23 sierpnia 2011r. godz. 20:03, odsłon: 3332, BolecMamaRok szkolny tuż, tuż…
Nowy rok szkolny zbliża się wielkimi krokami. A ca za tym idzie spore wydatki, które spędzają sen z powiek wielu rodzicom.
BolecMama (fot. sxc.hu)
„Edukacja jest darmowa”. To zdanie wywołuje u moich znajomych niepohamowany atak śmiechu. Niestety zostawiając grube pieniądze w księgarni lub papierniczym, nie jest im już do śmiechu.
Nie da się ukryć, że tzw. „szkolna wyprawka” to bardzo droga sprawa. Z ciekawości przejrzałam spis podręczników na stronach internetowych bolesławieckich szkół (chyba po to by powoli oswajać się z myślą co czeka mnie za 3 lata:). Poszczególne tytuły wrzuciłam w przeglądarkę jednej z internetowych księgarni. Po zsumowaniu kwot, wyszła mi niezła sumka. Zestaw nowych podręczników wraz z ćwiczeniami kosztuje od 300 do 400zł. I to w Internecie, w księgarni „zwykłej” jest jednak trochę drożej. Oczywiście istnieje rynek wtórny. Rodzice odkupują książki, od rodziców dzieci ze starszych klas, są kiermasze itp. Jednak nawet kupując z „drugiej ręki”, zapłacimy ok. 150 – 200zł. Do tego trzeba dokupić ćwiczenia, zeszyty, przybory. Czy naprawdę nie da się inaczej? Czy nie można skorzystać z rozwiązań innych, bardziej „cywilizowanych” krajów jak Niemcy czy USA, gdzie książki dostaje się w szkole i przechodzą z roku na rok?
Słyszałam ostatnio w radio, że tegoroczne ceny podręczników są rekordowo wysokie. Żeby tego było mało wielu uczniów nie ma możliwości odkupienie książek od starszych kolegów. Mówi się, że nauczyciele nie pomagają rodzicom. Często zmiany podręczników, nawet co rok – dwa zmuszają rodziców do kupna nowych, dużo droższych podręczników.
Książki to nie jedyne wydatki, jakie muszą ponieść rodzice przed 1 września. Plecak, zeszyty, piórnik, długopisy, ołówki, kredki, gumki, kleje, strój na w-f, trampki. Można by wymieniać długo. A pieniędzy w portfelu, z każdym zakupem ubywa. Średni koszt wyprawki waha się od 400zł do nawet 600-700zł. A gdzie jeszcze ubrać dziecko?
W dzisiejszych czasach w szkołach, szczególnie gimnazjach, zobaczyć można barwny pokaz mody. Nie masz firmowego plecaka czy spodni, od razu krzywo na Ciebie patrzą. Współczuję szczególnie rodzicom dziewczynek, one są szczególnie przewrażliwione na punkcie mody i najnowszych trendów. Dochodzi do sytuacji, że koszulka jednego dnia jest supermodna, drugiego zaś ląduje na dnie szafy, bo ten kolor nie jest już w modzie i w ogóle wstyd się ludziom w tym pokazać. A biedni rodzice łapią się za głowy i kieszenie.
Przychodzi sądny dzień, 1 września. Wyprawka kupiona, dziecko w szkole. Wydaje się, że wszelkie wydatki mamy już za sobą. Nic bardziej mylnego. Trzeba zapłacić ubezpieczenie, komitet i kolejna stówka wyfruwa z kieszeni.
A tak swoją droga komitet to ciekawa sprawa. Niby opłata nieobowiązkowa, jednak nie raz słyszy się, że z dobrowolnością jest różnie. Swego czasu głośno zrobiło się o szkole w Rakowcach Wielkich. Podobno uczeń, który nie zapłacił tej „nieobowiązkowej” opłaty, mógł zapomnieć o świadectwie. W szkole córki mojego znajomego było podobnie. Usłyszał „Jeśli nie zapłaci Pan komitetu, córka nie dostanie nagrody za dobre wyniki’. Cóż miał zrobić? Zapłacił.
Wprawdzie nie mamy dziecka w wielu szkolnym, jednak już za niecałe dwa tygodnie czeka nas bardzo ważny, pierwszy dzień w przedszkolu. Maluszek zachwycony, że pójdzie „do dzieci”, u nas entuzjazm nieco ostygł po ostatniej sesji Rady Miasta. Mówię oczywiście o podwyżce opłat. Zapisując dziecko do przedszkola wiedzieliśmy mniej więcej ile będziemy płacić. Chodziły plotki o podwyżce, jednak nikt nie wiedział o jakiej kwocie mowa. Kiedy przeczytałam o podwyżce, poczułam się oszukana. Dlaczego 1 kwietnie, w dniu kiedy ruszyła rekrutacja, nie powiedziano mi ile zapłacę? Dlaczego RM nie ustaliła tego wcześniej? To jakbym idąc do pracy miała zarabiać 2000zł, a potem dostaje nagle 1200zł.
Opłata za przedszkole w naszym mieście jest naprawdę wysoka w stosunku do innych pobliskich miast. W Jeleniej Górze po podwyżce płaci się 250zł, czyli mniej niż u nas przed podwyżką. We Lwówku maksymalna miesięczna opłata to 272 zł. Takie przykładów jest naprawdę dużo.
Tak więc rodzice – przed nami kolejna bitwa z „systemem edukacji”. Trzymajmy się razem i zwyczajnie, po ludzku, „nie dajmy się”. Przecież żaden rodzic nie chce oszczędzać na dziecku, ale niech to będą wydatki uzasadnione i naprawdę potrzebne. Życzę wam więc z tej okazji spokoju ducha… i samych piątek w dzienniczkach waszych pociech i promocji w sklepach :)