Portal nr 1 w powiecie bolesławieckim
REKLAMA Metrohouse zaprasza
BolecFORUM Nowy temat
Tylko na Bolcu
21 lipca 2021r. godz. 16:36, odsłon: 1834, Bolecnauta Pan M./Bolec.Info

Tajemnica szmaragdu - odcinek 89, czyli otwarte drzwi i zapięte kajdanki

Część w której Waldek zawiera niebezpieczny układ.
Kajdanki
Kajdanki (fot. pixabay)

Jest już kolejny odcinek naszej bolesławieckiej powieści!

Indeks bohaterów - kto jest kim?

Osiemdziesiąta szósta część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ

Osiemdziesiąta siódma część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ

Osiemdziesiąta ósma część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ

Zapraszamy do lektury:


- Po co to zrobiłeś? Czego ode mnie chcesz? – Waldek usłyszał cichy męski głos po drugiej stronie drzwi. Głos ten, nieco zmęczony, był o tyle charakterystyczny, że wprawne ucho mogło wyłapać w nim minimalnie rozpoznawalny wschodni akcent. Cecha, której ludziom ze Wschodu ciężko było się pozbyć, nawet po kilkudziesięciu latach zamieszkiwania za granicą. Z powodu powojennej repatriacji setek tysięcy obywateli polskich trudno było jednak zgadnąć, czy osoba mówiąca z podobnym akcentem jest Polakiem przybyłym z terenów obecnej Białorusi, Ukrainy bądź Kazachstanu, czy faktycznie kilkadziesiąt lat wcześniej deklarowała pełną przynależność do innej narodowości.

Do tonącego w gęstej czerni pomieszczenia, w którym przebywali, wpadała jedynie lekka, drżąca, żółtawa poświata. Wystarczająca jednak, aby dostrzec, że bandyta posługujący się fałszywymi dokumentami na nazwisko Dymitr Jacenko stoi w pochyleniu, opiera dłonie o uda, jak gdyby właśnie zwyciężył sprint na sto metrów, albo jakby miał chęć ponownie przejrzeć zjedzone tego dnia posiłki. Mimo, że dochodząca z hangaru interesująca rodzinna dyskusja zaczęła się rozwijać na dobre, Waldek nie potrafił się skupić na jej treści. Miał wrażenie, że jego towarzysz również, bo oddychał zbyt głośno i chrapliwie, aby móc usłyszeć i rozpoznać wszystkie pojedyncze słowa.

Nie odpowiadając na zadane pytanie, oparty plecami o wilgotną ścianę, Waldek chwilę coś rozważał w głowie. Powoli, jakby niechętnie wyjął jeden z pistoletów i obrócił głowę w prawo. Za jego wzrokiem podążyła oczywiście także i lufa pistoletu. Odruch bezwarunkowy, kiedy czuło się pod palcami zimy metal spustu. Nie umknęło to uwadze człowieka po drugiej stronie drzwi, który doskonale musiał zdawać sobie sprawę, że został uratowany tylko po to, aby teraz znaleźć się w pułapce i do tego bez żadnych argumentów do obrony. Nie wydawał się tym zbytnio przejmować, ale za to najwyraźniej wielce go nurtowało, kim jest jego wybawiciel i jakie miał motywy, bo zadał kolejne pytanie.

- Zastrzelisz mnie teraz?

- Tylko jeśli mi nie powiesz, gdzie je ukryłeś – odpowiedział całkiem szczerze Waldek.

- Jeżeli mnie zastrzelisz, nikomu już nic nie powiem…

- Fakt, dlatego właśnie odpowiednia kolejność jest taka ważna. Najpierw gadasz ty, a potem moja beretta – starał się wyjaśnić Waldek.

- Czyli dopóki milczę, będę żywy? – dobre pytanie. Trudne pytanie.

- To logiczne, ale tylko z twojego punktu widzenia. Ja mogę zaryzykować – Waldka wciągała ta dyskusja. Wysokie IQ adwersarza zawsze skłaniało go do kontynuowania i zgłębiania tematu. Choć cel, jaki miał do osiągnięcia był jasny: uwolnić dziewczyny. – Ale mogę ci zaproponować umowę.

- Skoro pytasz o te młode foczki, to znaczy, że ci na nich zależy. Więc mnie też stać na grę vabank – odrzekł Jacenko. – Ale ja nie układam się z nieznajomymi…

- Waldek Wilczyński…

- Przypadek?

