Z pamiętnika żony, czyli historie o świeżych małżonkach
Po kilku latach nieformalnego związku, kilku miesiącach subtelnych aluzji i roku narzeczeństwa nadeszła ta wiekopomna chwila – ślub. O tym, czy takie decyzje mają sens i znaczenie słyszałam już wiele teorii, ale nie tym chcę się tu zajmować. Ile ludzi tyle opinii – pomimo powszechnego uznania przez naszą kulturę małżeństwa jako podstawowej komórki społecznej.
Zaniecham więc roztrząsania tej kwestii a przejdę do rzeczy. Uprzedzając wszelkie przejawy oburzenia, zaznaczam bardzo wyraźnie, że wszystko, co ja – żona – będę tu pisać, należy czytać z przymrużeniem oka i rozluźnionymi mięśniami pośladkowymi.
Mąż to stworzenie nad wyraz wyrozumiałe, kochane, uczynne i dobre. Nasuwa się więc pytanie: w czym rzecz? O czym tu pisać? Wszak pochwały nie są ani zabawne ani zbyt ciekawe. Otóż mąż, jak wielu innych mężów, ma też swoje wady, a główną wadą żony, jak wielu innych żon, jest wypatrywanie tych cech i skłonność do misternej roboty, jaką jest robienie z igły wideł.
Od tego już tylko krok, żeby wyciągnąć wszystko, co leży żonie na wątrobie (nie o wódce mówię drogie panie i drodzy panowie) i opisać na łamach mniej lub bardziej poczytnego portalu. Wszystko oczywiście w granicach rozsądku, bowiem mąż to istota wrażliwa na krytykę, szczególnie tę bezpodstawną.
Należałoby go zatem uprzedzić, że takie pisanie będzie się odbywać od czasu do czasu, że jego personalia zostaną tajemnicą, przytulić i zgodnie z prawdą zapewnić, że mimo wszystko nadal jest najlepszym mężem na świecie. To dotyczy również Was, jeśli najdzie Was przypadkiem ochota, żeby uzewnętrznić się nieco w komentarzu.
Przypadłością męża jest, że jeśli się już za coś bierze, to porządnie, z pomysłem, konsekwentnie i do końca. Tylko te początki jakoś tak słabo idą. Chcąc być dobrą żoną, nie jedną z tych, co to trzy razy dziennie przez pół roku proszą o wbicie gwoździa, postanowiłam poprosić tylko raz. Czynność nie miała być skomplikowana, w żadnym wypadku przecież nie chodzi o to żeby mąż się przepracował.
Po prostu ciągnące się przez środek pokoju kable zaczynały być uciążliwe, momentami zagrażały życiu szanownej małżonki, utrudniały konserwację powierzchni domowej płaskiej, a nawet mogły ulec zniszczeniu wskutek nieuwagi roztargnionej wiecznie żony. Widać, prośba w swojej formie nie stanowiła żadnej zachęty do podjęcia działań w kierunku usunięcia wątpliwej dekoracji salonu. Zadane przymilnym głosem pytanie „Jak znajdziesz czas, to zrobisz coś z tymi kablami?” wypowiedziane zostało całkiem nadaremno.
Babo nieroztropna i naiwna! Po upływie dwóch tygodni zorientowałam się, że już nic z tego nie będzie. Powtórzyłam próbę usiłując być bardziej stanowcza. Efekty? Nie inne niż poprzednio. Na szczęście dzisiaj żadne kable pod nogami się już nie plączą. Zamieniły się w girlandę zwisającą z mebli. Tak to właśnie wygląda, kiedy – nieudolnie - kobieta próbuje robić coś sama.
Żona
~ napisał(a): Niestety tak, to wszystko po X latach prowadzi do kochanki/kochanek/ skoków w bok, albo ze strony faceta lub kobiety- w większości przypadków.
Kobiety lub mężczyzni przestają po jakimś czasie dbać o siebie- jest to wypadkowa wielu czynników-dzieci, przepracowanie, stres, lenistwo, itd.
Zwalanie na brak czasu, dzieci, przepracowanie to jedna sprawa- jeżeli ktoś chce będzie ćwiczył i dbał o siebie
misiekELF napisał(a): .......
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).