14 lipca 2015r. godz. 13:59, odsłon: 9161, Krzysztof Krzemiński/Bolec.InfoDaniel Milewicz: nikt nie jest tak pokręcony!
Ultramaratony to biegi rozgrywane na kosmicznych dystansach. 100 km, 150 km, a nawet dużo więcej.
Daniel Milewicz i Krzysztof Krzemiński w redakcji Bolec.Info (fot. Kazimierz Marczewski)
Nasz redakcyjny fan biegania
Krzysztof Krzemiński rozmawia z
Danielem Milewiczem, magistrem dietetyki, międzynarodowym instruktorem programu Spinning oraz, przede wszystkim, ultramaratończykiem.
KK: Dla wielu ludzi przebiegnięcie kilku kilometrów to rzecz absolutnie niewyobrażalna. Ty biegasz tak jak oddychasz, masz za sobą masę biegów na dystansach ultramaratonskich. Jak to się zaczęło?
DM: Biegam od ponad dwunastu lat, biegi górskie od pięciu lat. Rozpocząłem, jak każdy, od startów w biegach ulicznych. W ten sposób przygotowywałem się do pierwszego maratonu – po raz pierwszy przebiegłem ten dystans na zawodach w Poznaniu. Później starałem się zaliczyć wszystkie lokalne imprezy biegowe i przebiec kolejny maraton, tym razem we Wrocławiu. Przygotowania do tego biegu to dla mnie prawdziwy punkt zwrotny. Na tydzień przed zawodami złapałem poważną kontuzję i musiałem odpuścić bieg. Wtedy zacząłem zastanawiać się dużo bardziej nad treningiem. Moje treningi przestały być chaotycznym bieganiem. Stały się bardziej przemyślane i urozmaicone. Stabilizacja, rozciąganie, treningi na siłowni. Tak naprawdę od tamtej pory każdy mój dzień wygląda jak trening. Czasem żona do mnie mówi „człowieku, przestań”. Od rana do wieczora jednak bardzo wiele podporządkowuję bieganiu. Ale to się opłaca, bo później udaje mi się unikać kontuzji. To ważne, bo nie ukrywam, że chcę biegać mając 60 lat.
KK: Ile trzeba trenować, żeby przebiec te magiczne 100 kilometrów?
DM: Tak naprawdę żeby zrobić to dobrze, czyli naprawdę przebiec ten dystans, a nie doczłapać się do mety, trzeba po prostu trenować mądrze. Tygodniowo robi się jakieś 80 - 120 kilometrów, ale treningi muszą być różnorodne. Trzeba też znaleźć na nie czas. Mi zdarza się czasem wyjść z domu na trening w piątek o 22 i wrócić w sobotę o 4 nad ranem.
KK: Czyli bieganie ultramaratonów to zadanie dla prawdziwych hardkorowców...
DM: Czytałem niedawno artykuł w jednej z gazet, że tak naprawdę to bieganie 100km jest dla „słabiaków”. Bo każdy może taki dystans „pokonać” czyli trochę pobiec, a później dojść do mety. Tylko czy oto w tym chodzi?
KK: Czy dużo jest w Polsce zawodów rozgrywanych na dystansach ultramaratońskich?
DM: Biegów jest coraz więcej, bo rośnie gwałtownie popyt na nie. Ludzie chcą się sprawdzić, a coraz więcej rodaków biega. I niestety często przeceniają swoje siły. Będziemy o tym słyszeć coraz więcej. O ludziach, którzy podczas takich biegów schodzą z trasy, mają kłopoty zdrowotne a nawet umierają. Kwestia pierwsza to przebadanie się – to podstawa. A kwestia druga to nie porywanie się bez przygotowania. Wielu ludzi, którzy przebiegną pierwszy maraton już myśli o ultra i bieganiu 80 czy 100km.
Jeszcze 3-4 lata temu startowało w takich biegach 40-50 osób. Teraz często na starcie staje na przykład 300 osób, bo taki limit ustalili organizatorzy. Chętnych jest czasem sporo więcej. Od dwóch lat jest tyle biegów w Karkonoszach, że od przyszłego roku jest zakaz organizowania biegów na Śnieżkę. Będą się one mogły odbywać nie częściej niż raz na dwa lata.