- W kwestii nazwiska nie. Bolek to mój brat – chłopu należały się pewne wyjaśnienia koligacji, choć Waldek zrobił to po to, aby wpuścić kolesia w mgłę domysłów, co do swoich intencji. Nie zaszkodzi też odrobina blefu. – Ale to, że się na ciebie natknąłem w tym miejscu, to właściwie zbieg okoliczności.

- Trudno uwierzyć – odparł Jacenko. – I sorry za braciszka.

- Gdyby zginął, nie miałbyś szansy na tę rozmowę – Waldek nadal stawiał zasłonę dymną.

- Nie skłamałbym, gdybym powiedział, że właściwie sam się postrzelił. Ma fantazję.

- Znając Bolka, trudno mi sobie wyobrazić, że sam by sobie mógł taki numer wykręcić. A jeszcze trudniej w to uwierzyć, znając twoje dossier, kolego.

- A jakie jest twoje? Dla kogo pracujesz… kolego?

- Nie pomyliły ci się aby role? Przecież to ja mam broń – Waldek wiedział, że nie musiał tłumaczyć tej prostej zależności. – Wiesz, że ci nie powiem, więc po co pytasz?

- Bo interesuje mnie, komu jeszcze tak zależy na mojej głowie?

- Moim pracodawcom nie za bardzo – uchylił rąbka prawdy Waldek. – Twoim, jak słyszałem, dość mocno. Ale i taka Policja czy ABW jakąś premię za twoją łepetynę mogłaby od ministra zgarnąć. No i propagandowo też fajnie by to zagrało. Zapowiada się więc naprawdę ciekawe polowanie, jeśli cię puszczę wolno…

- Żaden ze mnie gruby zwierz, żeby ktoś miał sobie ze mnie robić wypchane trofeum – umniejszał swoją wartość Jacenko. Oczywiście, próbował także grać na czas.

- My doskonale wiemy, że tylko za cyngla robisz i wiemy, że jesteś w tym dobry. Może nawet i u nas byś mógł jakąś fuchę dostać. Czasem szukamy specjalistów… – może Jacenko jest wrażliwy na pochwały, zastanawiał się Waldek. Zanim kontynuował, chwilę poczekał, aż tamten przetrawi jego słowa. – Naszym celem jest jednak dotrzeć do łba ośmiornicy. A dzięki tobie jesteśmy już blisko.

- Czy ja dobrze słyszę? Proponujesz mi układ? Przejście na jasną stronę mocy?

- Może… Ale to musimy odłożyć na później. Teraz gadaj, gdzie one są? – Waldek zmienił brzmienie głosu na bardziej stanowcze. Znów minęło kilkanaście sekund, zanim usłyszał odpowiedź. Musi coś rozważać, bo z pewnością nie jest aż tak wolnomyślący, skonstatował Waldek.

- A jak nie, to co?

- Nic – odpowiedział Waldek. Nie czuł się w obowiązku wyjawiać szczegółów swojego planu, ale spróbował przeistoczyć się w zimnego drania. – Wpakuję ci kulkę i wepchnę potem z powrotem pod lufy tych snajperów, żeby dokończyli robotę. Będzie na nich.

Kolejne sekundy na przemyślenia.

- Nie wiem.

- Czego nie wiesz? – nie mógł zrozumieć Waldek.

- Nie wiem, gdzie one są.

- Kłamiesz – Waldek odciągnął kurek. Wiedział, że Jacenko zna towarzyszący temu dźwięk i jego znaczenie dla długości życia.

- Owszem, kłamię. Nie wiem tylko, gdzie jest córka rudej lisicy – Waldek oczywiście domyślił się, że chodzi o Olę. – Ta dziwaczka z żółtym sianem na głowie była w tym mercedesie na zewnątrz.

- Jak to była?

- No… była, dopóki ktoś nie wysadził go w powietrze – Waldek nie wiedział, co się wydarzyło na placu przed hangarem, ale na razie nie miał podstaw, aby Jacence nie wierzyć.

- Jaja sobie ze mnie robisz? Naciągasz mnie na gadkę, a teraz wciskasz kit, że nie wiesz, gdzie jest Ola? Co jej zrobiłeś? Mów, bo moja cierpliwość się wreszcie skończy.

