1 maja 2014r. godz. 13:30, odsłon: 4257, Boletus/Bolec.InfoNo i doczekaliśmy się
I to jest piękne i z tego należy się radować, a nawet być dumnym.
(fot. Bolec.Info)
Ostatnia niedziela, 27 kwietnia 2014 roku, była dniem szczególnym. Nie tylko dla nas Polaków. Mam oczywiście na myśli kanonizacje dwóch papieży: Jana XXIII i „naszego” Jana Pawła II. Był to dzień szczególny z paru powodów. Powód pierwszy – dla nas najważniejszy: wreszcie mamy świętego Karola Wojtyłę, ukochanego i podziwianego przez cały świat papieża – Polaka, wreszcie doczekaliśmy się. Wprawdzie czekaliśmy całe 9 lat, no ale to według standardów watykańskich i tak niedługo.
Powód drugi: niebywałe okoliczności tej kanonizacji. Oto na placu przed bazyliką św. Piotra w Rzymie kanonizacji dwóch swoich poprzedników: Włocha i Polaka dokonuje obecnie urzędujący papież – Argentyńczyk w asyście drugiego papieża, który rok temu ustąpił z urzędu: papieża – Niemca. A wiec dwóch żyjących papieży ustanawia świętymi dwóch innych papieży, a z tych czterech tylko jeden jest Włochem! Przyznacie, że okoliczności niebywałe! I powód trzeci niezwykłości tego, co stało się 27 kwietnia.
Oto kanonizacji naszego papieża Jana Pawła II dokonuje człowiek, który już po roku sprawowania najwyższego urzędu w Kościele katolickim pokazał w sposób niepozostawiający żadnych wątpliwości, że będzie papieżem niezwykłym. W tym kontekście Franciszek jawi się (mam nadzieję, że nie tylko ja tak to widzę) jako bezpośredni kontynuator myśli i dzieła, ale także niekonwencjonalnego sposobu bycia naszego papieża Wojtyły. Można by tu mówić wręcz o jakimś duchowym braterstwie obu tych wielkich ludzi. Myślę, że dobrze się stało, że to właśnie Franciszek wyniósł na ołtarze Jana Pawła. Tak widocznie miało być.
I to jest piękne i z tego należy się radować, a nawet być dumnym. Ale teraz będzie już mniej pięknie. Bo do tego pięknego obrazu muszę jednak dodać trochę dziegciu. Bo muszę w tym miejscu napisać parę słów o Kościele katolickim, poza Janem Pawłem II i Franciszkiem. Jak wyglądałby Kościół katolicki, gdyby tak „odjąć” od niego tych dwóch gigantów?
Otóż dla mnie jest to niestety bardzo jasno widoczne: bez Jana Pawła II i bez Franciszka, Kościół katolicki na świecie (i w Polsce niestety także) wygląda już nie tak pięknie i nie tak budująco.
Idąc dalej i przechodząc do konkretów – hierarchia Kościoła katolickiego (nie mam na myśli wiernych!) zdecydowanie nie nadąża za tymi dwoma postaciami. Widać to wyraźnie w tak zwanej rzeczywistości dnia codziennego. I tu dwa przykłady. Tylko dwa – spośród wielu. Z Watykanu i z naszego podwórka.
Przykład pierwszy. Dokładnie rok temu pisałem, w swoim felietonie po wyborze kardynała Bergoglio na papieża, że trzymam za niego kciuki, ale że bardzo obawiam się o to, czy uda mu się zmienić Kościół tak bardzo, jak by tego chciał.
Po roku widzę, że obawiałem się słusznie. Oto były watykański sekretarz stanu – kardynał Bertone, przed nastaniem Franciszka – potężny hierarcha, teraz bodajże na emeryturze, szykuje sobie na terenie Watykanu, niedaleko 70-metrowego mieszkanka papieża, rezydencję o powierzchni… 10-krotnie większej od tej, którą zajmuje papież! 700 metrów kwadratowych dla jednego człowieka – byłego hierarchy, to nie tylko spora przesada, ale chyba także celowy „prztyczek” w stronę papieża. Sygnał dla niego: może byś i chciał dużo zmienić, ale ciągle mało możesz! A czas płynie…
I w Polsce wygląda to podobnie. Ja przynajmniej nie zauważyłem, żeby hierarchowie kościelni w Polsce zaczęli masowo przesiadać się ze swoich limuzyn do samochodów o mniejszym litrażu (jak uczynił to Franciszek) lub żeby nagle zaczęli skromniej żyć.
Wprost przeciwnie. Skala arogancji i buty u niektórych z nich wręcz rośnie. Wystarczy podać przykład postawy arcybiskupa Hosera. Najpierw pokazał księdzu Lemańskiemu, gdzie jego miejsce („won” z „mojego” kościoła!) a ostatnio podobnie postąpił z wiernymi, zwłaszcza tymi wiernymi „wiernymi” księdzu Lemańskiemu.
Przekaz był jasny. Jak będziecie podskakiwać – zamknę wam kościół, jak będziecie grzeczni – otworzę. Pobożny naród zrozumiał przekaz, ugiął się przed arcybiskupem, no i póki co mieszkańcy Jasienicy mają się gdzie modlić. Póki co…
I tak to, niestety, wygląda. Dwie piękne postaci, wspaniałe, godne naśladowania, jeden już święty, drugi prawie święty (jeszcze za życia), a za nimi – pustka! Dosłownie i w przenośni. I to jest smutne. Choćby u nas. Przez tyle lat Karol Wojtyła – jeszcze nie papież – jeździł po Polsce, nauczał, tłumaczył, pokazywał, potem jako papież rozszerzył swoją „katechezę” na cały świat – i co?
Śmiem twierdzić, że więcej z jego nauk zrozumieli biedni niepiśmienni Indianie z Ameryki Łacińskiej niż nasi wysoko wykształceni, uczeni w Piśmie hierarchowie. Mają usta pełne uwielbienia dla świętego papieża Polaka, a swoimi czynami po prostu go opluwają.
Cała nadzieja w nas – wiernych. Już czas najwyższy, żeby zagłosować. Nogami. Wielbić świętego Jana Pawła można przecież równie dobrze w domu. Lub gdziekolwiek indziej.
Boletus