7 listopada 2014r. godz. 21:24, odsłon: 4257, Kazimierz MarczewskiLubię godzić ogień z wodą
W żadnym przypadku nie należy oczekiwać nadmiernych pochwał. Gdy coś robisz dobrze, one i tak przyjdą.
Łukasz Jaźwiec (fot. Kazimierz Marczewski)
Kazimierz Marczewski - Gazeta i Portal Bolec Info. Witam Pana serdecznie w Redakcji Bolec.Info oraz na łamach Gazety i Portalu Bolec. Info proszę przestawić Bolecnatom.
Łukasz Jaźwiec – kierownik biura TOP, organizator sportu, trener tenisistów stołowych, zawodnik II ligi, ale przede wszystkim troskliwy tata i oddany swojej żonie mąż…
Ponieważ jestem zawodnikiem TOP Bolesławiec, kolegą klubowym pozwali Pan, że będę zwracał się jak kolega zawodnik. Pierwsze pytanie: Jak godzisz to wszystko, co na to Twoja Rodzina?
To nie tylko moja zasługa. Abym robił to, co robię, przede wszystkim potrzebuję zgody rodziny. Moja żona Justyna nie dość, że popiera moje działania, to jeszcze pomaga mi w organizacji czasu, proponuje rozwiązania, które nie kolidują z moimi obowiązkami w domu. Wie, że praca jest bardzo istotna, ale nie tylko ona tworzy życie. Szanuje też moją sportową pasję i to, że od kilkunastu lat staram się działać na rzecz innych. Kilkadziesiąt lat kariery sportowej na bardzo wysokim szczeblu – zahartowały mnie
Lubisz wygrywać?
Uwielbiam wygrywać, ale ze zrozumieniem przyjmuję porażki. Bo nie jest wstydem przegrana. Ważne, by umieć się po niej podnieść. Przez cały czas staram się być przykładem dla mojego synka – Julianka. On jest jeszcze mały, ale pragnę, by od dziecka wiedział, że radość życia, to jego intensywność.
Justynka i Julek często przychodzą na moje treningi, zawody, czy imprezy, jakie organizuję lub współorganizuję.
Nie przeszkadzają? Ba, żona stara się w nich nawet pomagać merytorycznie. Bo też ma naturę wolontariuszki i lubi coś robić dla innych. Widać dobraliśmy się, jak w korcu maku… W mojej opinii w życiu można pogodzić ze sobą wszystko. A, że wymaga to wysiłku… No, cóż. Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo (śmiech)
Postanowiłem z Tobą porozmawiać, ponieważ w Bolesławcu odbędzie się duża imprezy sportowa, jaką jest Wojewódzki Turniej Kwalifikacyjny Kadetów w Tenisie Stołowym.
Przed laty nikt w Bolesławcu nie myślał nawet o organizacji imprezy tej rangi w naszym mieście…
Jak Wam się to udało zrobić?
Wynika to z kilku dziesięcioleci istnienia klubu TOP na mapie sportowej Dolnego Śląska, ale i z dobrej pracy ludzi związanych z naszym klubem.
Wojewódzki Turniej Kadetów nie jest zwieńczeniem, a tylko częścią naszej działalności. Bolesławiec. TOP Bolesławiec właśnie, stał się bardzo ważnym ośrodkiem tenisa stołowego w regionie.
I w kwestii wyczynowej i amatorsko-popularyzacyjnej. Organizujemy wiele imprez rangi ponadregionalnej, ogólnopolskiej a nawet międzynarodowej. Zwłaszcza w odniesieniu do osób niepełnosprawnych.
Czy to Twoja zasługa? Oczywiście, że to nie tylko moja zasługa. Główną osobą, która rozpoczęła – nazwijmy to – tenisowy rozwój Bolesławca był i jest Robert Tomczyk. To on i kilku innych zapaleńców, kilkadziesiąt już lat temu powołali do życia klub tenisa stołowego.
Robert zresztą nadal działa. Wszak jest prezesem naszego klubu. Tak się jednak stało, że to na mnie spoczywają ostatnio kwestie organizacyjne.
Pomaga mi w tym fakt, że przed dwoma laty wszedłem do Zarządu Dolnośląskiego Związku Tenisa Stołowego. Za moim wejściem do tego gremium głosowali delegaci z całego Dolnego Śląska. Traktowałem i traktuję więc moją obecność w Zarządzie, jako sukces mojego klubu TOP Bolesławiec i wszystkich ludzi z nim związanych. Klub i sport to czynniki, jakie zdecydowały o moim obecnym życiu.
Od kiedy mieszkasz w Bolesławcu? Gdy przed ponad 15 laty przyjeżdżałem do Bolesławca, miał to być tylko dla mnie sportowy epizod. Stało się inaczej. Pokochałem to miasto… Tu znalazłem wielu przyjaciół, spotkałem miłość swojego życia, założyłem rodzinę. Może zabrzmi to patetycznie, ale Bolesławiec okazał się dla mnie miastem wszelkich możliwości…
No właśnie, bardzo często w swoich wypowiedziach podkreślasz, że to Bolesławiec dał ci szanse. I chyba coś w tym jest. Przecież mieszkasz tu od wielu lat, a relatywnie znanym człowiekiem stałeś się jakby niedawno?
Nie jest to fałszywa skromność, ale nie zależy mi na byciu znanym. Robię, co lubię i – zgodnie ze swoją życiową zasadą – to, co robię, staram się robić najlepiej jak umiem. Wcześniej uznałem, że by cokolwiek robić, trzeba się do tego przygotować. Uczyłem się więc, obserwowałem innych.
