#Pannazdzieckiem nieaktywny
19 grudnia 2012r. o 8:32
Uśmiechnięty Premier D. Tusk z zaprzyjaźnionych mediów przekonuje nas w bożonarodzeniowym telewizyjnym spocie, że „mamy tylko siebie”. Ot taka świąteczna pocztówka dla leminga i półgłówka. To przekaz dnia z radosnej i zasobnej „zielonej wyspy” w atmosferze świąt pełnych pokoju i języka miłości. Przy okazji dowiedzieliśmy się jednak, że Naród straszliwie chce do strefy euro i przyjęcia wspólnej waluty, choć sam sobie z tego nie zdaje sprawy. Premier uspokaja wraz z naszym „Sztukmistrzem z Londynu”, że już wkrótce panowie podejmą decyzję i otworzą nam drogę do tak upragnionego dobrobytu, który uosabia ponoć euro.
Panie premierze, litości – Polacy chcą dzisiaj drugiej Szwecji, a nie Grecji. W Szwecji najnowsze sondaże Statisticks Sweden wykazały dobitnie, że zaledwie 9,6 proc. chce euro, przeciw głosowałoby dziś aż 82,3 proc. Szwedów. Żeby znów nie wyszło nieporozumienie wynikające ze społecznej głuchoty – miał być ministrem sportu, a został transportu. Grecja właśnie dogorywa na naszych oczach, ale ma euro. Politycy greccy mają swe oszczędności też w euro, tyle że w bankach w Szwajcarii i Niemczech, Cypr tonie na pokładzie z euro i prosi o pomoc, Hiszpania krwawi coraz bardziej i wkrótce też poprosi o pomoc. Wiwat euro.
Panie Premierze, chociaż ten raz w roku w Święta Bożego Narodzenia bądźmy razem i wspólnie posługujmy się rozumem chłodną analizą i Polską Racją Stanu. Namawianie dziś i to w momencie rozpoczynającego się ciężkiego kryzysu gospodarczego i finansowego w Polsce to namawianie do popełnienia harakiri gospodarczego i seppuku w sferze konkurencyjności. Unia Europejska właśnie chce nam zakazać produkcji smakowych papierosów mentolowych i tych cienkich typu slim, a to aż 38 proc. całej polskiej produkcji papierosów. Chce wprowadzić ograniczenie prędkości w terenie zabudowanym 30 km/godz. Właśnie zafundowała nam Wspólny Europejski Patent, który będzie nas kosztował gdzieś ok. 50-80 mld zł, że nie wspomnę o Pakiecie Klimatycznym, który będzie nas kosztował ok. 100-200 mld zł. W świąteczną łagodność i serdeczność premiera fantastycznie wpisuje się też obietnica skierowana do lidera opozycji, że tego 13-go grudnia nie będzie on internowany, mimo tego, że podobno nie da się z nim żyć w jednym kraju. Jesteśmy według Premiera D. Tuska „wielkim i silnym Narodem”, tak w telewizyjnym spocie łechcze naszą narodową dumę i ambicję Premier. A i owszem tyle tylko, że decydenci w strefie euro całkowicie przestali się z nami liczyć. W ramach Wspólnego Nadzoru Bankowego, Unii Bankowej i Paktu Fiskalnego zaproponowali nam obecność w klubie, ale już nie w saloniku dla VIP-ów i to pod warunkiem, że będziemy siedzieć cicho i bez szemrania akceptować nawet najbardziej dla nas niekorzystne decyzje.