KK: Liczby zawsze najlepiej działają na wyobraźnię. Który bieg jest najdłuższy?
DM: Najdłuższy w Polsce bieg ma 240km w Kotlinie Kłodzkiej. W takim biegu są limity czasowe, w których trzeba się zmieścić. W Australii organizowany jest bieg nawet na 700km a są jeszcze rajdy przygodowe trwające po kilka dni.
KK: 700 kilometów? Totalne wariactwo. Ciągnie cię do tego, żeby spróbować?
DM: Oczywiście, że tak! Ciągle szukam nowych wyzwań. W tym roku zakwalifikowałem się na bieg dookoła Mont Blanc w ostatni weekend sierpnia, na dystansie 170km i 10km przewyższeń. Chciałbym go ukończyć w 30 godzin. Później, w przyszłym roku planuję udział w zawodach triatlonowych - dystans Ironman (3,86 km pływanie, 180,2 km jazda na rowerze i 42,195 km biegu). Miałem już w planach udział w takiej imprezie kilka lat temu, ale urodziło mi się dziecko, trochę wtedy odpuściłem treningi i „osiadłem”. A jak wiadomo nawet tygodniowy rozbrat z treningami nasila lenistwo – to normalne nawet u zawodowców.
W przyszłym roku planuję też bieg w Himalajach. Dystans to 240 kilometrów na przełęczach z różnicą wysokości od 3500 do 5500m npm. Oczywiście planuję też wcześniejszą aklimatyzację i treningi tam na miejscu. Chcą również wziąć udział w Maratonie Piasków czyli liczącym 240 kilometów, siedmioetapowym biegu, rozgrywanym na Saharze. A ostatnio pojawił się jeszcze pomysł na bieg 6x Babia Góra (100km), którego od 2 lat jeszcze nikt nie ukończył. Limit na jego ukończenie to tylko 17 h. To naprawdę mało czasu i trzeba nieźle gonić.
KK: I będziesz w stanie w ciągu jednego sezonu przygotować się do śniegów himalajów i żaru pustyni?
DM: Jasne, że tak. Wymaga to jednak specjalnego przygotowania. Do biegu na Saharze przygotowuję się m.in. trenując w saunie. Planuje się też bardzo szczegółowo żywienie i nawadnianie. Trening zakłada też dużo biegania po piasku, żeby poprawić samą technikę i przyzwyczaić się do tego podłoża. Każdy, kto kiedyś biegał po plaży wie, że nie jest to łatwe. Wybieram się nad morze, żeby przez 3 tygodnie trenować w piasku.
KK: I jakie są plany i ambicje jeśli chodzi o wyniki? Będzie walka o podium?
DM: Nigdy nie startuję z takim nastawieniem, żeby atakować podium. Jeszcze nie jestem tak dobry, chociaż czasem udaje się zająć niezłe miejsce, np. rok temu w biegu wokół kotliny jeleniogórskiej na dystansie 150 km byłem czwarty. Ale myślenie o walce o czołowe lokaty jest raczej stresujące dla mnie, a ja biegam takie dystanse, żeby móc się zrelaksować. Oczywiście nie fizycznie tylko psychicznie. Wtedy odpoczywam. Czasem nawet piętnaście godzin to za mało dla głowy, żeby sobie odpowiednio odpoczęła.
KK: Przebiec 100 kilometrów dla odpoczynku? Szalony pomysł. A jak czujesz się po biegu? Jak organizm znosi takie obciążenia? Często już o maratonie mówi się, że nie jest to „zdrowe” bieganie. Mówi się, że jest to dystans wyniszczający organizm i wymagający później solidnej regeneracji.
DM: Myślę, że każda aktywność fizyczna ponad normę niszczy np. nasze stawy, mięśnie. Po maratonie teoretycznie powinniśmy przez siedem miesięcy regenerować się, żeby przystąpić do kolejnego biegu na tym dystansie. Czołówka maratończyków przebiega 2-3 maratony w sezonie i przygotowuje się właśnie pod te zawody. Ale niekiedy bardziej wycieńczające od samych zawodów są już przygotowania do nich.