Powiedz coś o swoim wykształceniu, jesteś historykiem? Ukończyłem Uniwersytet Wrocławski na dwóch wydziałach – filologicznym i historycznym. Jestem specjalistą w zakresie dokumentalistyki konserwatorskiej. Byłem stypendystą programu Sokrates Erasmus i przez pół roku studiowałem w Genui, a w tzw. międzyczasie zdobyłem tytuły instruktora i menadżera sportu, uzyskałem też uprawnienia pedagogiczne. Jestem w trakcie studiów prawniczych.
Podkreślam często wyjątkowość Bolesławca, nie dlatego, że jest to miasto cud, ale myślę, iż udowadniam, że mieszkając w takim mieście, jak nasze, można zdobywać wiedzę, doskonalić się w różnych dziedzinach i stawać się coraz lepszym. Nie tyle dla siebie, co dla swojego otoczenia – rodziny, znajomych, miasta. Nie jest bowiem przesadą stwierdzenie, że człowiek jest wart tyle, ile może i daje z siebie innym.
Przemawia przez Ciebie, chęć pomagania innym, czy traktujesz tą swoją działalność, jak misję…?
Absolutnie, nie. Organizowanie imprez sportowych, akcji charytatywnych, czy życia klubu, to ogromna satysfakcja, ale i odpowiedzialność. Podejmując się pracy dla innych, trzeba mieć nie tyle świadomość misji, co przekonanie, że działając, robi się coś dobrego.
I w żadnym przypadku nie należy oczekiwać nadmiernych pochwał. Gdy coś robisz dobrze, one i tak przyjdą. Bo ludzie mają oczy, uszy… Widzą, słyszą i myślą. Najbardziej się cieszę, że swoimi pasjami jakby zaszczepiam innych.
I co oni na to? Coraz więcej ludzi chce wspomagać nasze przedsięwzięcia klubowe. Mamy sponsorów wspierających działalność naszej świetlicy socjo-terapeutycznej, różne osoby i firmy pomagają nam przy prowadzeniu zimowych i letnich półkolonii. Misja, to działanie w określonej materii. I światopoglądowej, i społecznej. Ja nie dzielę nigdy ludzi pod względem ich poglądów czy przynależności politycznej.
Dla mnie każdy człowiek jest albo dobry, albo… mniej dobry. Po prostu łatwiej żyć nie oceniając innych, a lepiej z nimi współpracować. Tylko poprzez szacunek dla innych, wzbudzasz szacunek dla siebie. Działam dla innych, ale mam świadomość, że trzeba działać wspólnie, w grupie.
Pozycja samotnika jest nieefektywna. Dlatego działam m.in. w partnerstwie „Aktywni z pasją”, w którym instytucje publiczne współpracują z różnymi stowarzyszeniami, wolontariatem i ludźmi chcącymi coś robić w kontekście pro publico bono. Czy to misja? Nie, po prostu praca.
Jawisz się z tych wypowiedziach, jako ktoś kompletnie zabiegany. Wiem, że rzeczywiście dużo pracujesz, że trenujesz zawodników sekcji tenisa stołowego, grasz w rozgrywkach II ligi… Aż wierzyć się nie chce, że na wszystko robi jeden człowiek…?
Lubię godzić ogień z wodą. Wbrew pozorom mam czas na wszystko. Na odpoczynek w gronie rodziny czy przyjaciół również. Tak teraz wygląda świat. To tzw. znak czasu. W obecnej erze trzeba działać na wielu płaszczyznach. Tylko w ten sposób można się realizować. To, jakim jestem, to efekt mojej tzw. niespokojnej duszy. Ja wręcz muszę ciągle coś robić. Godzić różne – nawet wykluczające się pozornie działania – nauczył mnie tego sport.
Powiedz tak szczerze, czy to sport tego Cię nauczył? Tak, sport. Zawsze sport
traktuję poważnie i tak zawsze robiłem. Chcesz mieć sukcesy musisz być zdyscyplinowanym, konsekwentnym i stanowczym. Pewnie, że jak każdemu zdarza mi się popełniać pomyłki, działać spontanicznie, a i nieracjonalnie. Nie pozwalam sobie jednak na załamania. Nie uda się jedno, próbuje zrobić drugie. Umiem walczyć o swoje, ale potrafię tez przeprosić, gdy widzę, że popełniłem błąd. Jestem pewien, że w bliższej i dalszej przyszłości, swoimi pomysłami i działaniami zaskoczę i innych ludzi, jaki i rodzinę.
Ale taki po prostu jestem. Teraz mam w głowie jedną sprawę – turniej. Pragnę, by wypadł jak najlepiej i by uczestniczący w nim zawodnicy i ich opiekunowie zapamiętali Bolesławiec, jako miasto im przyjazne. Chcę, kładąc się spać po zawodach, mieć świadomość, że kolejna impreza TOP Bolesławiec, impreza w naszym mieście była udana. Nie wyłączając sukcesu sportowego.
Mam nadzieję, że tak będzie. Dziękuję ci za rozmowę i wierzę, że w relacji z Wojewódzkiego Turnieju kadetów napiszę o sukcesie młodych zawodników TOP Bolesławiec.
I ja dziękuję a przy okazji zapraszam wszystkich na imprezy organizowane przez TOP Bolesławiec. Zwłaszcza na rozgrywki siatkarek, siatkarzy, tenisistów stołowych i występy naszych pięściarzy.