Treść posta: |
|
I nagle wszystko wróciło do normy: delikatny wietrzyk poruszył drzewami, gdzieś w oddali słychać było dzięcioła, a wokół głowy Bolesława zaczęły fruwać krwiożercze komary.
- Cześć, to jestem.
- Witaj, Julio.
- Spóźniłam się, czy ty przyszedłeś wcześniej.
- To pierwsze.
Julia. A w rzeczywistości Antonina. Tosia. Tonia. Ninka. Ale nie cierpiała tego imienia, więc używała drugiego - Julia.
- Różowy neseser jest po prostu świetny, aby być niewidocznym w zielonym lesie. Widać cię z kosmosu, Bolo...
- Wiem. Ale mam w nim, to co trzeba i zgadzam się...
- Aha. Gdzie zaparkowałeś?
- Tam, gdzie zawsze.
Poszła przodem. Choć Julia zdawała maturę razem z Bolesławem, ten wyglądał przy niej, jak dziadek. Łysawy, zgarbiony i do tego z dziurą w miejscu lewej górnej piątki...
c.d.n.
Muszę lecieć, bo mama woła mnie na naleśniki. Może w tygodniu coś jeszcze dopiszę. Pozdrawiam Karolinę. M.
|
|
|