- Nie kłamię. Nic jej nie zrobiłem…

W to zapewnienie akurat dało się uwierzyć. Szóstym zmysłem Waldek wyczuwał, że aktualnie koleś ma na głowie zupełnie coś innego niż konfabulować w kwestii losów ofiar porwania. Ważniejsze było dla Jacenki na przykład to, że tam na zewnątrz poluje na niego jakaś grupa myśliwych z Wiewiórskim na czele. Zdaje się, że coś poważnego łączyło go też z tą Sylwią z archiwum wojskowego. Grzechem byłoby tego nie wykorzystać. Nie wiadomo czemu jednak, Jacenko póki co dążył do oczyszczenia się z zarzutów. Może po prostu uznał agenta Wilczyńskiego za swojego spowiednika:

- Zostawiłem tutaj obie związane i zamknięte, a jak wróciłem z Sylwią, to znaleźliśmy tylko tę drugą. Ta twoja Ola zwyczajnie zniknęła. Mówię prawdę. Musiała się jakoś uwolnić i uciec. Jak Houdini.

- Skoro zakładnicy ci zwiewają, to się starzejesz. Pora na wojskową emeryturę, Dymitr, A może powinienem do ciebie mówić Daniło? – Waldek założył się, że na twarzy Jacenki pojawił się wyraz zaskoczenia. Ale czy równie szybko zniknął, tego nie dało się stwierdzić.

- Zostańmy przy Dymitrze. Przyzwyczaiłem się.

Informacje z otrzymanych teczek okazywały się niezmiernie przydatne. Ale na tym przecież polega praca kontrwywiadu. Zdradzając znane mu szczegóły o Jacence, Waldek starał się podważyć jego pewność siebie. Osłabić morale, jak to mówią w żołnierskim żargonie. Teraz pora zmienić temat, aby znów go zaskoczyć swoją wiedzą i tym samym rozproszyć jego uwagę, pogrążając go w kolejnych zagadkach, podczas gdy będzie wyciągał z niego potrzebne mu informacje. Waldek uwierzył, że Oli udało się uwolnić, zatem jego uprzedni priorytetowy cel szybko wrócił ponownie na pierwsze miejsce.

- A co miałeś zrobić ze szmaragdem, gdybyś jednak przypadkiem wszedł w jego posiadanie? – spytał, bo była to jedna z nitek prowadzących do kłębka.

- Oddać Albertowi, który pracuje dla „Szefa”, znaczy dla Wiewiórskiego – Jacenkę powoli opuszczały skrupuły. Z pewnością teraz przestanie zachowywać pozory lojalności, co Waldek zamierzał z wykorzystać.

- „Taśma” nie jest kolekcjonerem kamieni szlachetnych. Jest pośrednikiem, a miał to zrobić tylko dla kasy – pobieżnie przedstawił znane sobie fakty Waldek. – Dużej kasy, zaznaczam. A tobie pewnie chcieli rzucić jakieś ochłapy.

- Dwadzieścia pięć tysięcy zielonych, a potem mieli dodać jeszcze dychę z powodu komplikacji, które sprawił nam twój stuknięty brat…

- Oj, stary. Na spluwach, garotach i sztukach walki to ty się na pewno znasz, ale na interesach niekoniecznie – Waldek pominął wątek napadu w garażu Bolka. Teraz tylko zdenerwowanie przeciwnika mogło spowodować u niego całkowite otwarcie kurka z informacjami. – Przecież ten zielony kamyk na czarnym rynku jest warty kilka milionów zielonych papierów. Dlatego tak im na nim zależało. Ciebie, kolego, chcieli tylko wykorzystać, a potem, jak sam miałeś się okazję przed chwilą przekonać, mieli zamiar się ciebie pozbyć. I to bardzo tanim kosztem, jak widać.

Waldek sam teraz zamilkł na dłuższą chwilę, aby dać Jacence czas na przyswojenie nowych wiadomości. Zdziwił się, że gość nie dyszał, nie przeklinał, nie machał rękami. Twardy facet.

- Taaa… Albert uprzedzał mnie… - Jacenko wydawał się krótką chwilę wahać. Ewidentnie rozważał swoje opcje. Wygrał rozsądek i pociąg do niewiasty. – Dobra, pomogę ci, ale mam jeden warunek. Dasz mi potem odejść, a Sylwia odejdzie stąd razem ze mną. I nie będziecie nas więcej szukać.