Eurogrupa proponuje nam, że to oni będą podejmować wszystkie zasadnicze decyzje co do banków w Polsce, głównie tych zagranicznych, a nawet polskiego jeszcze PKO.BP i losu pieniędzy polskich ciułaczy i to bez względu na to czy wejdziemy do wspólnego nadzoru czy nie. Przecież oddaliśmy już banki, firmy ubezpieczeniowe, huty, cementownie, handel wielko powierzchniowy i wiele innych dochodowych firm, czy naprawdę musimy już teraz naprędce oddawać ostatni symbol suwerenności i realne skuteczne narzędzie w walce z kryzysem – czyli polskiego złotego. A może tak naprawdę chodzi wyłącznie o nieco ponad 80 mld euro polskich rezerw walutowych zgromadzonych w NBP, by jak najszybciej mogły one posłużyć dla ratowania europejskich bankrutów. Jak słusznie Pan Premier zauważa w świątecznym spocie „tak naprawdę mamy tylko siebie” i resztki naszych polskich i rezerw oszczędności w Banku Centralnym. Reprezentant mądrego czeskiego narodu, Premier Czech stwierdził dobitnie, że oni mogą podjąć decyzję o przyjęciu wspólnej waluty za 270 lat, w wielce przyjaznej i sąsiedniej Słowacji euro doprowadziło do takiej drożyzny, że Polacy przestali tam jeździć nawet na narty. Czasem warto się uczyć od sąsiadów.
Według pana Premiera podobno bardzo my Polacy chcemy być w sercu Europy, a nie na peryferiach. Niestety jesteśmy w tym centrum Europy od wielu lat, wielu lat, jakże często ku naszemu utrapieniu. Dziś na dalekich peryferiach nie tyle geograficznych są ci, którzy już mają euro, choć do niego gospodarczo nie dorośli – Grecja, Hiszpania, Portugalia, Cypr czy Irlandia. Panie Premierze, czy w związku z jakże radosnymi, przynajmniej w wymiarze telewizyjnego klipu, Świętami Bożego Narodzenia, już na przyszłoroczną gwiazdkę 90 proc. Polaków dostanie wypłatę w jednym fioletowym banknocie euro. Oczywiście ci szczęściarze, którzy w ogóle dostaną jakąkolwiek wypłatę. A może ci, którzy dziś na „zielonej wyspie”, w kraju i mlekiem płynącym biorą „potężną kasę”- całe 1500 zł netto, dostaną zamiast 1500 zł, 1500 euro wypłaty. W końcu „mamy tylko siebie”, a dla siebie zawsze warto coś zrobić. Chodzi jednak o to, by nie robić tego wyłącznie dla samego siebie i kolegów.
To wszystko wielkie sprawy wielkich ludzi – euro, serce Europy, Unia Bankowa, Pakt Fiskalny, większa integracja, ale my szaraczki mamy dziś zupełnie inne problemy. Nie jesteśmy dziś w stanie dalej zaciągać kredytów na gwiazdkowe prezenty, minister finansów J.V. Rostowski chce, żebyśmy płacili prowizję za wypłaty z bankomatów od swoich własnych pieniędzy, proponuje się nam podatek od deszczu i od śmieci. Pracownikom proponuje się, żeby zapomnieli o wynagrodzeniach za nadgodziny, bo potrzeba podobno elastycznego czasu pracy. Obyśmy nie poszli tak daleko w tym uelastycznianiu rynku pracy, że to pracownicy będą dopłacać do przedsiębiorców i fiskusa, za to że mogą dłużej popracować nawet do 67 lat. W świątecznym spocie to przecież Pan Premier mówi „bądźmy dla siebie, nie przeciw sobie, razem potrafimy robić piękne rzeczy”. Zróbmy więc na początek zanim przyjmiemy euro coś pięknego, a małego – wytępmy pluskwy w polskich pociągach, bo z dalszym lataniem LOT-em mogą być poważne problemy.
Autor: Janusz Szewczak (Główny Ekonomista SKOK)
Źródło: Stefczyk.info
Miłego dnia Bolecnauci :)
Dopisane 19.12.2012r. o godz. 08:32:
GMO, czyli „dyktatura ciemniaków”
Opublikowano: 18.12.2012 | Kategorie: Ekologia, Gospodarka, Publicystyka
„Szansą dla Polski jest to, że będzie słynęła, jako kraj wolny od GMO, który może produkować tak pożądaną żywność ekologiczną, wysokiej jakości” – przekonuje prof. Jan Szyszko, b. minister środowiska (PiS).
ANSA: Kończy się czas, który prezydent Komorowski ma na rozstrzygnięcie czy zawetować, czy tez podpisać ustawę o nasiennictwie, dopuszczającą GMO na polski rynek. Co nam grozi, jeśli zdecyduje się ją podpisać?
