28 października 2015r. godz. 10:59, odsłon: 5732, Bernard ŁętowskiKrajobraz po bitwie, czyli jak ustawić mecz
Znowu jesteśmy bez posła między innymi dlatego, że lokalne antagonizmy i głupoty wygrały ze zdrowym rozsądkiem i...
Baner wyborczy (fot. Bernard Łętowski)
Nie trzeba już w celu ustawienia meczu piłkarskiego kupować sędziów czy zawodników. Wystarczy poprosić
Piotra Romana, prezydenta Bolesławca, o kibicowanie zespołowi przeciwnika… i wygrana w kieszeni. Taka mogłaby być złośliwa refleksja sztabu
Ilony Anoniszyn-Klik, kandydatki PSL do sejmu, która miała na liście jedynkę i była podsekretarzem stanu (jeszcze jest) w upadającym właśnie rządzie
Ewy Kopacz.
Piotr Roman nie poparł nikogo z bolesławieckich kandydatów, nie poparł nawet człowieka ze swojej dawnej ekipy, czyli z PiS. Poparł wrocławiankę, dzięki czemu nastukała ona w Bolesławcu aż 246 głosów!!! Z litości nie będę tego przeliczał na koszty bannerów czy publikacji informujących o tym znaczącym poparciu. Bolesławianie po prostu olali sugestię swojego prezydenta.
Słaby bolesławiecki efekt poparcia Piotra Romana może być kolejnym dowodem spadku jego politycznej formy. Jesienią 2014 miał najgorszy od 2002 roku wynik w wyborach prezydenckich (tutaj dane), potem nastąpił rozpad związku z
Pawłem Kukizem a wyborcza inicjatywa osieroconych przez Kukiza Bezpartyjnych Samorządowców (do sejmu z Bolesławca mieli kandydować Piotr Roman,
Jarosław Kowalski i
Jerzy Zieliński) wypierniczyła się już na etapie rejestracji list, czyli popisała się skutecznością iście autodestrukcyjną.
Poparcie dla kandydatki PSL, koalicjanta PO, podobno zostało dziwnie odebrane nawet w otoczeniu prezydenta, który jednak dotychczas miał opinię prawicowca. Nie wiadomo, czy Piotr Roman traci polityczny instynkt, czy też wreszcie zacznie wyciągać wnioski z minionego roku. Niewątpliwie zrobiłby lepiej dla naszego miasta wspierając kogoś, kto jest stąd i kto miał realne szanse,
Klaudię Witczak albo
Wiesława Ogrodnika. Były nawet pod jego adresem prośby naszych lokalnych kandydatów o poparcie, ale zostały one zignorowane.
Wiesław Ogrodnik na fali poparcia dla PiS zrobił imponujący wynik, bo jest tuż za pudłem. 3945 (tylko o 241 mniej niż Ilona Antoniszyn-Klik) głosów daje mu mandat posła, jeśli posłem przestanie być ktoś z lepszym wynikiem, a takie scenariusze już się zdarzały. Daje mu też dość silną pozycję w samej partii, która chyba już powinna zrewidować swoje podejście do PO w Radzie Powiatu, gdzie zachowuje się jak wstydliwa niewiasta, która może i by chciała, ale ma obawy. Wiem, że Bolesławiec to miasto bezpłciowej opozycji, której samozaparcia wystarcza zwykle do pobierania diet, ale może wreszcie ktoś się obudzi.
Warto pamiętać też o tym, że PiS będzie potrzebował kadr a ludzie z takim wynikiem jak Wiesław Ogrodnik raczej nie będą przez partię, o ile partia myśli, pomijani.
Gdyby Piotr Roman poparł Ogrodnika, być może kandydat PiS zebrałby więcej głosów niż Ilona Antoniszyn-Klik, bo wyborcy mogliby się identyfikować z kimś z ziemi bolesławieckiej. Sam prezydent pokazałby również w ten sposób, że interes Bolesławca jest dla niego ważniejszy od lokalnych politycznych sojuszy. Nie pokazał. Na apel Ogrodnika o poparcie skierowany do szefów samorządów naszego powiatu pozytywnie odpowiedział jedynie burmistrz Nowogrodźca,
Robert Relich.
Zgodnie z oczekiwaniami panowie
Mirosław Sakowski i
Arkadiusz Krzemiński z PO okazali się kolegami do nabijania głosów na listę, chociaż we dwóch nie potrafili zdobyć tylu głosów co Ogrodnik. Co ciekawe PO nie pierwszy raz pokazuje lekceważenie Bolesławca każąc tutejszym kandydatom zabierać sobie głosy. Bolesławianie potraktowali PO tak, jak PO potraktowało ich przy konstrukcji list i wyborze kandydatów.
Największą przegraną tych wyborów jest jednak Klaudia Witczak. Pierwszy raz ktoś z Bolesławca miał jedynkę na liście i to była wielka szansa. 7393 głosy to jednak za mało. Możemy uznać, że nie została posłanką, bo korwiniści nie przekroczyli progu wyborczego. Ale to tylko ładnie brzmi i to tylko łatwe usprawiedliwienie.
W trakcie kampanii w pewien sobotni poranek jechałem przez Nowogrodziec i w rynku zobaczyłem Wiesława Ogrodnika rozdającego ulotki i rozmawiającego z wyborcami pod namiocikiem PiS. Nie wiem, czy tego dość zimnego ranka Klaudia Witczak smacznie spała, czy też walczyła o lajki wrzucając na fejsa kolejnego posta o tym, że uchodźcy są „be”. Wiem, że nie dostałem żadnej jej ulotki, że widziałem w Bolesławcu na ulicy jeden banner Klaudii i nie obejrzałem żadnego jej spotu wyborczego. Nie pamiętam też reklamy wyborczej na żadnym z portali. Ile takich jedynek wystawił Korwin? Jak to wpłynęło na ogólny wynik? Wydawało mi się, że zwolennicy Korwina już zrozumieli, że od samego klikania myszką głosów nie przybywa. Pytanie, czy zrozumieli to kandydaci.
Znowu jesteśmy bez posła między innymi dlatego, że lokalne antagonizmy i głupoty wygrały ze zdrowym rozsądkiem i interesem miasta i powiatu. Bo lokalni politycy, którzy z pompą i asystą włazidupnych mediów potrafią nawet odebrać kawałek chodnika, nie potrafią usiąść przy stole przed wyborami i ustalić konsekwentnego scenariusza stawiającego interes mieszkańców nad ich interesami politycznymi. Taki mecz jaki rozegrano 25 października, też można ustawić. Trzeba tylko mieć jaja.
246 głosów bolesławian na kandydatkę PSL popieraną przez Piotra Romana. Przeczytajcie to zdanie ze trzy razy. Takim wynikiem można wygrać… władzę w samorządzie szkolnym.
Tekst pochodzi z serwisu
bobrzanie.pl