Bieg ultra to w pewnym stopniu wyniszczenie organizmu. Jeżeli ktoś nie trenuje dostatecznie, nie przyzwyczaja swojego organizmu do takiego wysiłku, to sam skazuję się na porażkę. Jeżeli ktoś biega sobie tygodniowo 50km i chce za rok przebiec 100km, ale nie zmieni nic w swoich treningach tylko stale truchta sobie 10-15 km na treningu to nie wróżę mu wymarzonego finiszu. Obrywają mięśnie, stawy, biodra. Ja po swojej pierwszej setce przez miesiąc chodziłem jak na szczudłach i nie mogłem zrobić żadnego treningu. Obecnie w odstępie trzech tygodni biegłem dwie setki. Teraz już tego nie odczuwam. Jeden dzień odpoczynku po zawodach i mogę trenować dalej. Ten jeden dzień czuje się ból mięśni, ale to dobrze, bo to znaczy, że dało się z siebie dużo.
KK: Jak wygląda z perspektywy zawodnika bieg ultramaratoński? Przecież to często kilkadziesiąt godzin nieprzerwanego wysiłku fizycznego. Jak to wytrzymać?
DM: Cała zabawa zaczyna się po 50-60 kilometrach.Tu najczęściej odpadaja ludzie, którzy zapisali się na 100 km a ledwo ukończyli w boleściach maraton. Wtedy nie jest to już walka z ciałem, ale walka z głową. Dodatkową trudnością, która występuje na niektórych biegach jest fakt, że ultramaratończycy i maratończycy startują wspólnie. I nie wiesz na jaki dystans biegnie osoba przed tobą. No i niekiedy biegniemy za kimś, a ten ktoś schodzi i wtedy trzeba radzić sobie samemu. Głowa odgrywa rolę bardzo ważną jak również żywienie. Pilnowanie z zegarkiem w ręku kiedy i co się je. W zależności od biegu je się co godzinę, czasem częściej. Bardzo ważne jest też nawadnianie się. Co do jedzenia spożywa się głównie żele energetyczne. Trzeba pilnować tego ile kalorii się spala i ile dostarcza organizmowi aby zachować odpowiedni poziom cukru we krwi. Dodatkowo musimy pamiętać o uzupełnianiu elektrolitów i minerałów ponieważ przy takim wysiłku zwłaszcza w lecie przy temperaturze powyżej 25 st łatwo o odwodnienie oraz niedobory i nie trudno nabawić się zaburzeń rytmu serca. Najłatwiej to robić korzystają z żeli, bo są łatwe do spożycia i lekkie. Ale po kilku godzinach ma się ich dość. Wtedy najlepszym lekarstwem jest cola! Do tego naturalne jedzenie jak bułki, tortille, owoce oraz batony robione według swoich sprawdzonych przepisów.
KK: Co robisz, kiedy akurat nie biegasz?
DM: Jestem dietetykiem, od kilku lat praktykuję w przychodni. Jestem też instruktorem programu Spinning. Staram się prowadzić ludzi pod kątem treningów i diety. Mam kilka osób, które trenuję i wciągam w biegi górskie. Jest to fajne kiedy widzi się, jak podopieczni startują na dystansie półmaratonu górach, dobiegają uśmiechnięci i zmęczeni, ale mówią, że są dobrze przygotowani i równie dobrze się bawili. Dużą uwagę poświęcam im na zaplanowaniu żywienia aby nie dopadła ich przysłowiowa ściana.
KK: Czy ktoś jeszcze w naszym mieście ma podobne hobby i również biega ultramaratony?
DM: Hmm chyba raczej nie ma. Jak obserwuję listy startowe nikogo z bolesławca i okolic nie widze. Dlaczego? Bo trening nie zawsze jest przyjemny. Czy jest gorąco czy zimno trzeba wyjść. I mam taką „samotność długodystansowca”. Chciałoby się z kimś podczas biegu pogadać. Jest wprawdzie kilka osób, które sam wciągnąłem w bieganie, aczkolwiek pojawiły się prace zawodowe, wyjazdy, kontuzje itp. Na chwile obecną szukam, ale nikogo nie ma tak pokręconego, żeby biegać takie dystanse.