Nie mam dosyć odwagi, aby przed złem życia
w śmierci szukać zbawienia
i wiecznego ukrycia,
ani wiem, czy śmierć kresem ludzkiego istnienia
jest wieczystym?... Ani wiem, czy zło w tej zaziemnej
bezwiednie przeczuwanej przestrzeni tajemnej
nie władnie? Lecz strudzony walką bezowocną
z siłą losu przemocną,
ciebie wołam, śnie cichy... O! gdybyś przez wieki
nie schodził z mej powieki...
Śnie! Ileż razy westchnę do ciebie, gdy jasna
okrutna prawda mózg mój i serce rozdziera...
Jeszcze godzina jedna, dwie - - a potem zasnę
i cichość mnie śmiertelna
kołysze na swym łonie... Duch we mnie umiera,
i jestem, jak trup żywy, bez czucia, bez myśli,
więc złemu niedostępny... Ty mi słodycz zeszłej,
śnie - - chcę choć wizji szczęścia. O! gdybyś przez wieki
nie schodził z mej powieki...
A choćbym dziś zasnąwszy, zamiast spodziewanej
ulgi, miał śpiący stać się łupem widm cierpienia
lub choćby się jątrzyły w nocy owe rany,
zdobyte w walce dziennej,
których ja zapomnienia
szukam w martwości sennej:
jeszcze do cię zawołam, śnie, obyś przez wieki
nie schodził z mej powieki...
Ironia
Na każdym miejscu i o każdej dobie
byłam i będę przy tobie:
każdą myśl twoją, każdą chęć twą truję,
każdy twój poryw, każdy czyn twój psuję,
jestem twą klątwą, twą klęską żywota
i nic cię nigdy nie wyrwie z mej ręki;
niczym jest strata, ucisk i zgryzota
wobec straszliwej mej męki.
Cokolwiek czujesz, czegokolwiek żądasz,
wszędzie twarz moją oglądasz.
Miłość, braterstwo, poświęcenie, wiara,
szlachetne męstwo i czysta ofiara:
wszystko, co duszy zowie się wzniosłością,
ja moim strasznym naznaczam ci piętnem,
i co ci miało zdawać się Pięknością,
staje się brzydkiem i wstrętnem.
W własnej istocie twej od urodzenia
źródło mojego istnienia.
Bez żadnej winy ni za jaką karą
stałeś się moim łupem i ofiarą.
Niewinnie cierpisz, z Tajemniczej Woli,
z Woli, co rządzi losami człowieka;
wieś?, że cię z rąk mych śmierć kiedyś wyzwoli,
lecz nie wiesz, co za nią czeka?
Tak nawet z twojej godziny śmiertelnej
mój śmiech wyziera piekielny.
Jak zwierzę, węża czarowane wzrokiem,
nie możesz skryć się przed moim widokiem;
na duszy twojej leżę ciężkim głazem,
jak sztylet szpon mój w sercu ciebie boli:
bezskrzydłym ptakiem i skrzydlatym płazem
z mojej nazywasz się woli.
I sam dla siebie jesteś pośmiewiskiem,
losów już będąc igrzyskiem.
Najsroższą męką, jaka cię nawiedza,
jest twa świadomość, twoja samowiedza.
Znasz się, znasz los twój i wiesz, że bez winy
cierpisz z przekleństwa swego Przeznaczenia -
jestem przy tobie od pierwszej godziny
twego ziemskiego istnienia.
Niczego w życiu nie należy się bać, należy to tylko zrozumieć. M.S.C.
Tak myślałam te głupoty mam za sobą
już nie dla mnie kupowanie kota w worku
niezły dystans te trzydzieści lat do tyłu
do serduszek, tulipanów i amorków
tak mu właśnie powiedziałam dzisiaj rano
(chodzik w łapie guzik w uchu i bajpasy)
walentynki są dla młodych i przygłupów
stara miłość wypatrzona z naszej klasy
dobrze stary niech cię wnuczka przytelepie
pogadamy jak to było przed wiekami
możesz kupić czekoladki bukiet kwiatów
coś ty kupił to jest viagra koniec z nami
Zgaś moje oczy: ja cię widzieć mogę,
zamknij mi uszy, a ja cię usłyszę,
nawet bez nóg znajdę do ciebie drogę,
i bez ust nawet zaklnę cię najciszej.
Ramiona odrąb mi, ja cię obejmę
sercem mym, które będzie mym ramieniem,
serce zatrzymaj, będzie tętnił mózg,
a jeśli w mózg mój rzucisz swe płomienie,
ja ciebie na krwi mojej będę niósł.
Ty pierwej mgły dosięgasz, ja za tobą w ślady
Zdążam, by się w tym samym zaprzepaścić lesie,
I tropiąc twoją bladość, sam się staję blady,
I zdybawszy twój bezkres, sam ginę w bezkresie.
A potem wzieram w oczy, by zgadnąć, czy dość ci
Omdlenia, co się nogom udziela, jak szczęście,
I twe dłonie, jak w pąki, mnę w zdrobniałe pięście,
By się w nich docałować twych chrząstek i kości.
A one wypukleją na dłoni przegubie,
Niby pestki owoców, zróżowionych znojem,
I nieśmiałym do ust mych garną się wyrojem,
Zatajone w swej ciepłej od pieszczot siedzibie.
