~~Felicjan niezalogowany
przedwczoraj o 5:52
Prawicowe media wyją. Opłacane konta wyją jeszcze głośniej —morderstwo, dziecko nie żyje, bo matka miała „tylko” długi i że w ogóle system zabił. A potem dzieci ukradli i już nigdy nie oddadzą, a wystarczyło dać matce te setki tysięcy, co biorą rodziny zastępcze, to dziecko by żyło.
No to może wyjaśnijmy parę szczegółów, zanim, po raz kolejny zatańczą na trumnach.
W maju, do mieszkania Magdaleny W. wchodzą policjanci. Mają prawomocny nakaz doprowadzenia kobiety do zakładu karnego, gdzie ma odbyć 120 dni pozbawienia wolności za oszustwo finansowe.
Nie za długi. Nie za bycie biedną. Za wyłudzanie pieniędzy.
Magdalena W. przyjmowała zaliczki za wynajem mieszkań od kilku osób naraz – bez zamiaru ich wynajęcia. Ludzie wpłacali po kilka tysięcy, nikt nie dostał kluczy, zwrotu pieniędzy też nie — Magdalena W. szybko je wydawała.
W mieszkaniu z kobietą jest dwoje dzieci: 4-miesięczny Oskar i 3-letnia Lena.
Policjanci widzą, że dziećmi nie ma kto się zająć.
Przy policjantach, Magda W. dzwoni do ojca dzieci i babci — na głośnomówiącym. Pyta, czy mogą zająć się dziećmi. Ojciec i babcia odmawiają.
Matka prosi jeszcze prababcię (przypominam — Oskarek to jeszcze niemowlę, a Lenka ma 3 latka i sama wymaga specjalistycznej opieki), ale prababcia opiekuje się już dorosłym z niepełnosprawnością. Nie ma nikogo. Dzieci trafiają do systemu. Oskar do rodziny zastępczej, Lena do Domu Dziecka.
Kilka dni później Oskarek nie daje się obudzić. Leży w łóżeczku, jest siny. Rodzina zastępcza reanimuje. Pogotowie przyjeżdża. Nie da się go uratować.
Sekcja zwłok wykazuje: niewydolność krążeniowo-oddechową. Brak obrażeń, brak zachłyśnięcia, brak śladów przemocy. Prawdopodobnie śmierć łóżeczkowa, choć prokuratura prowadzi śledztwo nieumyślne spowodowanie śmierci — bo musi. Tak działa system.
Na pogrzebie Oskara matka pojawia się w kajdankach, więziennym uniformie, z rękami skutymi z przodu. Publicznie, przy trumnie dziecka. Tłum ludzi, fotografów, media.
Wszczęto postępowanie w Służbie Więziennej, czy nie doszło do nadużycia środków przymusu bezpośredniego.
Ze wstępnych ustaleń wynika, że użyte środki były niewspółmierne do zagrożenia.
Ojciec mogł odebrać dzieci już na drugi dzień. Nie zrobił tego. Do dzisiaj nie skontaktował się z Lenką, nie wyraził chęci zabrania, lub, choćby odwiedzenia jej w DD.
Babcia również. Czasami dzwoni prababcia.
Zacznijmy od tego, gdzie miały trafić te dzieci? Nigdzie. Bo nikt z rodziny ich nie chciał. A w Polsce brakuje rodzin zastępczych dramatycznie.
Te, które istnieją, ratują tyłki systemowi, który nie ma pomysłu, co zrobić z dziećmi w sytuacjach kryzysowych. Rodzina, która przyjęła Oskara, zrobiła to zgodnie z procedurą interwencyjną. I teraz, po śmierci dziecka, internet rozszarpuje ich na kawałki.
Więc dziecko trafiło tam, gdzie musiało trafić, do rodziny interwencyjnej — nie dlatego, że ktoś je „zabrał”, tylko dlatego, że nikt go nie chciał. To właśnie jest moment, w którym system nie zawiódł. On po prostu zadziałał zgodnie z procedurą, która istnieje na wypadek, gdyby rodzina zniknęła. I zniknęła.
Prababcia chętnie udziela wywiadów. Pozuje ze zdjęciem Oskara, oskarża państwo o śmierć prawnuka. Twierdzi,
że sama zajęła by się prawnuczkiem, a rodzina jest w szoku, wszyscy są załamani.
A Lena nadal przebywa w Domu Dziecka.
Tak wygląda rzeczywistość.