9 października 2013r. godz. 21:05, odsłon: 4227, Boletus/Bolec.infoPrawdziwki, podgrzybki i … schowane kaczorki
A coś mi mówi, że naszym zakłamanym do potęgi hierarchom (patrz: ostatnia wypowiedź arcybiskupa Michalika) nie tylko nie uda się go ugasić, ale pożar jeszcze bardziej się rozszerzy-pisze w nowym felietonie Boletus.
(fot. Bolec.Info)
Spóźniłem się ze swoim comiesięcznym felietonem nie dlatego, że nie było o czym pisać, wprost przeciwnie: dzieje się ostatnio sporo ciekawych rzeczy. Spóźniłem się, bo felietony musiały ustąpić przed… wysypem grzybów! Muszę w tym momencie uczynić osobiste wyznanie: jestem wielkim, wręcz maniakalnym, miłośnikiem zbierania grzybów. Nie tyle ich spożywania, co właśnie – samego zbierania. Kiedy przychodzi jesień i pojawiają się grzyby – wszystko inne przestaje dla mnie istnieć. Zaczynają się łowy… W końcu nieprzypadkowo przybrałem taki, a nie inny pseudonim, pod którym tutaj piszę (jak by ktoś jeszcze nie wiedział: „boletus” to łacińska nazwa… prawdziwka, no a do tego ładnie komponuje się z Bolesławcem!)
No i tak się stało, że przez ostatnie 2-3 tygodnie odwiedzałem regularnie nasze przepiękne, acz miejscami mocno już niestety pokiereszowane i przetrzebione przez dzielnych leśników, Bory Dolnośląskie i wychodziłem z lasu z równie pięknymi i dorodnymi prawdziwkami, podgrzybkami, tudzież smakowitymi maślakami. Kiedy wreszcie moja druga połowa odmówiła stanowczo dalszego przerobu grzybów (oj jest z tym roboty, jest!), musiałem spasować i siłą rzeczy wróciłem do rzeczywistości.
A rzeczywistość, jak zwykle niestety, nie wygląda najciekawiej. Na świecie kolejne krwawe wydarzenia (atak terrorystyczny w Nairobi), Stany Zjednoczone bez budżetu, Putinowi gaśnie, dopiero co zapalony, olimpijski ogień… A u nas? Co u nas?
A u nas, jak zwykle, politycy biorą się regularnie za łby (tym razem głównie z okazji zbliżającego się referendum w Warszawie), Palikot zmienia nazwę swojej partii (która mimo to nadal pozostaje głównie Jego partią), ale niewątpliwie wydarzeniem numer jeden ostatnich tygodni jest afera pedofilska, która z dalekiej Dominikany przeniosła się do nas i zatacza coraz szersze kręgi.
Nie muszę chyba dodawać, bo to już każdy w Polsce wie, że afera dotyczy wysokich, ale i tych „mniej wysokich” dostojników naszego Kościoła. Od siebie powiem tylko tyle: jeśli przez całe lata, a nawet dziesięciolecia udawało się, że nie ma problemu, a problem był i to poważny, no to nie ma co się dziwić, że kiedy wreszcie wybuchł pożar, to nie tak łatwo będzie go ugasić. A coś mi mówi, że naszym zakłamanym do potęgi hierarchom (patrz: ostatnia wypowiedź arcybiskupa Michalika) nie tylko nie uda się go ugasić, ale pożar jeszcze bardziej się rozszerzy. Kiedy ludzie odważą się wreszcie mówić…
Tylko, że jakoś mi nie żal wszystkich tych nadętych (i rozdętych) biskupów, kanclerzy i innych, którzy przez lata całe, wiedząc doskonale o wszystkim złym, co dzieje się w Kościele, nie tylko nie reagowali w żaden sposób, ale jeszcze mieli czelność grzmieć z ambon na nas – biednych maluczkich, którzy w porównaniu z nimi okazali się prawdziwymi niewiniątkami…
Dość o tym. Na koniec jeszcze słów parę o wielkim wydarzeniu, jakie miało miejsce w naszym mieście już prawie 2 tygodnie temu. Otóż w ostatnią niedzielę września nawiedził nas sam… Jarosław Kaczyński!
Przyznać trzeba uczciwie, czy ktoś go lubi , czy nie, że jest to jeden z niewielu polityków w Polsce, który jest w stanie zapełnić każdą, nawet niemałą, salę. Tak też było i w Bolesławcu. Sala kina „Forum” została wypełniona po brzegi, w większości ludźmi starszymi, w większości pewnie zwolennikami PiS.
Prezes Kaczyński jak zwykle mówił z głowy (nie każdy to potrafi!), do tego mówił jasno i zrozumiale, no a mówił to, co już doskonale wszyscy znamy. Krytykował obecny rząd, wypunktował bezlitośnie to, co jego zdaniem jest złe i nieudane (i w co najmniej paru punktach miał, niestety, rację). A przy tym cały czas padały obietnice – co też Kaczyński i jego ekipa zrobią, jak dojdą do władzy. No i tu pojawiła nam się (który to już raz?) wspaniała wizja powszechnego szczęścia i dobrobytu. Wszystko pięknie i ładnie, gdyby nie jedno małe „ale”. Może niektórzy już zapomnieli, ale Kaczyński z PiS-em już rządzili w Polsce.
Wprawdzie „tylko” dwa lata, ale – cudów nie było. Za to były afery, aresztowania, szalejący Ziobro, spektakularne akcje superagenta Tomka, pieniądze podrzucane śp. Andrzejowi Lepperowi, żeby się go pozbyć i marszałek Dorn, któremu ochroniarze musieli wyprowadzać psa na spacer. Więc ja już w żadne zapowiedzi nie wierzę. Jak zobaczę, to uwierzę.
A póki co, to przy okazji wizyty Kaczyńskiego w Bolesławcu wyszła sprawa ciekawa, a dla mnie wręcz śmieszna. Otóż każdy uważny obserwator spotkania w kinie „Forum” zanotował, że zabrakło w nim… gospodarza miasta – prezydenta Romana!
Mało tego. Nie było też nikogo z jego świty, włącznie z bardzo charakterystyczną, znaną z obecności na wszystkich dosłownie uroczystościach i ważnych wydarzeniach w mieście wiceprzewodniczącą Rady Miasta. Czyżby jakiś zakaz? Był tylko, oddelegowany – prawdopodobnie z misją przekazania dokładnej relacji – przewodniczący Pokładek. Żeby było jeszcze zabawniej – nie było też miejskich władz PiS-u z przewodniczącym Russem na czele.
Nic więc dziwnego, że szef dolnośląskich struktur tej partii – Adam Lipiński, jeszcze przed wejściem Prezesa na scenę, najzwyczajniej w świecie, publicznie, przy pełnej sali opierd…. miejscowych działaczy, a to za to, że słabo działają, a to za to, że jak na takie duże miasto mają za mało członków, no i w końcu za to, że nawet się nie pokazali na sali. Ot takie sobie schowane „kaczorki”…
A o tym dlaczego ich wszystkich na tak ważnym spotkaniu nie było, może napiszę w którymś z kolejnych felietonów. Póki co, chyba znowu ruszę w las, bo natura jednak ciągnie wilka… do grzybów. Póki jeszcze są.
Boletus