~ bardzo ale to bardzo ciekawe lekarz o niezalogowany
4 stycznia 2015r. o 12:52
Czytalem juz o tym i chcialbym bardzo znac wasze zdanie,oponentow rowniez boto Polska wlasnie!!!! Troche dlugie ale warto przeczytac nas to dotyczy PACJENTOW:
Lekarz przeciw lekarzom
– Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Dziś jak się ma mercedesa, chce się lexusa. Rezydencja pod miastem, mieszkania dla dzieci, samochód, no i praca siedem dni w tygodniu. Koledzy na bloku operacyjnym rozmawiają o tym, czy teraz sobie kupić hybrydowego lexusa, czy najnowsze bmw – w rozmowie z „FiM" mówi doktor Grzegorz Luboiński*, współzałożyciel grupy ds. rozwiązywania problemów etycznych w środowisku lekarskim przy Fundacji Batorego.
Jest wybitnym onkologiem. A jednak zamiast leczyć, ratować i operować ludzi, siedzi w gabinecie internistycznym warszawskiego Centrum Onkologii. Tak zadecydował dyrektor zadłużonej po uszy placówki. Doktor Grzegorz Luboiński* w spokoju czyta więc codzienną prasę i przegląda witryny w internecie. Z drugiej strony drzwi – tłumy ludzi czekają w kolejce do specjalisty. On dziennie konsultuje góra kilku. W tym samym czasie ludzie umierają, czekając tygodniami w kolejce do onkologa. Podpadł dyrektorowi tym, że przed dwoma laty publicznie na dużym zebraniu skrytykował jego wypowiedź. Luboiński zresztą zawsze mówił głośno o tym, co mu w branży nie pasuje. Aż się doigrał.
– Nie żal Panu?
– Żal mi pacjentów. Złożyłem nawet doniesienie do prokuratury na dyrektora, że jego polityka kadrowa doprowadziła do pogorszenia jakości leczenia. Niedługo miną dwa lata i nic się w tej materii nie dzieje.
– A związki zawodowe?
– Takie jak doktora Bukiela? W jeden dzień zapisało się 200 lekarzy! Załatwili, co chcieli, a więc podniesienie stawki za dyżury, i przestali kogokolwiek interesować, teraz nawet nie pamiętają, czy są w związku. Dziś nikt o nich nie słyszy. A efekt jest taki, że za dyżur w sobotę i niedzielę lekarz ma tyle pieniędzy co za cały miesiąc pracy. Jeszcze dostaje dzień wolny po tym dyżurze. Oczywiście płatny. Tylko że zamiast odpoczywać, idzie do innej roboty, gdzie ma ustawionych pacjentów. W Warszawie jest lecznica ordynatorsko-profesorska, która od zawsze nazywa się łowiskiem. Jak pacjent chce się dostać do szpitala, to musi najpierw iść do ordynatora na kilka prywatnych wizyt.
– To przecież w kraju norma. Do tego akceptowana zarówno przez pacjentów, jak i środowiska lekarskie.
– Środowisko jako takie nie istnieje. Lekarze zachowują się jak wilcza sfora. Młode wilki starają się za wszelką cenę dogonić starych wyjadaczy. W 40-osobowym sądzie lekarskim są cztery nowe twarze, a reszta to starzy wyjadacze. Rotacja odbywa się co dwie kadencje, kiedy przewodniczący zamienia się na stołki z zastępcą. Jest totalny tumiwisizm. Kiedy założyliśmy grupę do walki z korupcją, ujawniła się grupa studentów ostatniego roku medycyny. Poparli, rozdawali koperty z hasłem: Pracuję, nie biorę.
– Co się z nimi stało?
– Załapali się chłopcy za dobre etaty i przestało ich to interesować.
– A jest wyjście?
– Postulowałem swego czasu, żeby wprowadzić elektroniczne monitorowanie kolejek do lekarzy w tak zwanej publicznej służbie zdrowia. Jeżeli pan Kowalski jest wpisany jako piąty w kolejce do planowej operacji, a nagle okazał się pierwszy, to jeśli nie ma merytorycznego uzasadnienia, za tego Kowalskiego NFZ nie płaci. Nic prostszego. Tylko że nikogo nie interesuje, żeby to działało!