- Dobrze wiesz, że tego ostatniego nie mogę ci obiecać, bo jutro ktoś mnie może zastąpić – objaśnił Waldek. – A pozostaniesz żywy do chwili, kiedy uda mi się aresztować „Taśmę”. Potem nie gwarantuję już niczego, zwłaszcza, że Wiewiórski przyciągnął ze sobą jakichś najemników. Będziesz zdany wyłącznie na siebie, bo ja ci nie będę mógł pomóc się ulotnić. A ta twoja ryżoblond cizia w ogóle mnie nie interesuje…

- Nie obrażaj mojej kobiety – uniósł się Dymitr. Dobrze, że w dzisiejszych czasach pojedynki o honor płci pięknej stały się już rzadkością, bo na gwałt musiałby szukać jakiejś rękawiczki. Zamiast tego znów nie popisał się choćby nikłym talentem poetyckim. – To ósmy cud świata na dwóch nogach.

- Znaczy, w tym sensie, to jest całkiem całkiem, stary. Jest ci czego zazdrościć – Waldek też miał oczy i jeszcze pokaźną produkcję testosteronu. – Mówię tylko, że do mojego śledztwa nic nowego by nie wniosła.

- Dobra, jaki masz plan, kolego, bo zdaje się, że tam za ścianą robi się gorąco? – spytał spokojnie Dymitr nadstawiając ucha na podniesione głosy.

Waldek wyciągnął z tylnej kieszeni kajdanki i podniósł je bez słowa do góry.

- A po co to? – zadał kolejne pytanie zaskoczony Dymitr.

- Dla pozoru. „Taśma” głupi nie jest, umie sklejać fakty – wyjaśnił Waldek. – Jeżeli wyjdziemy jak starzy kumple, od razu zorientuje się, że coś jest nie tak. Podejdź tu, tylko szybko i dyskretnie.

Dymitr posłusznie zrobił, co mu Waldek polecił. Przeskoczył na drugą stronę ościeżnicy, stanął tyłem do Waldka i przesunął ręce do tyłu. Musiał być święcie przekonany, że Waldek w stu procentach dotrzyma danego słowa. Nie mylił się, bo po zapięciu bransoletek, Waldek wrzucił do kieszeni jego płaszcza kluczyk i powiedział mu prosto do ucha:

- Kiedy ja zaopiekuję się Wiewiórskim, ty i twoja lalka natychmiast spadacie stąd. Potem będzie cię mogła uwolnić.

- Dzięki, lepiej mi się z tobą dogaduje niż z twoim bratem – stwierdził Dymitr.

- Nie ma za co, to tylko interesy. A ty nie wiesz, jakie Bolek miał pokręcone życie.

- Jak każdy. A mogę jeszcze o coś spytać, zanim wyjdziemy? – Dymitr poruszał nadgarstkami, upewniając się, że są solidnie zapięte. Potem zaskoczył Waldka swoim następnym pytaniem. – Wiesz, gdzie jest ten kamień?

- O, nie! Kolejnego interesu ze mną nie ubijesz, Dymitr. Ale żeby cię to już nie gryzło - wiem, ale nie powiem – skłamał, ale właściwie sam nie wiedział po co. Chyba znów wylazło przyzwyczajenie zawodowe. Wyciągnął z kabury drugi z pistoletów i obiema lufami stuknął swojego jeńca w plecy. – Ruszamy.

- Mam nadzieję, że masz jakiś plan, mój przyjacielu. Bo ja dla mojej Sylwii jestem gotowy na wszystko – rzekł tajemniczo Dymitr i weszli gęsiego do pomieszczenia, w którym za chwilę mogło dojść do rodzinnej tragedii.


Co ma na myśli Daniło? Czy uda im się nabrać Taśmę i uratować Sylwię? Czy szmaragd zostanie odnaleziony? Jak wyobrażacie sobie dalsze losy naszych bohaterów? Dajcie znać w komentarzu!

Bolecnauta Pan M. pisze i wymyśla, zaskakując i wzruszając czytelników. Każdy może pomóc w tworzeniu powieści, zamieszczając pomysły i sugestie w komentarzu.

Kolejny odcinek już w sobotę w godzinach popołudniowych!

