29 listopada 2013r. godz. 08:15, odsłon: 4614, Boletus/Bolec.infoI co nam po wojewodzie?
Mnie osobiście o wiele bardziej interesuje inna kwestia. Co nam, mieszkańcom Bolesławca i okolic dałaby taka wolta? - pisze Boletus w kolejnym felietonie.
(fot. Bolec.Info)
I co nam po wojewodzie?
Listopad to wyjątkowo paskudny miesiąc. Skończyła się bezpowrotnie piękna, pełna kolorów i w miarę pogodna jesień (taka, jaka była jeszcze końcem października), a rozpanoszyły się na całego: zimno, plucha, wilgoć i niemal niekończąca się ciemność (choćby taka jak dziś – od rana do zmroku „ponurochmurność)…
Ludzie chodzą zakutani w swoje płaszcze, kurtki, czapki i szaliki, głowy opuszczone w dół, nosy na kwintę; wszyscy jacyś ponurzy, poirytowani, a często do tego jeszcze przeziębieni i zasmarkani.
Na dodatek dookoła nie tylko szarość i ponurość, ale też jakaś apatia i lekka beznadzieja, unosząca się wokół niczym mgła… No bo, powiedzcie sami, co takiego dobrego, podnoszącego na duchu, dzieje się w tej chwili wokół nas? Ja nic takiego nie znajduję, niestety…
Ale popatrzmy. Najpierw polityka. Co tu dzieje się ciekawego? Nic. W polityce bez zmian, nic nowego, a już na pewno nic dobrego. Premier Tusk, po szumnych zapowiedziach o rekonstrukcji rządu, owszem wymienił kilku ministrów, ale zrobił to tak, jakby chciał tylko i wyłącznie zilustrować stare mądre powiedzenie: ”zamienił stryjek siekierkę na kijek”. Starego wyjadacza od finansów zastąpił młodym, niedoświadczonym chłopaczkiem, na którego – w razie czego – zwali się za czas jakiś całą odpowiedzialność za stan państwowej kasy.
Do tego premier – dżentelmen dołożył jeszcze jeden poważny resort (w „nagrodę”) Elżbiecie Bieńkowskiej – dzielnej Ślązaczce z Mysłowic, jednej z nielicznych osób zasiadających w tym rządzie, która ma tam spore osiągnięcia i jest, zdaje się, właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. No to trzeba go „zajechać”.
A co z kolei dzieje się trochę niżej, tu u nas – „na dole”? Ano też nic ciekawego. Tutaj stagnacja i bezruch opanowały i miasto i powiat. Radni i jednej i drugiej rady, zgodnie zapadli już w zimową drzemkę, dobrze wiedząc, że na pobudkę mają jeszcze prawie rok.
Wobec tego totalnego bezruchu (nawet wojowniczy z natury prezydent Roman jakoś się ostatnio niezwykle „wyciszył”), lokalne media próbują się ekscytować ewentualną możliwością przejścia starosty bolesławieckiego Cezarego Przybylskiego na stanowisko wojewody dolnośląskiego. No cóż, awans byłby niewątpliwy, ale chyba nawet dla samego Przybylskiego nie jest to aż takie wielkie „halo”: wręcz przeciwnie – raczej dość ryzykowny skok „w nieznane” i wejście w znacznie większą odpowiedzialność.
Mnie osobiście o wiele bardziej interesuje inna kwestia. Co nam, mieszkańcom Bolesławca i okolic dałaby taka wolta? Czy coś by się zmieniło?
No cóż, myślę, że – oprócz pewnego prestiżu – raczej niewiele. Wojewoda z Bolesławca nie mógłby przecież nagle przerzucić jakichś ogromnych środków na inwestycje w naszym mieście, bo nikt by mu na to, tam we Wrocławiu, nie pozwolił. Owszem, mógłby ewentualnie pomóc w przepchnięciu tych projektów, które przez ostatnie lata utknęły gdzieś na górze, a bardzo przydałyby się naszemu miastu. Jakich na przykład? Ot choćby projektu tzw. przeprawy przez Bóbr – czyli mówiąc jaśniej budowy nowego (i nowoczesnego, z co najmniej kilkoma pasami ruchu) mostu na Bobrze. Każdy, kto ma choć odrobinę wyobraźni, wie co stanie się z naszym miastem za lat kilka, jeśli w czas taka nowa „przeprawa’ nie powstanie…
Póki co – obserwujmy uważnie, czy w ogóle coś z tego wyjdzie, a na razie pozostaje nam cieszyć się z tego, co mamy. Bo przecież zawsze może być gorzej…
A żeby zakończyć ten, w sumie niewesoły, felieton jakimś pozytywnym akcentem, to trzeba uczciwie przyznać, że przybywa nam ostatnio dobrych, powiatowych dróg w mieście. Dopiero co zostały wyremontowane ulice Tyrankiewiczów i Bielska, a w wielkich bólach trwają jeszcze prace przy ulicy Mickiewicza.
Wprawdzie, jak zwykle, nie obyło się bez „niedoróbek”, ale ważne, że coś się jednak robi. I nie jest to tylko tradycyjne łatanie dziur. A tak, przy okazji, pytanie do Bolecnautów. Czemu, według was, mają służyć przedziwne „wysepki” z kostki brukowej (ułożonej, notabene, wyjątkowo niechlujnie) przy wyremontowanej właśnie ulicy Bielskiej, dosłownie tuż obok basenów „Orki”? Jeśli ktoś wie, niech da znać.
A nawet jeśli pozostanę w tej kwestii w błogiej nieświadomości, to nikt, ale to nikt, nie odbierze mi głębokiego i niezachwianego poczucia, że Święta coraz bliżej! I to jest w tym wszystkim najważniejsze. Więc, bracia i siostry - aby do Świąt!
Boletus