funkcji kontrolnej. Dziś normą jest, że wszystkie funkcje w radach bierze ten, kto rządzi. Wiadomo, że funkcyjni radni mają nieco wyższe diety. Grosz do grosza…
Obyczaje zmieniają się wszędzie, co w tym dziwnego?
I niech się zmieniają. Ale od samorządowców powinniśmy wymagać więcej. Jeśli ktoś w prywatnej firmie zatrudnia rodzinę, to jego pieniądze, jego sprawa i kwestia jego zaufania, ale jeśli dzieje się to w samorządzie, to nie jest dobrze. Zupełnie absurdalnym przypadkiem jest zatrudnianie radnych w spółkach samorządowych. przecież jako radni decydują oni o sytuacji tych spółek, czyli o sytuacji swoich pracodawców. Paranoja i stwarzanie okazji do nadużyć. Jeśli np. Józef Kata z PO zostaje radnym powiatowym a potem dostaje pracę w powiatowym PKS-ie to ja oczywiście chcę wierzyć, że jeden fakt nie ma z drugim nic wspólnego, ale są pewne granice wiary. Jeśli w trakcie kadencji Kazimierza Gawrona, który dostał się do Rady Powiatu z listy Ziemi Bolesławieckiej, jego syn dostaje pracę w powiatowej spółce a w teraz w wyborach pan Kazimierz kandyduje z listy tworzonej przez ludzi PO, to oczywiście przypadek…
Jeśli w trakcie kadencji radny Rady Miasta Wojciech Kasprzyk czy też synowa przewodniczącego tej rady Józefa Pokładka dostają pracę w MZGK, to ja też chcę wierzyć, że to zbieg okoliczności. Jeśli mąż radnej Fredyk dostaje pracę w Straży Miejskiej to również rzecz jasna zdarzenia bez związku. Ufam, że zwykli nieustosunkowani ludzie starający się o te posady też wierzą w takie przypadki.
Jeśli pozbieramy tego typu fakty okazuje się, że samorządowe firmy i ich rady nadzorcze to często przechowalnia dla rodzin radnych i dla radnych. Czy radny Rady Miasta Leszek Chudzik decydujący jako radny o kondycji Zakładu Energetyki Cieplnej jako pracownik tego zakładu jest wdzięczny radnemu Chudzikowi czy nie jest? Czy jest zależny od decyzji prezesa tej spółki, czy też prezes jest zależny od decyzji radnego Chudzika? Czy dyrektor Jarosław Kowalski z MZGK czuje się odpowiedzialny przed radnym Jarosławem Kowalskim?
Ale takie zatrudnianie radnych nie jest niezgodne z prawem o ile nie pełnią najważniejszych funkcji w fiirmach, więc trudno cokolwiek tym ludziom zarzucić. Jak pan chce to zmienić?
Teoretycznie możemy zlikwidować Powiatowy Urząd Pracy, skoro jego funkcje mogą pełnić okrąglak i ratusz… A tak na serio, to wydaje mi się, że to jest kwestia poczucia przyzwoitości. Jeśli szuka się pracownika do powiatowej placówki zarządzanej przez funkcyjnego działacza PO podległemu starostwu zarządzanemu przez kolejnego funkcyjnego PO, to radny PO nie powinien stawać do konkursu o taką posadę, bo zwykłemu obywatelowi taka sytuacja po prostu śmierdzi. ”Żona Cezara musi być ponad wszelkie podejrzenia.”
Przez to, że jest radnym, ma mieć gorszą pracę?
Przez to że jest radnym powinien być poza podejrzeniami, także we własnym interesie. Inna sprawa, że nie powinien narażać na śmieszność swojej partii. W Bolesławcu jest jednak zawsze nadzieja, że nikt się nie dowie, media nie napiszą, bo im się nie opłaca, sprawa przycichnie a samorządowa pensyjka wpadnie na konto. Skutek jednak jest taki, że coraz więcej radnych i rodzin radnych mamy pozatrudnianych w samorządach i firmach samorządowych. Robi się z tego pewne decyzyjnie i kadrowo zamknięte koło w którym osoby podejmujące najważniejsze decyzje w mieście czy powiecie jednocześnie stają się beneficjentami tych decyzji.