Tajemnica szmaragdu - odcinek 89, czyli otwarte drzwi i zapięte kajdanki

~~lola niezalogowany
21 lipca 2021r. o 18:43
Może to Mika, mistrzyni kamuflażu,
nagrała Danile tę akcję w garażu?
A kiedy ucichną strzeleckie zawody,
Do Monako ruszy, by zniszczyć dowody…

Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~~M niezalogowany
24 lipca 2021r. o 16:45
c.d.
------------------------------------------------
Waldek nie po raz pierwszy z życiu spoglądał w maleńki otwór stanowiący wylot dla pocisków z broni palnej. Ale pierwszy raz mierzyła do niego zdesperowana kobieta. I to taka, którą szowinistyczne męskie świnie siedzące w ogródku piwnym na mieście bez wahania nazwałyby „niezła lufa”. Waldek, nie będący nigdy wielbicielem dramaturgii absurdu Mrożka, użyłby raczej określenia „niezła sztuka”.

Życiowe doświadczenie podpowiadało mu, że rzadko kiedy piękne opakowanie oznaczało wartościowe wnętrze, ale trzeba przyznać, iż zdarzały się od tej reguły wyjątki. Jeden z takich wyjątków miał okazję w swoim życiu spotkać, choć tamta kobieta nie była w ogóle podobna do córki Wiewiórskiego. Ani z wyglądu, ani z intelektu. Aktualnie musiał jakoś skłonić stojącą przed nim, uzbrojoną, napompowaną złością Sylwię do porzucenia swoich zamiarów. Groźbą albo prośbą, zależnie od tego, co lepiej będzie w stanie zrozumieć. Zaczął od drugiej z opcji.

- Sylwia, opuść broń, bo jeszcze się postrzelisz…

- A ty myślisz, że co? – dziewczyna podniosła głos i znów w grożącym geście kilkakrotnie niebezpiecznie pomachała trzymanym pistoletem. – Że jak kobieta, to od razu taka głupia, że nie wie, którą stroną wylatują naboje?

- Ściślej mówiąc, to naboje nie wylatują lufą…

- A nie mówiłam? Będzie mi się tutaj mądrzył, agent od wąchania perfum! – Sylwia nie miała zamiaru dać Waldkowi dojść do głosu, ale tylko po to, aby niefortunnie potwierdzić swoje uprzednie słowa, nieświadomie zaprzeczając ogólnym prawom balistyki. – Wylatują tą stroną, którą trzymam skierowaną w twoją przemądrzałą łepetynę!

Dymitr na moment przymknął oczy, naiwnie pewnie wierząc, że razem z powiekami zwijają się również jego małżowiny uszne. Ale postanowił nie wtrącać się do dyskusji i cały czas stał nieruchomo jak kamień, z rękami skrępowanymi za plecami. Ciężko było się zorientować, jakie myśli przeszły, a raczej przegalopowały przez jego głowę. Wiewiórski zaś swoją siwą głową kręcił, jakby bezgłośnie wrzeszczał do córki „Przestań! Przestań i nie kompromituj się!”. Być może w tej chwili mocno żałował, że dotąd uparcie odmawiał swojej latorośli zaliczenia części teoretycznej szkolenia na temat używania broni palnej oraz praktycznych ćwiczeń na strzelnicy. Bardziej niż pewne było natomiast to, że zastanawiał się, jak to dorodne jabłuszko mogło upaść tak daleko od jabłoni.

- Naboje znajdują się w magazynku pistoletu, skąd trafiają do komory zamka. Ale potem, przy strzale wylatują z niego same pociski – czuł się w obowiązku objaśnić agent Wilczyński, będący prawdopodobnie lepszym ekspertem od budowy i działania gnatów, niż cała pozostała trójka razem wzięta. – Łuska pozostaje w komorze, a potem wyrzucana jest na zewnątrz, robiąc miejsce dla kolejnego naboju. Oczywiście, nie dotyczy to rewolweru, z którego trzeba łuski, że się tak wyrażę wyłuskać albo wytrzepać z bębenka. Mam rację, panowie?

Dymitr odpowiedział Waldkowi jedynie błagalnym spojrzeniem o zaprzestanie nękania dziewczyny. Zamiast niego odezwał się jednak Wiewiórski, próbując załagodzić negatywne wrażenie, jakie wywarła na męskiej części uczestników tej sceny jego córka. Możliwe, że nawet zaczerwienił się ze wstydu za ewidentne braki w jej edukacji.

