Balbina napisał(a): No to trochę Mickiewicza ;)
Poezyjo! gdzie cudny pędzel twojej ręki?
[...]
Powiedz, czyś wziął na chwilę, czyś ją miał od wieka?
Dopisane 25.07.2011r. o godz. 10:56:Mickiewicz to nie tylko Pan Tadeusz
zresztą i tak Go uwielbiam :)
warto zapytać, dlaczego Mickiewicz pojawił się dopiero teraz? może dlatego, że jest tak popularny? tak fasadowy? nio i klasyk przecież? ale to chyba dobry moment :) szkoda tylko, że w naszej dyskusji o poezji bierze udział obiektywnie mało osób. Mam nadzieję, że przynajmniej czyta nas więcej :)
więc Mickiewicz? letni?! rubaszny? inny?
Mickiewicz Adam
Improwizacja
Lejcie do szklanki! Bijcie w kieliszki!
Wszyscy mężczyźni Moi braciszki,
Wszyscy mężczyźni Każdy mój bliźni,
Wszystkie kobiety Moje kochanki,
Bijcie w kieliszki! Lejcie do szklanki!
Wśród szczęśliwości nie masz zazdrości,
Porzućmy plotki, Smieszki, zgryzotki,
Kto gdzie tam szlocha, Kto się gdzie kocha,
Wszystkie tam gaszki, Wszystko to fraszki!
Smutki porzućmy, Tu się nie smućmy,
Wśród szczęśliwości Nie ma zazdrości,
Wszystko to fraszki, Dalej do flaszki!
albo tak?
Adam Mickiewicz
JA RYMÓW NIE DOBIERAM
fragment improwizacji
Ja rymów nie dobieram, ja zgłosek nie składam,
Tak wszystko napisałem, jak tu do was gadam.
W piersi tylko uderzę, wnet zdrój słów wytryśnie,
A jeśli na tym prądzie iskra boża błyśnie,
Nie wynik to rozumu ani płód marzenia:
Od Boga ją przyjąłem na skrzydłach natchnienia;
Nim widzi; przyszłość, chwytam myśli, czuciem rządzą,
Nim silny, grzechy nasze i przyszłość osądzę.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Wiedzcie, że dla poety jedna tylko droga!
W sercu szukać natchnienia i dążyć do Boga!
Dopisane 27.07.2011r. o godz. 23:24:
dla odmiany :)
Plath Sylvia
Księżyc i Cis
Oto jest światlo myśli, zimne, planetarne.
Drzewa myśli są czarne, a światło niebieskie.
Trawy smutki swe składają u stóp Bogu,
kłując mnie w kostki szepczą o pokorze.
Kłębiące się i zwiewne mgly tutaj mieszkają,
rząd nagrobków oddziela mnie od mego domu,
tak, że nie wiem poprostu, jak się stąd wydostać.
Księżyc to nie drzwi przecież. Tylko twarz własna,
blada jak pięść człowiecza gniewnie zaciśnięta.
Wlecze za sobą morze niby zbrodnię ciemną. Cichy,
spogląda na mnie w rozpaczy. Mieszkam tutaj.
Dwa razy tu w niedzielę dzwony budzą niebo
i osiem serc ogromnych zmartwychwstanie głosi.
Na koniec skrupulatnie wydzwaniając siebie.
Cis wystrzela ku niebu. Kształt ma wręcz gotycki.
Oczy biegną ku górze i znajdują księżyc.
Księżyc jest moją matką. Nie słodką jak Maria.
Niebieska suknia sieje sowy, nietoperze.
Och jak bardzo chciałabym uwierzyć ja w tkliwość -
w tę twarz posągu bladą w świec świetle łagodnym,
co tylko ku mnie zwraca swoje słodkie oczy.
Jak daleko odeszłam. Chmury zakwitają
niebieskie i mistyczne ponad gwiazd twarzami.
Gdzieś w kościele ci święci staną się niebiescy,
płynąc na delikatnych stopach ponad zimną ławką,
twarze ich i ręce sztywne od świętości.
Księżyc tego nie widzi. Łysy jest i dziki.
Cis przesyła mi ciemność - ciemność i milczenie.