PROF. JAN SZYSZKO: Po pierwsze ustawa o nasiennictwie jest autentycznym otwarciem Polski na uprawę roślin genetycznie modyfikowanych. Dlatego, że przewiduje się w niej, że wszystkie nasiona roślin genetycznie modyfikowanych, dopuszczone do uprawy w UE, będzie można uprawiać w Polsce. Przewiduje się wprawdzie, że gdy wprowadzi się tę ustawę polski rząd będzie mógł prosić KE aby zabronić uprawy poszczególnych gatunków i odmian ale jest tu specjalna procedura. To się odbywa na zasadzie większości kwalifikowanej na szczeblu Rady Europy. Tymczasem wpuszczenie organizmów genetycznie modyfikowanych jest sprzeczne z obowiązującym w Polsce prawem, gdyż zgodnie z nim uprawa takich roślin jest zabroniona i może być dopuszczona tylko i wyłącznie za zgoda ministra środowiska za zgodą specjalnej rady.
- Jak ta ustawa może wpłynąć na kondycję polskiego rolnictwa?
- Wchodząc w struktury UE, przygotowując stanowisko negocjacyjne, zdawaliśmy sobie sprawę z następujących faktów: stara piętnastka posiada nadprodukcję żywności. Ale tę nadprodukcję żywności osiąga tylko i wyłącznie dzięki temu, że produkuje na bazie najnowszych technologii, w tym technologii opartych o genetycznie modyfikowane organizmy. Dlaczego? Ponieważ kraje te doprowadziły do takiego stanu biologicznego swoje gleby, że tę wysoką produkcję mogą zapewnić sobie tylko i wyłącznie stosując takie metody. A więc przy stosowaniu dużej ilości środków ochrony roślin i przy stosowaniu genetycznie modyfikowanych organizmów, które dają szansę produkcji wysokiej – przy takich zniszczonych glebach. Równocześnie wchodząc w struktury Unii zdawaliśmy sobie sprawę, że jest ogromny bojkot tej żywności. Coraz więcej ludzi nie chce jeść tej żywności. Coraz więcej ludzi domaga się żywności produkowanych na bazie tradycyjnych odmian roślin i zwierząt. Ale produkcja wysoka tych odmian jest możliwa wtedy, gdy posiada się nie zniszczone gleby. Polska je posiada. Mamy je dzięki polskiej kulturze rolnej i ekstensywnej produkcji. Dzięki temu możemy produkować żywność najwyższej jakości, która jest poszukiwana. Jednak od momentu wejścia w struktury UE rozpoczęła się ogromna presja na Polskę aby wpuścić genetycznie modyfikowane organizmy.
- Dlaczego?
- Argumentacja jest taka: po pierwsze, żeby produkować więcej. Ten argument odpada, gdyż Polska dziś produkuje mniej niż produkowała przed wejściem w struktury Unii Europejskiej, posiada bowiem limity. I sam fakt ugorowania gleb i płacenia za ugorowanie gleb świadczy o tym, że Polska ich nie wykorzystuje. Drugi argument: że trzeba produkować taniej. Ale skoro dwa lata temu kwintal zboża kosztował 36 zł i zachęcono rolników do tego, by palić zbożem, gdyż jest to bardziej opłacalne niż palenie węglem, to świadczy o tym, że polska produkcja jest niezwykle konkurencyjna i tania. Drugim przykładem są chociażby jabłka. Dwa lata temu za jabłka techniczne chciano płacić sadownikom po 10 groszy za kg. A więc również niezwykle konkurencyjna cena – jabłka były nie zbierane i zostały na zimę w sadach. Trzeci argument: żeby mniej zużywać środków ochrony roślin. Argument zupełnie nietrafiony, gdyż wraz z rozwojem technologii właśnie wzrasta zapotrzebowanie na coraz to nowe środki ochrony roślin. Kolejny argument: mówi się, że jest to żywność zdrowsza i lepsza. No, ale skoro jest lepsza to dlaczego jest bojkotowana w krajach wysoko rozwiniętych? A za żywność niemodyfikowaną, naturalną płaci się zdecydowanie więcej? Jednocześnie jeden hektar ziemi, by zregenerować go do stanu naszych ugorów – płaci się parę tysięcy euro…