- Waldek, daj spokój. Nie uważasz, że mamy tu poważniejszy problem do rozwiązania?

Waldek już już próbował rzucić jakąś inteligentną ripostą, lecz Sylwia tego wieczora raczej nie miała zamiaru oddawać werbalnej inicjatywy. Niepokojące było to, że wydawała się do tego strasznie podenerwowana posądzeniem o braki w obyciu ze śmiercionośnym żelastwem. Musiała być tak wypełniona pretensjami i zdenerwowana sytuacją, że aż się jej ręce trzęsły, a to mogło przynieść nieprzewidziane, świszczące po całym pomieszczeniu skutki.

- Tato, nie wtrącaj się. Nie widzisz, że próbuję was ratować?

Waldek uśmiechnął się pod nosem. Jeżeli Sylwia wdała się w ojca, to czeka nas tu niezła komedia pomyłek, familijny dramat i tragedia bufonady w jednym akcie z zaskakującym zwrotem akcji. Rudowłosy podmiot liryczny zamiast współpracować, postanowił nie ograniczać swojej roli do minimum, przejmując inicjatywę i skupiając uwagę wszystkich widzów na swojej osobie.

- Córcia, ale chyba nie masz zamiaru go zagadać na śmierć, co? – siedzący jak indiański wódz Wiewiórski nieco wychylił się do przodu.

- O co ci chodzi? Żartujesz sobie, kiedy za chwilę on was może pozabijać? – nabuzowana Sylwia aż kipiała w środku. Waldek zaczął rozumieć milczenie Dymitra. Widocznie nie chciał i sobie robić przykrości.

- Sylwuś! Wierz mi, że jeżeli on chciałby zastrzelić mnie i tego twojego Dymitra, już byśmy się witali ze Święty Piotrem…

- Raczej z Lucyferem, Taśma – skorygował go Waldek.

- Człowieku małej wiary! Przecież ludzie się zmieniają – z tymi słowami Wiewiórski obrócił głowę i nieco ją odchylił, aby lufa trzymanej przez Waldka beretty nie przesłaniała mu widoku. Kiedy w dochodzącym z zewnątrz, migającym blasku płomieni zobaczył swojego dawnego kompana z szajki, wyraźnie się zdumiał. Aby uwiarygodnić swoją przemianę, prawdopodobnie postanowił zagrać na nutę religijną. – O, Czarna Madonno! Nie wiedziałem, że aż tak bardzo! Bóg mi świadkiem, że na ulicy nigdy bym cię nie poznał, Waldek!

- I vice versa. Cóż, wszyscy się starzejemy – wzruszył ramionami Waldek i przesunął pistolet wycelowany w Dymitra w kierunku Wiewiórskiego. Teraz miał go na dwóch muszkach. – Ale nie zmieniamy pasji i upodobań, prawda?

- Co masz na myśli, przyjacielu? – zaciekawiony Wiewiórski przekręcił nieco ciało i siedział teraz bokiem do Waldka, wciąż jednak utrzymując swoją córkę w zasięgu wzroku.

- Nadal dla mamony zrobiłbyś wszystko…

- A jest w tym coś złego? – Wiewiórski uniósł, a potem zmarszczył brwi.

- Ano jest. Wtedy, kiedy bez wahania łapiesz za sakiewkę ze srebrnikami.

- Mój ojciec to nie zdrajca, tylko biznesmen, szanowny panie agencie – po długiej, jak dla niej przerwie, wtrąciła się Sylwia. Całkiem niepotrzebnie, w opinii trzech czwartych aktorów tego dramatu w jednym akcie. – Handluje złotem, więc srebrem na pewno też. Prawda, tato?

Waldek nie wytrzymał i parsknął sztucznym śmiechem. Jako jedyny w tym towarzystwie uczynił to na głos.