Ich dotyk budzi wzruszeń zaniedbanych krocie,
A ty, tuląc je w warg mych rozrzewnioną ciszę,
Dziecinniejesz w uścisku, malejesz w pieszczocie,
Chwila — a już cię do snu z lat dawnych kołyszę.
Ty przychodzisz jak noc majowa...
Ty przychodzisz jak noc majowa...
Biała noc, noc uśpiona w jaśminie...
I jaśminem pachną twe słowa...
I księżycem sen srebrny płynie...
Kocham cię...
Nie obiecuję ci wiele...
Bo tyle co prawie nic...
Najwyżej wiosenną zieleń...
I pogodne dni...
Najwyżej uśmiech na twarzy...
I dłoń w potrzebie...
Nie obiecuję ci wiele...
Bo tylko po prostu siebie...
Jak powietrze.
Jak dziurę w starym swetrze.
Jak drzewo na polanie...
Po prostu kocham cię... kochanie.
Czy pozwolisz, że ci powiem...
W wielkim skrócie i milczeniu...
Że ci oddam i otworzę...
W ciszy serc, w potoków lśnieniu...
Słowa dwa przez sen porwane...
Przez noc ukryte... przez czas schwytane...
Słowa dwa, co brzmią jak śpiew,
dwa proste słowa.... kocham cię.
Luna Gaj
Ach ta rutyna...
Ach, ta rutyna codziennych czynności -
raz to cię bawi, a raz trochę złości.
Poranne ablucje, potem golenie,
umyć protezy - włożyć uzębienie.
Taki kalendarz - dziś kończy się pasta,
jutro po mydło trzeba iść do miasta.
W piątek - bazarek, warzywa czas kupić,
tu się nachodzisz, by nie dać się złupić.
Dobra pogoda - można trawę kosić,
potem wieczorem pamiętać by zrosić.
Od rana na różach mszyce grasują.
Czy mam opryski, które je wytrują?
Jesień nadeszła - będą szybko chłody,
czas przygotować do kominka kłody.
Samochodu przegląd, koła zimowe,
słabo już widzę - okulary nowe.
Ostatni proszek na spadek ciśnienia,
trzeba opłacić znów ubezpieczenia,
co - już minął kwartał? Ale czas leci,
niedawno był drugi, teraz już trzeci.
Niedługo Święta, Mikołaj, prezenty,
a do drukarki czas włożyć pigmenty,
paznokcie za długie, czas do fryzjera,
kto się do licha z tym wszystkim pozbiera?
Czy mam prowadzić codzienne zapiski?
Psu żarcie wieczorem wsypać do miski,
za tydzień ważne w szpitalu badania,
a ile jeszcze mam do pamiętania...
Internet w rachunkach bardzo pomocny,
faktury zapłacisz w godzinach nocnych,
za gaz czy telefon, książek zakupy,
wszystko to po to, by nie ruszać dupy!
Ale są tego i ujemne strony.
Coś tam zapomnisz i słychać głos żony:
Jeszcze za radio zapłać abonament!
Już nie wyrabiam - czas pisać testament...
Brak pokory
Pycha ludzka, brak pokory - nie zna granic,
znana jest ogólnie prawda ta od dawna...
Gdy rozpatrzyć coś w szczegółach ma botanik,
by rozprawa naukowa była jawna,
musi wesprzeć ją Darwinem, nie wystarczy
mieć dowody całkiem nowe, by się przebić
przez zwierzchników pychę, siebie nie obarczyć
mianem wierzącego i piętna nie przybić.
Każdy inny naukowiec, czy to medyk
akademik, wszechwiedzący w sprawach zdrowia,
czy socjolog, czy psycholog, jest jak cadyk
dla łaknących jego rady ludu mrowia.
Tu wyjątkiem są fizycy - wiedza ścisła,
tak ogólnie chemia, matma, astronomia,
gdzie nauka od poglądów niezawisła,
intelektu najczystszego anatomia.
Weźmy przykład z innej beczki – klimatolog.
Nowa wiara to globalne ocieplenie!
Chociaż jego młodszy brat meteorolog,
gdy prognozy głosi – to zwykłe ględzenie!
Jak bezkarnie mówi co niebo przynosi
wszyscy go traktują jak swego górala.
Gdy zaś klimatolog nową wiarę głosi,
wszyscy już uznali – w Bogu ma rywala!
Człowiek, mając Wiarę Świętą, różnych świętych
dziś namaszcza, do wierzenia nam wskazuje.
Tych przez ludzi nazwanych, a nie Wybranych!
Chyba wie, w tej swojej pysze, co Bóg czuje...
:)
Niczego w życiu nie należy się bać, należy to tylko zrozumieć. M.S.C.
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii i wypowiedzi, a osoba zamieszczająca wypowiedź może ponieść za jej treść odpowiedzialność karną i cywilną. Bolec.Info zastrzega sobie prawo do moderowania wszystkich opublikowanych wypowiedzi, jednak nie bierze na siebie takiego obowiązku.
Pamiętaj, że dodając zdjęcie deklarujesz, że jesteś jego autorem i przekazujesz Wydawcy Bolec.Info prawa do jego publikacji i udostępniania. Umieszczając cudze zdjęcia możesz złamać prawo autorskie. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za publikowane zdjęcia.