~ napisał(a): Nie wiem jak są wybierane osoby , ale jak czyta się , że ktoś potrzebuje zmywarki itd. to czy to są najpotrzebniejsze rzeczy dla biednych ? chyba nie. Tak samo dochód na rodzinę , niektórzy wśród tej listy wcale małych dochodów nie maja.
To ciekawe, bo lista jeszcze nie została opublikowana. Zresztą informacja o dochodzie na osobę z reguły znajduje się w opisie, co pozwala darczyńcy samodzielnie zdecydować komu chce pomóc. Szlachetna Paczka nie jest instytucją, która cokolwiek sama z siebie rozdaje. My pośredniczymy w przekazywaniu paczek od darczyńców do rodzin znajdujących się w potrzebie.
Rodziny do projektu zgłaszają przede wszystkim przeróżne instytucje, organizacje, szkoły, parafie itp. Zadaniem wolontariuszy jest odwiedzenie rodziny, porozmawianie z jej członkami, zapoznanie się z sytuacją. Nie okiem urzędnika, któremu winny zgadzać się liczby w tabelce i od nich zależeć ma rodzaj i wysokość pomocy. Wprost przeciwnie - okiem człowieka, który słucha, analizuje i obserwuje. Bo nie każda biedna rodzina ma szanse na to, by się w projekcie znaleźć. To nie skrajne ubóstwo jest cechą, która jest najważniejsza.
Szukamy przede wszystkim rodzin, które żyją w niezawinionej biedzie, spowodowanej chorobą, wypadkiem, nieszczęściem, autentycznym bezrobociem (a nie brakiem chęci pójścia do pracy) itp. Szukamy też rodzin, które samodzielnie dążą do tego, by swój byt poprawić. Które starają się o to - a ten fakt dyskwalifikuje np. alkoholików. Paczka ma dać trochę nadziei, impuls do zmiany. Ma pokazać, że świat nie jest złym miejscem i są na nim ludzie, którzy chcą pomagać innym. W zeszłym roku w bolesławcu było 20 paczkowych rodzin. W tym wśród naszych wolontariuszy są dwie osoby, które wcześniej same otrzymały pomoc.
A teraz coś o samych potrzebach rodzin - bo jest to temat, który wymaga pewnego wyjaśnienia.
Zadaniem wolontariusza jest odwiedzenie rodziny i przeprowadzenie z nią wywiadu - wolontariusz nie pyta "co byście chcieli dostać". On pyta "czego nie macie". I zdając to pytanie często kieruje się własnym osądem tego co w życiu danej rodziny mogłoby się przydać. Zmywarka? Naprawdę uważasz, że to jest luksus? Używaną zmywarkę można kupić za bardzo niewielkie pieniądze, często też darczyńca lub ktoś z jego przyjaciół posiada taki sprzęt, który może oddać. Dla matki samotnie wychowującej kilkoro małych dzieci posiadanie w domu zmywarki na pewno nie jest luksusem. Ba, pozwala na oszczędność nie tylko czasu, ale też pieniędzy. Obie te waluty może później przeznaczyć rodzinie.
Zadaniem wolontariusza jest "wyciągnięcie" maksymalnie dużej ilości informacji od rodziny - te, które spełniają kryteria potrzebne do przyjęcia ich do projektu bardzo często nie chcą mówić o swoich potrzebach, wstydzą się tego. Wolontariusz pyta "czy ma pani buty na zimę". - Mam - odpowiada matka rodziny. Kiedy poprosi się ją o ich pokazanie okazuje się, że są stare i zniszczone. - Ale jeszcze dobre - mówi wspomniana matka, proszą by skupić się na dzieciach. A wolontariusz notuje, że przydałyby się buty. To samo z elementami wyposażenia mieszkania, meblami i wieloma innymi rzeczami.
