Treść posta: |
|
Urzędnicy nie boją się że pieniędzy zabraknie, oni boją się przede wszystkim zarządu komisarycznego.
Podwyżki tłumaczy się koniecznością dania podwyżek nauczycielom.
Ale co by się stało jakby nie dali? Istnieje przekonanie że nauczyciele odejdą z pracy ale to guzik prawda, bo najpierw będą musieli znaleźć inną pracę na miejscu a do fabryki raczej nie pójdą bo to nie ich "target życiowy".
Mogą co prawda znaleźć robotę za miastem ale koszta dojazdu zjedzą podwyżkę a i inne samorządy się zamykają na przyjęcia na etat nauczycielski właśnie z powodu obciążenia rządowego.
Nauczyciele mogą też porzucić pracę w szkołach publicznych i pójść w stronę placówki prywatnej ale tak czy siak rodzic za to zapłaci ale bez " omocy" urzędników.
Idealnie byłoby nie dać podwyżek i zwolnić z podatku rodzica który ma dziecko w placówce prywatnej, budynki po szkołach sprzedać i nie nakładać podatków na mieszkańców, no ale wtedy nie będzie można przyjąć nowych urzędników no i grozi im interwencja rządu co może ich rozgonić na cztery wiatry, i tego najbardziej się boją.
Nie dajcie sobie wmówić że jak nauczyciel nie dostanie podwyżki to ucieknie na truskawki do Niemiec i szkolnictwo przestanie istnieć. |
|
|