Igorzasty napisał(a): A że tak zapytam, ile ten Mystic Festival kosztuje? :P I co z Manowarem? :P
Mystic Festival kosztuje 130zł (oczywiście bilecik na płytę, inne nie wchodzą w grę). Jak na zobaczenie dwóch legend ciężkiej sceny (Slayer, Celtic Frost) no i od biedy tego Behemotha (Mastodon jest jednak nieodżałowany, chlip..) to cena jest w porządku, tym bardziej, że coś jeszcze pewnie dorzucą. W każdym razie - wejściówka leży u mnie w szufladzie. I kij, że nawet nie wiem jak się tam dostanę ;) Manowar oczywiście KILL nieporównywalny z ŻADNĄ INNĄ sztuką, możliwą do obejrzenia od eonów :>
A zresztą co mi tam, wkleję szczegółową relację, którą napisałem dla innego forum :) oto ona:
"Wpuszczać mieli zacząć już o 18, więc true metal maniac Slayer od 15 warował pod halą ;) W międzyczasie wdałem się w pogawędkę z miłym Bułgarem. Okazało się, że on i jego kumple to jakieś totalne świry, bo na earthshakerze czekali 18 (a może 8, nie pamiętam już ;) ) godzin żeby być w pierwszym rzędzie. Potem przypomniałem sobie że skądś go kojarzę, i to prawda, bo koleś często przewija się na dvd Absolute Power. No ale dość o Bułgarze. Po odczekaniu 3,5h w zimnie, mrozie i deszczu zaczęli wreszcie wpuszczać do środka. Podczas tych godzin ustawił się za mną już naprawdę pokaźny ogonek, więc w sumie opłaciło się czekać. Jeszcze tylko dałem się obmacać ochroniarzowi (przeszukiwali każdego przed koncertem) i wbiegłem do środka. Udało się zająć miejsce tuż pod samą sceną, wgryzłem się zatem w barierki z postanowieniem sprzedania solidnego strzała każdemu, który będzie chciał siłą zająć moje miejsce ^^ Nie spodziewałem się, że będę aż tak blisko :) Wtedy też poznałem za krec istego kolesia z Ukrainy, który wyglądem trochę przypominał KelThuza ;) Ok 19.10 (a więc 20 min wcześniej :shock: ) na scenę władowało się Holyhell. Nie znałem tego zupełnie, więc nie miałem pojęcia czego się mogę spodziewać. Nie powiem, całkiem miły zespół, grali łatwy i przyjemny melodic metal. Nie przeszkadzała mi nawet babka na wokalu, wręcz przeciwnie - fajnie się jej słuchało, miała bardzo dobry głos. Bardzo dobrze prezentowali się gitarzyści, szczególnie jeden trzaskał cały czas prędkie solówy aż ociekające sweepami. Podobał mi się moment, kiedy klawiszowiec zamienił parapet na klawisze na pasku i razem z gitarzystami łoił popisówy :D Ogólnie straszni showmeni, aż fajnie popatrzeć. Rozwalił mnie totalnie moment, kiedy babka śpiewała kawałek, a za chwilę dołączył się... Adams, który wpadł na scenę z różyczką i dał jej ją :D Będę musiał zapoznać się bliżej z tą kapelą. Skończyli grać tak trochę przed 20. I tu kolejne zaskoczenie: u Niemiaszków strojenie i ustawianie nagłośnienia trwa nie więcej niż 20 min :| Ja już spodziewałem się półgodzinnego robinia w werbel i tyle samo w stopę, a tu pach pach i gotowe :D No więc gdy na scenę wjechały talerze z ogniem, ziejące smocze łby i perka na podeście, jakby z kamieni z których budowano zamki, było jasne że zaraz właduje się Rhapsody Of Fire :D No i zagrali naprawdę świetny koncert :D Fabio w świetnej formie, tak samo reszta zespołu. Co ciekawe jedynie Luca był jakby nieco zgaszony, spodziewałem się, że będzie skupiał na sobie całą uwagę, a na scenie królował Fabio i pałker Holzwarth. Włosi zaczęli od "Unholy Warcry", potem jakiś kawałek którego nie znam (pewnie z najnowszej, albo przedostatniej), "Village Of The Dwarves" (rewela na żywo), "Land Of Immortals", "Dawn Of Victory" i na bis oczywiście "Emerald Sword". Oczywiście to nie cała lista, sporo zapomniałem. Ogólnie koncert bardzo mi się podobał, było dużo pirotechnicznych sztuczek, solówka na basie i na perce (Holzwarth naprawdę świetnie się zaprezentował). Czasem do zespołu dołączał jeszcze koleś grający na fujarce i ładna pani z tamburynkiem :) Słowem - Rhapsody bardzo na plus.
