28 lutego 2013r. godz. 13:04, odsłon: 8054, Bolec.Info/BoletusChapacze atakują
Chapacze są wśród nas! Zatem drogi Bolecnauto, uważaj, bo ani się obejrzysz, a możesz stać się jednym z Nich!
(fot. Bolec.Info)
Dzisiaj będzie felieton geograficzno – etnograficzny. Opowiem wam w nim o niezwykle interesującym plemieniu, które od najdawniejszych czasów żyje obok nas, a my nie zawsze je dostrzegamy. Od czasu do czasu robi się o nim głośno, ale potem znowu znika z powierzchni, żeby po cichu robić swoje.
Tym plemieniem są … C h a p a c z e. Nie, proszę nie mylić ich z Apaczami – dzielnymi Indianami z Ameryki Północnej, których tyle „naoglądaliśmy” się w rozmaitych westernach. Tamci to byli poczciwcy w porównaniu z naszymi dzisiejszymi „bohaterami”. O nie, Chapacze są o wiele groźniejsi!
Jak wspomniałem wcześniej, Chapacze są bardzo starym plemieniem. Właściwie tak starym, jak ten świat. Jest to plemię niezwykle wytrzymałe – przeżyło do dziś, mimo wielu dziejowych zawirowań i ciągle ma się świetnie.
Ciekawa jest religia Chapaczy. Otóż Chapacze wierzą w jednego boga, który jednak ma niezwykle wiele nazw i określeń. Najczęściej spotykana nazwa to Mamona, ale znany jest ów potężny bóg Chapaczy również jako Kasa, Siano, Sałata, Forsa, Dolar, Euro, czy po prostu Pieniądz.
Wśród Chapaczy obowiązuje ściśle przestrzegana hierarchia. Rządzą nimi plemienni Wodzowie, którzy mają do pomocy setki, tysiące nawet, podległych sobie Służących, zwanych także niekiedy Urzędnikami. Do najwyższych z nich należą Marszałkowie. Ostatnio Marszałkowie mocno podpadli narodowi, bo dziennikarze (jak to oni, swołocze przeklęte!) wykryli, że ci przyznali sobie bardzo wysokie premie, przyuczając jednocześnie wspomniany wyżej naród, na którą dziurkę ma on teraz zapinać swój coraz węższy kryzysowy pasek. Tak właściwie to te premie przyznała (im i sobie) Pani Marszałek, która notabene pochodzi z jednej z najstarszych gałęzi plemiennych Chapaczy, od dawien dawna zajmującej się … kopaniem.
No cóż, nieważne kto dał, ważne, że wszyscy Marszałkowie ochoczo i bez żadnych oporów mamonę wzięli, jak to Chapacze mają od wieków w zwyczaju. Ale ale! Na taki bezwstydny czyn Marszałków oburzył się jeden z podległych im Posłów, o dość oryginalnym nazwisku (coś z przypalonym kotem), który z tego powodu postanowił za karę odwołać Panią Wicemarszałek, pochodzącą z jego klubu plemiennego (słynącego ze swojej Ruch-liwości). W końcu jednak mu się to nie udało, ponieważ wszyscy pozostali Chapacze z Sejmu (tak nazywa się Wigwam, w którym przebywają najwięksi Chapacze w naszym kraju) zwarli szeregi i w imię prawdziwie PO-PIS-owej „solidarności” pokazali całemu światu, że z Chapaczami nikt nie wygra!
Chapacze, rzecz jasna są nie tylko w Sejmie. Mamy ich sporo i w Senacie (kolejny bardzo ważny Wigwam, o którym jednak mało kto wie, do czego służy), i w tzw. Rządzie i w wielu innych rozmaitych Urzędach, których u nas powstało „od metra”. W tym momencie zada ktoś pytanie (i dobrze, że je zada). Kto to są właściwie ci Chapacze? Po czym ich poznać?
To bardzo proste! Otóż Chapacze drą co się da i ile się da, skąd tylko się da. To chyba ich najkrótsza i najcelniejsza charakterystyka. Zwykle mają już na tyle dużo wszystkich dóbr, żeby mogli spokojnie i dostatnio żyć, ale oni chcą ciągle więcej i więcej. I nie obchodzi ich, że inni mają mniej i gorzej. Ich w ogóle nie obchodzą inni! Ich obchodzą oni sami i samo chapanie. Jeszcze i jeszcze. Do upadłego. Do końca.
Jedną z najbardziej pazernych odmian plemienia Chapaczy, która wytworzyła się w wyniku długotrwałego procesu ewolucji Wyznawców Mamony, stanowią tak zwani Prezesi. Żeby możliwie najlepiej odmalować ten specyficzny podgatunek Chapaczy odwołam się do przykładu naszego spokojnego, bogobojnego miasteczka nad Bobrem, jakże typowego dla omawianego „zjawiska”.
Cóż tu mamy ciekawego? Mamy, mamy, aż za dużo. Największa ilość miejscowych Prezesów podlega rzecz jasna tutejszemu Naczelnemu Wodzowi Miasta. I ten Wódz, świetnie rozumiejąc naturę Chapaczy (hm…), od lat kapitalnie rozgrywa sprawy, hojnie dzieląc między nich miejską mamonę i umiejętnie szafując w ten sposób prastarą zasadą „dziel i rządź”. Temu da więcej, tamtemu mniej, a jeszcze innemu wcale. I już wszystko wiadomo. A ponieważ Prezesi – Chapacze świetnie znają te numery (sami robią to od lat na swoim podwórku), to po tym, ile kto dostaje, rozpoznają swoje miejsce w stadzie. A że chapanie mają we krwi, doskonale wiedzą, co robić, żeby następnym razem dostać więcej…
O Chapaczach można by bez końca (widzicie, jaki to pasjonujący temat?!). Ale felieton ma to do siebie, że nie może być za długi. Więc na koniec jeszcze tylko poważne ostrzeżenie. Chapacze są wśród nas! Zatem drogi Bolecnauto, uważaj, bo ani się obejrzysz, a możesz stać się jednym z Nich! To się dzieje mniej więcej tak, jak z wampirami. Raz cię „uchla” i po tobie! Posmakujesz, nawet nie będziesz wiedział kiedy, i już jesteś Chapaczem. Więc – bądź czujny i nie daj się … przerobić. Przed czym lojalnie przestrzega
Boletus