- Szanowna pani! Twój ojciec od zawsze kierował się interesem, to prawda. Nawet bardzo dobrze pojętym interesem – Waldek próbował patrzeć Sylwii prosto w oczy, choć mrok nie pozwalał stwierdzić, czy z wzajemnością. Dyskretnie, sprytnie i niemal niezauważalnie nadal przesuwał obie ręce tak, że pistolet, którym przed momentem celował w Dymitra, aktualnie był skierowany w głowę Taśmy, a ten, którym uprzednio mierzył do niego samego, był ustawiony w kierunku Sylwii. Działanie skomplikowane i wymagające podzielności uwagi, ale konieczne. – Chociaż tylko i wyłącznie swoim własnym. A ponieważ jest mu doskonale obojętne, kto płaci brzęczącą monetą, nawet mu powieka nie drży, kiedy bierze pieniądze od agentów obcych państw, stając się tym samym zdrajcą własnego kraju.

- Waldek, dobrze wiesz, że nie wnikam w źródła pochodzenia pieniędzy moich klientów. Kiedy szmal jest już u mnie, tu jest jego nowa ojczyzna, rozumiesz? – Wiewiórski mówił dość szybko i nie dbał, czy jego córka nadąża za jego wyjaśnieniami. – I guzik mnie przy tym obchodzi, czym się kto zajmuje, dopóki rachunki mi się zgadzają. Ale nic mi na ten temat nie wiadomo, iżbym miał być oficjalnie opłacany przez obce służby.

- Wierzę ci, Taśma, że możesz nie do końca być świadomy, z kim masz na co dzień do czynienia w swoim szemranym biznesie. Twoje motywacje są jednak dla nas obecnie całkowicie nieistotne, choć oczywiste – kontynuował Waldek. – Zarzuty kryminalne muszą być zatem na razie odstawione na drugi plan. Jesteś nam potrzebny, bo tylko ty, oślizły piskorzu, możesz nas doprowadzić do samej góry tej szpiegowskiej siatki.

- Podoba mi się twoje ichtiologiczne porównanie, Waldek. Wiesz, że piskorz może pływać nawet w wodzie, gdzie jest mało tlenu i inne ryby mogą się tam udusić? Ma podobno węch wielokrotnie lepszy od psa, a do tego po wyjęciu z wody potrafi oddychać powietrzem, skubana bestia. Faktycznie jestem więc trochę do niego podobny – Waldek oczywiście nie znał tych przyrodniczych ciekawostek, a użył nazwy tej ryby tylko dlatego, że Wiewiórski lubował się w wiciu się i wyślizgiwaniu z pułapek. – Ale chyba nie sądzisz, że dobrowolnie zgodzę się z wami współpracować i narazić się tym, jak to ładnie ująłeś, obcym służbom?

- No właśnie! Mój ojciec nigdy nikomu nie będzie służył! – znów w nadgorliwości odezwał się w Sylwii rodzinny instynkt potomka. I ponownie nikt nie wziął pod uwagę jej nieobiektywnej opinii. I ponownie końcówka jej pistoletu narysowała w powietrzu jakiś tajemniczy znak runiczny.

- A ty, kochanie, nie musisz tak wymachiwać tą klamką. Niby mam na sobie kamizelkę, ale ochroni mnie tylko, jeśli ktoś celuje w mój korpus – w ten osobliwy sposób Wiewiórski kolejny raz potwierdził, że nie daje wiary umiejętnościom strzeleckim swojej córki. – Wytłumaczę ci, skarbie, jak to działa. Dopóki ktoś wierzy, że może mnie wykorzystać, krzywdy mi nie zrobi. Przynajmniej takiej dużej krzywdy, prawda panowie?

Waldek z milczącym dotąd konsekwentnie Dymitrem popatrzyli po sobie, a potem jednocześnie spojrzeli na Wiewiórskiego. Z zawodowego punktu widzenia nie mogli się z nim nie zgodzić.

- Aha… – rozgadał się Dymitr i odtąd od tego momentu rozwiązał mu się język. – Nie zrobi.

- Czyli co, Dima? – Sylwię powoli opuszczało bojowe nastawienie, ale nadal była trochę zdezorientowana i wahała się, czy może opuścić broń. Lufa pistoletu drżała, jakby dziewczyna wykazywała pierwsze objawy choroby Alzheimera.

- Pierwsza zasada: nie likwidujesz celu, dopóki jest ci potrzebny – Dymitr spokojnie zdradził jej jedną z podstawowych zasad w swoim fachu. Innych na razie nie zamierzał jej objaśniać. Jak choćby tej drugiej, o wiele ważniejszej: nie ufaj nikomu, kto ci wmawia, że ma jakiekolwiek zasady.