Włosi się spakowali, więc czas na gwiazdę wieczoru - Manowar :twisted: Techniczni uwinęli się bardzo szybko, i już po ok 20 minutach mogliśmy oglądać ekipę Joeya :D Zaczęli klacycznie - od "Manowar". Coś Loganowi się psuła gitara na początku. Potem polecieli potężnym "Call to Arms", potem coś starszego, czyli "Gloves Of Metal" (super, akurtat miałem fezę na ten wałek!) i "Each Dawn I Die". Następnie kawałek który mnie totalnie roz Kocham Bolec.Info ił, ale też zupełnie się go nie spodziewałem - "Holy War" :D Potem wyszedł sam Joey, myślałem że zacznie popisówkę, ale on zaczął grać "Mountains" :D Naprawdę świetnie wyszedł ten kawałek. Zaraz po nim potężny "The Oath" i epickie "Secrets Of Steel". Później była popisówka, czyli "Williams Tale". Do następnego kawałka Joey zaprosił zawodnika z widowni, i dwie niezłe laski - jak się można domyślić był to "Gods Made Heavy Metal". Zawodnik dał radę, laski też :D W końcu przyszedł czas na kawałek z nowej płyty - zagrali "Die For Metal". Nie przepadam za tym utworem, ale wyszedł naprawdę dobrze. Przyszedł czas na rewelacyjny "Kings Of Metal" :) Dalej zagrali "Warriors Of The World, śmieszna sprawa, podczas tego kawałka na scenę wyszła jedna z tamtych lasek, zaczęła tańczyć a na końcu pokazała cycki (a była naprawdę nieźle wyposażona;) ) :P :lol: :D ;). Joey potem powiedział, że oni grali w pocie czoła, a ona odciągnęła cała uwagę od zespołu po prostu pokazując cycki :P Oczywiście wszysko sfilmowano (see you on the next DVD :P ). Eric tak sie śmiał podczas grania tego utworu, że nie mógł zaśpiewać zwolnienia w środku :lol: Po tym kawałku zagrali to czym zazwyczaj kończa, czyli "Black Wind Fire And Steel", zrywanie strun i zespół się usunął :) Ja jednak taki głupi nie jestem i coś mi nie grało, bo nie puścili "Crown And The Ring" ;) Okazało się, że zespół przygotował coś naprawdę przekurewnie za krec istego. Rozłożyli z tyłu sceny coś w rodzaju drakkara, wpadli ludzie przebrani za łorjorów i odgrywali scenki a na tylniej ścianie był telebim gdzie puszczali scenki do tego co grają :D A zagrali praktycznie całą drugą połowę "Gods Of War", czyli Od "Sons Of Odin" do końca (bez "Die For Metal oczywiście"). Wyszło naprawdę potężnie, szczególnie "SOns Of Odin" i "Gods Of War" m/ Cały czas coś się działo, zespół grał a aktorzy odgrywali scenki, walczyli i ogólnie spory KILL :twisted: Eric przez cały czas był w naprawdę świetnej formie, podobnie reszta zespołu. Tylko Scott wypadał blado na tle tego, co wcześniej pokazał Holzwarth, no ale w tym starciu nie da się ukryć, że to Alex jest lepszym drummerem. W końcu sztuka się skończyła, poszło "Crown.." i nadszedł czas aby leave the hall ;) Załowałem, że nie zagrali tak rozbudowanego setu jak w Zlinie (brakowało mi "Kill With Power" i "House Of Death"). Darmowe koszulki się skończyły, ale w dupie to miałem,pożegnałem się z miłym Ukraińcem, kupiłem sobie plakaty i zadowolony poszedłem na kebaba :) Na pewno było warto czekać te 3,5 h w zimnie, żeby zobaczyć z bliska taką sztukę :)"
Zastosowana autokorekta