Po lekturze opisu rodziny darczyńca ma mieć wiedzę o tym co przydałoby się rodzinie - nie musi oczywiście spełniać wszystkich tych rzeczy, bo byłoby to nierzadko wręcz niemożliwe. Ale im większa wiedza tym łatwiej jest darczyńcy zrobić paczkę - nie musi działać po omacku, o wszystko pytać.
Dopisane 20.11.2015r. o godz. 11:06:
~ napisał(a): A jaką masz pewność, że ci"normalni" po miesiącu nie spieniężą tego co dostaną?
Jak mówi jedno z praw Murphy'ego: "wyścigi nie zawsze wygrywają najszybsi, a bitwy najsilniejsi - ale tak należy obstawiać". Spotkanie wolontariuszy z rodzinami służyć ma również temu, by dokonać pewnej selekcji. Wiadomo, możemy zostać oszukani, albo po prostu pomylić się. Jest to jednak ryzyko wpisane w każdą formę pomagania.
~ napisał(a):
Dla mnie takie akcje to zaspokojenie sumienia przed świętami.Dam kilka złotych, wspomogę biednych- ahhh jak się z tym super czuję, jaki to jestem dobry człowiek.
Masz prawo tak myśleć. Ale czy to oznacza, że mamy nikomu nie pomagać? Nasi darczyńcy w znacznej części są anonimowi, nikt się o ich geście nie dowiaduje, robią to z potrzeby serca. Tak - " z potrzeby serca". Bo pomaganie innym to też realizacja pewnej wewnętrznej potrzeby. I w ten sposób nie mamy tracących darczyńców i zyskujących rodzin. Każdy jest tu zwycięzcą.
~ napisał(a):
Zamiast dawać ludziom rzeczy materialne może lepsze było by dać im pracę i godne wynagrodzenie?
Bez dwóch zdań. Ale kto to ma zrobić? W zeszłym roku świetną paczkę przygotowała pewna emerytka wraz z kilkoma koleżankami. Czy ona miała zatrudnić kogoś z tej rodziny? W jaki sposób? Paczkę przygotowały też dzieciaki z jednej ze szkół. Co oni mogą zrobić jeśli chodzi o etat dla kogokolwiek?
~ napisał(a):
wtedy by nie pisali w "listach do św.Mikołaja" że potrzebują lodówki, dziecko rolek albo komputera czy smartfona.
Nie demonizuj - potrzeby która znajdują się na liście potrzeb rodziny są zawsze uzasadniane. A komputer od 10 lat nie jest żadnym luksusem. Dla wielu jest narzędziem do pracy i nauki. Do rozrywki zresztą też, ale czy biedna rodzina nie ma do niej prawa? Telefon też nie jest luksusem, chociaż ten kolei praktycznie nie pojawiają się na listach potrzeb.
~ napisał(a):
Nigdy nie popierałam i nie popieram takich akcji. Jest wiele osób, które przez swoją nieudolność znajdują się w ciężkiej sytuacji ale są też i tacy, którzy tylko liczą na to, że ktoś im da bo to jest wygodne.Nie trzeba pracować, starać się bo zawsze znajdzie się ktoś naiwny w swojej dobroci i da to czy tamto.
Bez dwóch zdań - są takie rodziny i sporo z nich jest klientami ośrodków pomocy społecznej. Ale nie ma takich rodzin w Szlachetnej Paczce - no chyba, że wykażą się one bardzo dużą przebiegłością i zdolnościami aktorskimi.
Wolontariusze przyjmują do paczki tylko takie rodziny, którym sami chcieliby pomóc i dla których sami chcieliby taką paczkę zrobić. To wolontariusz który rozmawia z rodziną kontaktuje się później z darczyńcą i jest względem niego odpowiedzialny. Nikt z nas na pewno nie ma ochoty widzieć, jak paczki (ale też i pozytywne energia) od darczyńcy trafiają do kogoś, do kogo trafić nie powinny. Dlatego tych rodzin jest tak mało.