- Apropos skutków zdrowotnych: co rusz pojawiają się nowe badania, które dowodzą negatywnych skutków spożywania takiej żywności. W najlepszym przypadku sprawa jest więc nierozstrzygnięta. Tymczasem, mimo wątpliwości, istnieje ogromna presja na produkcję takiej żywności. To sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem…
- Tu się działa w imię interesów wielkich korporacji, które zaczynają sobie zawłaszczać rynek handlu nasionami. W środkach masowego przekazu mówi się, że ci co protestują przeciwko GMO to są ci niedouczeni. A ci co są za tym, by wprowadzać genetycznie zmodyfikowane organizmy są tymi wyedukowanymi. A patrząc logicznie: skoro ci tzw. niedouczeni – mają wątpliwości, bo np. czytają książki Jeffreya Smitha „Nasiona kłamstw. Genetyczna ruletka” – gdzie jest przegląd ponad 1000 prac naukowych dowodzących szkodliwości genetycznie modyfikowanych organizmów, to się ich nazywa niedouczonymi. Absurd. Zwolennicy GMO mówią też, że rośliny modyfikowane są szkodliwe dla szkodników, które się nimi żywią. Ale jeśli jest szkodliwe dla jednych organizmów to czy nie jest szkodliwe dla innych? Dla człowieka? Ale tu się znowu pojawia propaganda. Ten który ma wątpliwości – jest niedouczony. A ten, który nie czyta – jest douczony. Ja to określiłem jako „dyktaturę ciemniaków”. Nie pytaj, nie czytaj, głosuj – bo tak mówią wielkie koncerny.
- Myśli pan, że prezydent podpisze ustawę, czy też pod wpływem nacisków opinii społecznej zdecyduje się drugi raz ją zawetować?
- Mam wątpliwości. Bo ten sam projekt, który został raz zawetowany, po wyborach został zgłoszony jako prezydencki i błyskawicznie przeszedł przez procedurę legislacyjną. Ale mam jednak nadzieję, że pan prezydent dostrzeże niebezpieczeństwo. Jak również fakt, że ta ustawa, którą zgłosił była całkowicie inna od tej, która teraz idzie do podpisu. W propozycji prezydenckiej był jednak zapis, że się rozróżnia genetycznie modyfikowane organizmy. W tej ustawie, która czeka na podpis, zostało to wykasowane na skutek działań posłów PO i PSL. Jednocześnie tłumaczono, że trzeba jak najszybciej wprowadzić tę ustawę, żeby dostosować nasze prawo do unijnego. PiS wyszło więc z propozycją ustawy, która jutro dotrze do marszałek Kopacz. Opracowaliśmy nowe prawo o organizmach genetycznie modyfikowanych, które jest całkowicie zgodne z prawodawstwem UE i jednocześnie całkowicie uniemożliwia produkcję zwierzęcą i roślinną na bazie GMO. Jest to możliwe. Dziś rząd nagina specjalnie prawo i interpretuje prawo GMO do Polski. GMO, które jest mocno, mocno bojkotowane w całej Unii. Cały szereg państw, które przyjęły tego typu ustawy teraz bronią się, żeby je wprowadzać. A więc jest to działalność zupełnie irracjonalna. Mamy nadzieję, że koalicja pochyli się nad tym prawem i koalicja zajmie się prawdziwym interesem Polski. A jest to ważne z gospodarczego punktu widzenia. Bo z jednej strony jesteśmy gotowi na produkcję żywności o wysokiej jakości, z drugiej polska wieś cierpi na wysokie bezrobocie. Szansą dla Polski jest to, że będzie słynęła, że jest jedynym z krajów wysoko rozwiniętych, które może produkować żywność ekologiczną wysokiej jakości, monitorowaną i ta żywność powinna być naszą domeną.
Notował: ansa
Źródło: Stefczyk.info
No dobra , już nie będę Wam ględził , idę do roboty , miłego dna ... tfu , dnia :D
Ludzie w zasadzie myślą logicznie. Problem polega na tym , że operują na nie pełnych , bądź fałszywych informacjach. I dlatego taką logikę trzeba w du... ży kapelusz włożyć . Krzysztof Karoń.