Dlaczego startuje pan do Rady Powiatu a nie do Rady Miasta? Władze miejskie krytykuje pan częściej niż powiatowe.
Jestem realistą, założyłem, że mam większe szanse w wyborach do Rady Powiatu, bo tutaj decyduje cały Bolesławiec i każdy, kto jest w tym mieście zameldowany. Poza tym władze powiatowe postanowiły się ścigać z miejskimi w niektórych absurdach swojej polityki i może czas próbować ten proces zatrzymywać.
Co pan rozumie przez absurdy?
Powiat z pasją zajmuje się organizacją wycieczek rowerowych i biegowych, lansowaniem osoby starosty i pogłębianiem poziomu samozadowolenia rządzących. Robi to dość siermiężnie, niby w ramach promocji, ale jest to promocja często kulawa i niezgrabna. A tymczasem jak dodamy do siebie to ile lat powiat remontował Szpitalny Oddział Ratunkowy, Teatr Stary i swoją nową siedzibę, która wreszcie powstaje, to wyjdą nam prawie dwa dziesięciolecia. Fajnie, że starosta dba o promowanie sportu i rekreacji, ale mieszkaniec powiatu, zamiast to oglądać, chyba wolałby mniej godzin siedzieć w poczekalni do poradni chirurgicznej. Tam są problemy i choćby starosta wrzucił milion fot z dożynek na Facebooka, kolejka w szpitalu nie zmaleje a komfort pacjentów się nie poprawi. Samorządowcy, miejscy i powiatowi, zbyt często robią to co jest ważne dla nich, zamiast tego, co jest ważne dla mieszkańców.
Przykład?
Miasto funduje za 7500 zł telebim w rynku z transmisją kanonizacji Jana Pawła II. Ogląda ją kilkadziesiąt osób, bo jest zimno a ludzie od lat mają telewizory w domach. Jednocześnie na Gliniadę, która aktywizuje setki ludzi i włącza ich do zabawy podczas Bolesławieckiego Święta Ceramiki oraz promuje to miasto w sposób bezdyskusyjnie skuteczny, miasto proponuje 5000 zł. Oczywiście Gliniada nie jest ważniejsza od kanonizacji, nie śmiem nawet porównywać rangi tych wydarzeń i ich znaczenia dla ludzi, ale to pokazuje politykę przyznawania samorządowych pieniędzy na wydarzenia bez związku z realnym zainteresowaniem i z tym, ilu ludzi w nich uczestniczy. Więcej ludzi przychodzi na mecz BKS niż na ten telebim z transmisją z kanonizacji, a przecież BKS może marzyć o dofinansowaniu w wysokości 7500 zł do każdego meczu.
Ale, wracając do starostwa: remontów takich obiektów jak Teatr czy SOR nie da się przeprowadzić błyskawicznie.
Ale chyba nie muszą trwać 8 czy 5 lat? Poza tym wydaje mi się, że można remontować racjonalniej. Remont okrąglaka kosztował ponad dwa razy tyle, ile zaplanowano, przekroczono wstępnie szacowane koszty o jakieś 300 000 zł. Teraz trwa remont nowej siedziby powiatowych władz, ale powiat zamierza zostawić sobie okrąglak, co wydaje się być zupełnym absurdem. Kiedy planowano remont budynku pod nową siedzibę, zakładano sprzedaż okrąglaka, bo ten budynek na atrakcyjnej działce mógłby pokryć część kosztów remontu. Dziś panowie chcą mieć dwie siedziby, bo w nowej wszystko podobno się nie zmieści. Gdyby sprzedać okrąglak i lepiej przemyśleć plany, zapewne udałoby się zmieścić więcej. Z tak samo „dziwnym” planowaniem kosztów mamy do czynienia w przypadku orlika lekkoatletycznego, którego koszt rósł już trzykrotnie. Zaczęło się od 800 tysięcy zł. Po kilku miesiącach miało to być 1,5 mln. Teraz podobno dochodzimy do 2,2 mln. zł. Oczywiście taki orlik jest potrzebny, pytanie tylko czy zanim powstanie dowiemy się ile będzie kosztował.
