1 stycznia 2014r. godz. 21:19, odsłon: 7210, Boletus/Bolec.InfoDlaczego kretyni mają się dobrze?
I tak co jakiś czas oglądamy niemal bezpośrednie transmisje ze śmierci kolejnych ofiar nieodpowiedzialnych idiotów (przy okazji – zabójców) i co? I nic!
(fot. Bolec.Info)
Przykro mi, że mój pierwszy noworoczny felieton nie będzie specjalnie radosny, taki, jaki powinien być o tej porze roku (czyli na samym jego początku). Mało tego. Będzie zupełnie niewesoły, żeby nie powiedzieć gorzej. Dlaczego?
Dlatego, że mam już dość! Mam dość oglądania filmików w Internecie i kolejnych relacji w telewizji pokazujących kretynów, którzy przejeżdżają Bogu ducha winnych ludzi na przejściach dla pieszych, którzy wjeżdżają na przystanki, chodniki, czasem nawet na posesje i dosłownie rozjeżdżają swoje ofiary, jak by to były manekiny wypchane pakułami, a nie żywi ludzie!
Co ostatecznie przelało u mnie czarę goryczy? Oczywiście „najświeższy” noworoczny wyczyn młodego kretyna, który swoim czerwonym BMW rozjechał na miazgę 6 (słownie: sześć) osób w Kamieniu Pomorskim. W momencie wypadku sprawca miał prawie 2 promile alkoholu we krwi.
A przecież wcześniej, jeszcze w starym roku, głośno było w mediach o „wyczynie” niejakiego Mariusza N., który po paru latach „przerwy” kolejny raz zabił pieszego, jadąc z nadmierną prędkością i nie zachowując należytej ostrożności. Notabene, nasza policja, zdaje się, do dziś bezskutecznie próbuje go złapać. A przed nim było jeszcze kilkudziesięciu innych „kaskaderów z Bożej łaski”, którzy mieli podobne „osiągnięcia” na koncie.
I tak co jakiś czas oglądamy niemal bezpośrednie transmisje ze śmierci kolejnych ofiar nieodpowiedzialnych idiotów (przy okazji – zabójców) i co? I nic! Za chwilę będą następni. I tu aż ciśnie się na usta pytanie: dlaczego? Dlaczego tak się dzieje?
Według mnie, przyczyn takiego stanu rzeczy jest co najmniej kilka.
Pierwsza – i najważniejsza: w obecnie obowiązującym w Polsce stanie prawnym nie ma kar, które skutecznie odstraszałyby potencjalnych zabójców za kółkiem przed jazdą po alkoholu lub w sposób zagrażający życiu innych. No bo jak inaczej wytłumaczyć casus wspomnianego Mariusza N?
Zabił pieszego bodaj w 2003 roku, zabrano mu prawo jazdy na pięć lat (!), po czym dostał je z powrotem i… zabił ponownie. Zginął 13-letni chłopak. Gdyby w naszym kraju obowiązywało surowsze prawo pod tym względem, ten chłopak dzisiaj ciągle cieszyłby się życiem. Co go zabiło? Nieodpowiedzialny idiota – owszem – ale też, pośrednio, nasze bardzo liberalne, zbyt liberalne, prawo. A co uratowałoby życie tego 13-letniego chłopaczka z podwarszawskiego Czarnówka (i wielu, wielu innych)?
Bardzo prosty zapis prawa: dożywotni, bezwzględny zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Bez żadnych wyjątków i bez możliwości złagodzenia kary. Zabiłeś – nie pojedziesz więcej!
Tylko taka kara mogłaby w praktyce zadziałać. Skutecznie. Do tego jeszcze o wiele surowsze kary za jazdę po pijanemu i za spowodowanie jakiegokolwiek wypadku. Nie tylko śmiertelnego. Życie pokazuje, że przyszli kierowcy – zabójcy zaczynają od stosunkowo niegroźnych kolizji, a ponieważ niewiele im za to grozi, poczynają sobie coraz śmielej. I tu dochodzimy do kolejnej przyczyny zjawiska, o którym dziś piszę.
Brak właściwego wychowania młodego pokolenia – i wcale nie mam tu na myśli tylko szkoły. Wszak wychowujemy wszyscy. A młodzi ludzie są dziś wychowywani w przekonaniu, że wszystko im się należy, a przy tym za nic tak naprawdę nie odpowiadają. Oczywiście nie wszędzie tak to wygląda, niemniej wyjątki potwierdzają regułę.
Konsumpcyjny styl życia, atakujące młodego człowieka ze wszystkich stron natrętne reklamy i jednoczesny brak moralnego kręgosłupa powodują, że dwudziestokilkulatek bez namysłu, w wyniku spontanicznej decyzji zabija swojego starszego kolegę tylko dlatego, że ten pracuje w Anglii i ma więcej od niego. A do tego zabija jego 8-letniego syna – świadka morderstwa. Murarskim młotem.
I tu tkwi jeszcze jedna przyczyna tego stanu rzeczy. Za łatwo przychodzi. Dziś posiadanie szybkiego, w miarę dobrego samochodu nie jest dla młodego człowieka większym problemem. Trochę kasy i już mam lśniącą i ryczącą zabawkę, którą mogę się popisać. I która, przy okazji, potrafi zabijać…
Nie tak znowu dawno temu przeciętni obywatele naszego kraju najpierw długo, długo oszczędzali, żeby po latach pełnych wyrzeczeń kupić wreszcie wymarzone autko (najczęściej bardzo skromne). A jak już kupiłeś ten swój wymarzony samochód, to nie szalałeś. Zbyt dobrze wiedziałeś, ile cię kosztował…
A teraz? A teraz nierzadko zdarza się, że kluczyki od całkiem niezłego samochodu wręcza synkowi (lub córce, bo dziewczyny przecież nie chcą być gorsze!) tatuś na osiemnaste urodziny lub w nagrodę – nawet za byle jak zdaną maturę, w końcu każdy pretekst jest dobry. Nie jestem pewny, czy wszyscy ci tatusiowie, wręczający swym pociechom owe kluczyki zdają sobie w pełni sprawę z tego, że w tym samym momencie biorą na siebie współodpowiedzialność za to, co ich syn (córka) może ewentualnie za pomocą tego samochodu komuś zrobić.
W końcu, gdyby tak poczekał jeszcze kilka lat z tymi kluczykami, to jego synowi (córce) nic takiego złego by się nie stało. Może musieliby się wziąć do jakiejś roboty albo chociaż mieliby szansę wydorośleć. A już na pewno nie mogliby nikogo, nawet „ niechcący”, zabić na drodze. A to chyba najważniejsze.
Chociaż… czy dzisiaj naprawdę ceni się ludzkie życie? Przecież, gdyby rzeczywiście się je ceniło, to kretyni – zabójcy z pewnością nie mieliby się u nas tak dobrze, jak się mają. Ilu jeszcze będzie musiało zginąć, żebym nie musiał zadawać pytania postawionego na początku? Ilu jeszcze?
Mimo wszystko - Dobrego Roku 2014 – życzy Boletus.