29 września 2011r. godz. 21:31, odsłon: 2540, BolecnautaKampania w zenicie
Wyjątkowo krótka w tym roku kampania wyborcza dobiega końca. Za kilkanaście dni pójdziemy do urn i oddamy głosy na naszych faworytów.
(fot. Bolecnauta)
Kto wie, może tym razem wreszcie będziemy mieć parlamentarzystę z Bolesławca? Póki co przyjrzyjmy się sposobom stosowanym przez kandydatów w celu zdobycia głosów.
Kampania i same wybory to swego rodzaju gra strategiczna. To gra w której niebagatelne znaczenie ma umiejętne gospodarowanie pieniędzmi. Każdy kandydat ma ustalony limit wydatków na kampanię. Oznacza to, że choćby nie wiem jak był bogaty, to nie może na oficjalną kampanię wydać więcej, niż pozwala mu na to wspomniany limit. Jako, że limity dotyczą całych list, standardowym działaniem partii jest podwyższanie limitów osób z pierwszych miejsc na listach kosztem “maruderów”. Limity szczególnie dotykają kandydatów do Sejmu, kandydaci do Senatu mogą pozwolić sobie na dużo większe wydatki.
Ograniczenie możliwości wydawania pieniędzy na kampanię sprawia, że kandydaci muszą mocno kombinować i... mocno się napracować. Każdy grosz się liczy, każda ulotka czy plakat są naprawdę ważne, szczególnie dla bolesławieckich kandydatów, którzy nie znajdują się na czołowych miejscach na swoich listach. Co więc musi zrobić kandydat, który jest naprawdę zdeterminowany do osiągnięcia celu, czyli zwycięstwa w wyborach? Musi swoją pracą wyrównać finansową “dziurę” między nim a osobami ze szczytu jego listy. Musi w przemyślany sposób rozdysponować posiadane przez siebie fundusze i pracować nad zdobyciem dużego poparcia... własnymi rękami. Oraz oczywiście rękami swoich przyjaciół i współpracowników oraz członków swojego ugrupowania, jednocześnie zjednując sobie poparcie ludzi. Bo może się okazać, że wsparcie udzielone przez lokalnego biznesmena i nieodpłatne użyczenie przez niego dobrego miejsca na plakat albo nawet billboard, jest bezcenne. Z drugiej strony najtańszym i chyba najskuteczniejszym narzędziem jest zwykłe spotkanie, wyjście “do ludzi”, osobiste wręczenie ulotki, krótka rozmowa. Czy nasi kandydaci o tym wiedzą?
Obserwując kampanię z boku można odnieść wrażenie, że bolesławieccy kandydaci dzielą się na dwie kategorie. Na tych, którzy wierzą w sukces i podejmują konkretne działania w celu osiągnięcia swojego celu... oraz na tych, dla których już samo kandydowanie jest nobilitacją i sukcesem. Teoretycznie największe szanse na reprezentowanie bolesławca w parlamencie ma
Jerzy Zieliński (kandydat KWW Rafał Dutkiewicz - Unia Prezydentów - Obywatele do senatu) i
Dariusz Kwaśniewski (Platforma Obywatelska RP). Obaj panowie są bardzo widoczni zarówno na plakatach jak i w lokalnych mediach oraz na ulicach. Obaj mają swoje profile na portalach społecznościowych, gdzie aktywnie promują swoje kandydatury. I co ważne, nie konkurują ze sobą bezpośrednio ( Zieliński startuje do Senatu, zaś Kwaśniewski do Sejmu), co sprawia, że teoretycznie każdy bolesławianin może zagłosować na obu kandydatów. Obaj panowie dysponują potężnym handicapem w postaci sprawowanych funkcji - Zieliński jest Sekretarzem Miasta, Kwaśniewski Członkiem Zarządu Powiatu Bolesławieckiego. Dzięki temu obaj panowie często pojawiają się w mediach oraz na różnego rodzaju wydarzeniach i uroczystościach, na których nierzadko zabierają głos. Jeden powie, że to “permanentna kampania wyborcza”, ktoś inny - “właściwi ludzie na właściwym miejscu”.
Jakich narzędzi używają kandydaci? Oczywiście podstawą są ulotki i plakaty oraz, coraz popularniejsze, banery umieszczane na internetowych portalach i w gazetach. Przedstawiciele największych partii politycznych organizują konwencje oraz spotkania ze znanymi politykami. Dzięki temu w ostatnim czasie Bolesławiec odwiedził m.in.
Grzegorz Schetyna (Marszałek Sejmu - PO). Pod tym względem przoduje jednak bolesławiecka SLD, która nie tylko zaprosiła do Bolesławca m.in.
Lidię Geringer de Oedenberg, Janusza Zemke, Ryszarda Zbrzyznego i
Małgorzatę Szmajdzińską, ale też... czerwony, londyński autobus. Pomysłowość godna pozazdroszczenia. Kandydatami SLD w wyborach są
Piotr Hetel (do senatu) oraz
Agnieszka Kukla i
Józef Król (do sejmu). W kilku miejscach w Bolesławcu możemy znaleźć także duże ilości ulotek reklamujących
Elżbietę Zakrzewską.
Z tą niezwykłą różnorodnością i bogactwem kolorowych plakatów, gadżetów czy spotów telewizyjnych silnie kontrastuje kampania prowadzona przez
Przemysława Moszczyńskiego, kandydata nr 5 na liście Ruchu Poparcia Palikota. Moszczyński to inicjator Ruchu Poparcia Palikota w Bolesławcu, przedsiębiorca i internetowy bloger, prowadzący bogate wirtualne życie. Być może Przemysław Moszczyński mógłby ubiegać się o miano jednego z najbardziej oszczędnych kandydatów do parlamentu. Nie dane mi było zobaczenie jakiegokolwiek gadżetu, ulotki czy plakatu promującego jego kandydaturę. Jednak przyznać trzeba, że kandydat wkłada w kampanię mnóstwo pracy, jest stale obecny w internetowych dyskusjach dotyczących wyborów oraz... zajmuje czołowe miejsca w większości internetowych sondaży “badających” poparcie dla konkretnych kandydatów. Może zostanie on czarnym koniem tych wyborów?
Drodzy czytelnicy - niezależnie od tego czy preferujecie kandydatów czy kandydatki, czy wolicie rozmach w prowadzeniu kampanii, czy raczej minimalizm, czy głosujecie na partie czy na konkretnych ludzi, czy ważniejsze są dla was składane obietnice czy też może prezencja kandydata. Wreszcie niezależnie od tego, czy chcecie postawić na człowieka “stąd” czy wprost przeciwnie - idźcie na wybory! Bo mają one sens tylko wtedy, kiedy oddają rzeczywiste zdanie obywateli. A jeśli takiego zdania nie posiadasz... to masz jeszcze kilkanaście dni by je sobie wyrobić. Najlepiej poprzez lekturę portalu Bolec.Info