2 sierpnia 2013r. godz. 10:43, odsłon: 3856, Boletus/bolec.infoPogodowy zawrót głowy
Zrezygnować z szalonego konsumpcjonizmu, samobójczego pędu po więcej i więcej? Trochę zwolnić, dać odetchnąć sobie… i naturze.
(fot. Bolec.Info)
Pogodowy zawrót głowy
Jakiś czas tu nie zaglądałem. Jak mówią specjaliści od mediów: „nie było tematu”. Ot, letnia kanikuła. Ale, okazuje się (niestety!), że i lato potrafi dostarczyć tematów równie gorących, jak żar, który jeszcze parę dni temu dosłownie „lał się z nieba”.
Tak, zgadza się, drogi Bolecnauto. Tematem dzisiejszego felietonu będzie pogoda, a raczej to, co ostatnio ta „pogoda” z nami wyprawia. Przy okazji, czy zauważyliście, że słowo „pogoda” zupełnie nie pasuje do tych wszystkich anomalii, których coraz więcej wokół nas? Przecież określenia „pogoda” (np. pogoda ducha), „pogodny” - kojarzą się z czymś pozytywnym, przyjemnym, a nie z tym, co ostatnio się dzieje, z pogodą właśnie!
Dosyć uważnie obserwuję wszystkie te zjawiska „pogodowe”, które dzieją się na świecie - zwłaszcza w okresie letnim - i ogarnia mnie coraz większy niepokój. Kilka przykładów? Proszę bardzo. Na początek: zanik „klasycznych” pór roku - teraz właściwie mamy dwie: zimna i ciepłą. Wiosny w tym roku praktycznie nie było, czerwiec mokry i brzydki - w naszym powiecie bolesławieckim ogłoszono nawet w pewnym momencie alarm przeciwpowodziowy. No i te nieustanne, nękające coraz to inną okolicę potężne burze z wielgachnym gradem!
A w dalekim świecie? Od kilku tygodni Kalifornię i Arizonę w Stanach trawią ogromne pożary lasów, z pożarami walczą też w Hiszpanii, a tymczasem na drugim krańcu świata - w południowo-zachodnich Chinach miejscowa ludność nękana jest od ponad miesiąca olbrzymimi powodziami. I tak właściwie jest na okrągło. Susze, powodzie, trzęsienia ziemi, tsunami, huragany, tornada… Co się dzieje?!
Na to pytanie spróbuję odpowiedzieć na koniec felietonu. Teraz wrócę jeszcze na chwilę na nasze podwórko. Oto Bolesławiec przez dłuższy czas oszczędzany przez szalone wybryki pogody, w końcu parę dni temu „dostał w kość”. Dokładnie w nocy z 29 na 30 lipca, kiedy to nad nasze miasto nadciągnęła nawałnica, która pokazała nam wszystkim swoją niszczącą moc.
Starsi mieszkańcy Bolesławca twierdzą, że takiej wody nie było w mieście od ponad 40 lat! Więc nie ma się co dziwić, że ten gwałtowny atak z nieba pozostawił po sobie sporo śladów. Nie znam dokładnie danych o zniszczeniach, ale z rozmów z ludźmi mogę wywnioskować, że co najmniej połowa mieszkańców miasta zastała następnego ranka sporo wody w swoich piwnicach lub na posesjach (włączając w to również piszącego te słowa). I nie dotyczyło to tym razem tylko tych „tradycyjnie” zalewanych - czyli z miejsc położonych najniżej w mieście. Po prostu kanalizacja miejska nie była w stanie przyjąć naraz takiej ilości wody. I tutaj niejeden bolesławianin zadał sobie takie mniej więcej pytanie: czy ta nasza „nowa” kanalizacja (wymieniana przed około 8-10 laty w ramach tak zwanego programu ISPA) została dobrze zaprojektowana?
Czy zdaje ona egzamin w obliczu takich, coraz częstszych - jak widać - dużych i bardzo gwałtownych opadów? A jeśli nie daje rady - to czy nie należałoby jej w takim razie udrożnić, poprawić, zmienić? Te pytania, w imieniu mieszkańców Bolesławca - i tych już zalanych, i tych „póki co jeszcze nie”, podrzucam miejskim decydentom i naszym czcigodnym radnym, którzy, kiedy powrócą końcem lata z zasłużonego wypoczynku, powinni się tym tematem pilnie zająć! Bo sprawa jest naprawdę poważna, a natura - z tego, co wszyscy widzimy - nie odpuści, i będzie nam nadal „dawać popalić”.
I teraz wrócę do postawionego wcześniej pytania. Co się dzieje? Dlaczego (znowu użyję tego niefortunnego słowa: „pogoda”) - dlaczego pogoda robi nam ostatnio takie paskudne numery?
W tym momencie każdy z Was, drodzy internauci, może postawić swoją własną diagnozę. Długotrwała szkodliwa działalność człowieka, uporczywe niszczenie przyrody, dziura ozonowa, zanieczyszczenie środowiska, bezmyślne trzebienie lasów, efekt cieplarniany itd. itd. Wszystko to po trochu prawda. Ale ja, patrząc z coraz większym niepokojem w niebo, od pewnego czasu nie mogę opędzić się od jednej, w sumie bardzo niewesołej, myśli.
A może, bracia i siostry, jest tak, że Natura (ktoś, jeśli chce, może w tym miejscu podstawić słowo Bóg, jeszcze ktoś inny słowo Siła Wyższa), a więc może jest tak, że Natura ma już nas - ludzi serdecznie dość i że po prostu chce zrobić z nami „ostateczny porządek”?
Oczywiście nie zrobi tego od razu za jednym zamachem. Póki co, „bawi się” z nami, pokazując nam, jacy - w obliczu sił Natury - jesteśmy malutcy i bezbronni, ale jednocześnie, pomału pomału, wszystko zmierza do nieuniknionego końca…
I mój felieton też. A żeby nie było aż tak ponuro i strasznie - odrobinę otuchy na zakończenie. Myślę, taką mam nadzieję, że w całej tej sprawie z pewnością nie wszystko, ale całkiem sporo zależy od nas samych. Może potężne siły Natury chcą nam coś powiedzieć, na przemian przypiekając nas niemiłosiernie słońcem lub oblewając potężnymi porcjami wody z nieba? Może by tak lekko odpuścić? Zrezygnować z szalonego konsumpcjonizmu, samobójczego pędu po więcej i więcej? Trochę zwolnić, dać odetchnąć sobie… i naturze.
To długi proces i pewnie dla niejednego z obywateli Ziemi niemożliwy do ogarnięcia. Ale przecież od czegoś trzeba zacząć, prawda?
Boletus