Komitet wyborczy Ziemi Bolesławieckiej to dobre miejsce, żeby startować z takim krytycznym podejściem do samorządowców?
Wierzę, że tak. To środowisko wywodzi się z Unii Wolności, czyli jednak z partii, która w mojej ocenie kierowała się jakąś misją, poczuciem odpowiedzialności. Wierzę, że coś z tego zostało. Nie jest to grupa bojowa idąca w walkę, w konflikt z rządzącymi, ale ma szansę na przywrócenie pewnych zasad i norm etycznych w samorządzie. Wszyscy mają na to szanse, tylko muszą sobie o tych zasadach i poczuciu przyzwoitości przypomnieć a wyborcy muszą tego dopilnować.
Maciej Małkowski to dobry kandydat na prezydenta?
Zdecydują o tym wyborcy, ale na pewno Bolesławiec potrzebuje odmiany, świeżego powietrza i oddechu od układu rządzącego nim od lat. Gwarantuje to tylko zmiana na stanowisku prezydenta. Piotr Roman, nie oszukujmy się, po 12 latach sprawowania funkcji już raczej nie będzie lepszym prezydentem. Maciej Małkowski może takim zostać. Mało który pracownik z dwunastoletnim stażem w jednej firmie i na tym samym stanowisku potrafi oczarować swoich pracodawców (w tym wypadku bolesławieckich podatników) inwencją, kreatywnością i nowym zaangażowaniem w wykonywanie obowiązków. Małkowski mógłby.
Jest w takim wieku, że zrozumie potrzeby seniorów, czyli elektoratu Romana, ale zadba też o młodych. Poza tym wydaje się być człowiekiem dążącym do porozumienia, do zrozumienia racji odmiennych od swoich, nie zamyka się na cudze argumenty tylko dlatego, że są cudze. Ma też wiedzę, predyspozycje, doświadczenie i motywację.
Piotr Roman też ma predyspozycje, doświadczenie i motywację.
Możliwe, ale można też uznać, że jest żywym dowodem na to, jak władza zużywa. Cały układ rządzący w mieście i w powiecie, w mojej subiektywnej ocenie, jest już wyprany z kreatywności, z wizji. Coś tam wyremontują, wybudują, czasem niespecjalnie przejmując się tym, za co potem to utrzymają, przetną kilka wstęg i pojawią się na kilku festynach. Mama wrażenie, że nie mają wizji tego miasta czy powiatu. A ta wizja nie może się ograniczać tylko do tego, czy za cztery lata znowu ludzie ich wybiorą. Są jednak przyzwyczajeni do tego, że wyborcy, nauczeni smutnym doświadczeniem, coraz mniej do władzy oczekują.
A czego powinni oczekiwać od pana?
Mówienia jak jest, braku serwilizmu i koniunkturalizmu. Poważnego podejścia do ich zaufania, którym jest głos w wyborach. Mogą się spodziewać tego, że będzie mi zależało na powiecie, na Bolesławcu i na nich.
Moją kandydaturę popiera nie tylko Ziemia Bolesławiecka, ale i ludzie zdecydowanie niezbyt związani z tym środowiskiem. Były prezydent Bolesławca, Józef Burniak, burmistrz Nowogrodźca, Robert Relich, twórca Gliniady i były radny Bogdan Nowak, wieloletnia szefowa BOK i MDK, Ewa Zbroja czy artysta Tomek Wachnowski.
Takie poparcie coś daje w wyborach?
Poza tym, że jest mi bardzo miło, iż takie osoby jasno stwierdzają, że ich zdaniem będę dobrym radnym, wyborcom różne rodowody i poglądy tych ludzi pokazują, że oddanie na mnie głosu jest godne zastanowienia. Skoro kogoś popiera były działacz SLD, burmistrz wspierający Piotra Romana, osoba która rządziła kulturą w tym mieście czy postać tak nietuzinkowa jak Bogdan Nowak, to może ten ktoś jest wart głosu.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.