- Odłóż wreszcie, moje dziecko, ten pistolet – Wiewiórski uniósł obie dłonie i lekko nimi poruszał w przód i w tył, a następnie w dół w geście powstrzymania kogoś od działania. – Obiecuję ci, że nikt mnie tutaj nie skrzywdzi. Poza tym ani złość ani ta spluwa nie pasują do twojej ślicznej buzi.

- Wy, faceci to jednak jesteście wszyscy pokręceni – Sylwia wreszcie opuściła lufę na dół, po czym bez zastanowienia wcisnęła pistolet za pasek z tyłu spodni. Nieuzbrojona i nieco uspokojona prezentowała się o wiele lepiej. Uważny obserwator przyrody usłyszałby w tym momencie trzy spadające z zimnych męskich serc kamienie.

- To co teraz? – Sylwia podparła się pod boki w oczekiwaniu na dalsze polecenia.

- Teraz wyciągniesz ponownie pistolet i przestawisz takie coś z boku, żeby broń przypadkiem nie wystrzeliła i nie odstrzeliła ci pośladków – Waldek powiedział wyłącznie to, na co zarówno Wiewiórski, jak i Dymitr chcieli pilnie zwrócić uwagę właścicielce kształtnej pupy, kiedy chowała Waltera bez zmiany pozycji bezpiecznika.

- Aha, no jasne. Zupełnie zapomniałam… – Sylwia wykonała zalecenie, ale powoli, bo najpierw musiała odszukać to coś, co blokowało działanie spustu. Kurczę, Dymitr mi to pokazywał, myślała Sylwia uważnie oglądając broń z dwóch stron. O, chyba to jest to. Ta mała wajcha.

- A potem możesz go włożyć z powrotem w majtki – gdyby te słowa nie padły z ust jej własnego ojca, autor tej wypowiedzi nie zdążyłby mrugnąć, a mógłby już nie żyć. A tak, obyło się póki co, bez ofiar.

Sylwia, nieświadoma popełnianego błędu, przestawiła małą wajchę i ponownie umieściła już odbezpieczoną broń w poprzednim miejscu.

- Przestańcie już się ze mnie wszyscy nabijać, dobra?! Taka nierozgarnięta to chyba nie jestem?!

Wszyscy w hangarze, poza Sylwią oczywiście, w obawie przed dalekosiężnymi konsekwencjami zdecydowanie pokręcili głowami. Dalszą inicjatywę musiał już przejąć Waldek. Kiwnął obydwoma pistoletami naraz, wskazując świeżo ujętemu Wiewiórskiemu drogę marszu i zwrócił się jednocześnie do jego córki:

- Sylwia, odsuń się. Przejdź do Dymitra i nie próbuj więcej kozaczyć. A ty wstawaj, Taśma. Najwyższa pora się stąd zwijać...

W tym momencie do hangaru dotarły charakterystyczne ciche stukoty pierwszych wystrzałów z broni maszynowej. Nikt z obecnych jeszcze nie wiedział, że tam na zewnątrz na kilkadziesiąt dramatycznych minut rozpęta się prawdziwa wojna.
---------------------------------------------------
c.d.n.
Pozdrawiam,
M.
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~~M niezalogowany
24 lipca 2021r. o 18:37
Errata,
Nie Alzheimera, tylko Parkinsona! Sam mam chyba tę pierwszą.
Pozdrawiam
M.
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
Wypowiedz się:
Jeśli zostawisz to pole puste przypiszemy Ci losową ksywę.
Publikacja czyichś danych osobowych bez zezwolenia czy użycie zwrotów obraźliwych podlega odpowiedzialności karnej i będzie skutkować przekazaniem danych publikującego organom ścigania.
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii i wypowiedzi, a osoba zamieszczająca wypowiedź może ponieść za jej treść odpowiedzialność karną i cywilną. Bolec.Info zastrzega sobie prawo do moderowania wszystkich opublikowanych wypowiedzi, jednak nie bierze na siebie takiego obowiązku. Pamiętaj, że dodając zdjęcie deklarujesz, że jesteś jego autorem i przekazujesz Wydawcy Bolec.Info prawa do jego publikacji i udostępniania. Umieszczając cudze zdjęcia możesz złamać prawo autorskie. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za publikowane zdjęcia.
Daj nam Cynk - zgarnij nagrodę!

Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!

Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].

Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).

REKLAMA Media Expert zaprasza