– Zbyt wielkie pieniądze za tym idą?
– Oczywiście! Hasło „Pokaż lekarzu, co masz w garażu" jest wciąż aktualne. Ogromne fortuny, rezydencje podmiejskie z ogrodnikami i kierowcami wyrosły na badaniach klinicznych. Tylko że ci ludzie nie zasługują na to merytorycznie. I to nie spotyka się z ostracyzmem. Dziadek, który był lekarzem, opowiadał, że jak przed wojną jakiś lekarz w miasteczku pobił żonę, to wkrótce nikt go nie zapraszał i nikt u niego nie bywał, a w końcu wyniósł się do innego miasta. W tej chwili jeśli przeciwko lekarzowi toczy się postępowanie prokuratorskie, to on wciąż pracuje i do tego odpowiada za szkolenie lekarzy.
– Nikt nie protestuje?
– W Ministerstwie Zdrowia jest strona do walki z korupcją. Od kilku lat nikt tam nic nie zmienił poza hasłem, że korupcja jest be.
– W branży panuje przyjaźń czy układy?
– Układy. Oni się odpowiednio dobierają. Fikcyjne konkursy, warunki ustawione tak, żeby je spełniał konkretny człowiek. Priorytetem w tym zawodzie jest pęd za pieniędzmi. Nie interesują nikogo problemy moralne, etyczne czy jakość leczenia. Nikt tego nie egzekwuje. Nie ma pracy naukowej. Nie ma polityki zdrowotnej. Skończył się dyżur, nikt nie umarł. Dobrze.
– Za podobne słowa postawili Pana przed Izbą Lekarską.
– Mam postawione zarzuty o wyrażanie opinii o środowisku bez zachowania należytej staranności. A przecież ja zachowuję ogromną staranność. Polega ona na tym, że nie podaję nazwisk. To jest wyraz troski o to, żeby środowiska nie zdeptać. Dziś to jest towarzystwo wzajemnej adoracji, bardzo dobrze opłacane. Przewodniczący Naczelnego Sądu Lekarskiego dostaje 19 tys. zł pensji, a do tego nie rezygnuje z pracy zawodowej, która jest przecież zupełną fikcją. Prezes Okręgowej Izby Lekarskiej zarabia około 14 tys. zł na miesiąc, a niezależnie od tego jest dyrektorem szpitala i ordynatorem oddziału.
– Może to sprawia, że lekarze już nie mają ochoty brać...
– Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jak ktoś miał malucha, to chciał mieć dużego fiata. Dziś jak ma mercedesa, chce lexusa. Rezydencja pod miastem, mieszkania dla dzieci, samochód, no i praca siedem dni w tygodniu. Koledzy na bloku operacyjnym rozmawiają o tym, czy teraz sobie kupić hybrydowego lexusa, czy najnowsze bmw. Lekarze tak dobrze zarabiają na dyżurach, że teraz pazurami się trzymają, żeby dyżurować. Internista będzie dyżurował na oddziale chirurgicznym, chociaż w razie czego i tak będzie musiał zatelefonować do szefa, ale pieniądze za dyżur dostanie. Dyżur stał się socjalem! (chyba w takim razie eldorado, a nie socjalem... RK) Źródłem podwyższenia zarobków lekarzy. To wszystko dzięki działalności związków zawodowych lekarzy.
– Faktycznie tak dużo można zarobić?
– Za 48 godzin dyżuru w niejednym szpitalu – prawie 4 tysiące złotych na rękę. Potem dzień wolnego. Płaci się też za dzień pod telefonem. Lekarz siedzi w domu i jedyne, czego nie może, to napić się piwa, bo musi się stawić na wezwanie. Za ten fakt ma następny dzień wolny i idzie do pracy w prywatnym szpitalu. Przecież to jest niemoralne! Ideą dnia wolnego jest odpoczynek, a nie dorabianie. (facet przesadza... RK) Izby lekarskie tego nie kontrolują. NFZ sprawdza tylko, czy danego lekarza nie ma w publicznej placówce.
– Jak na Pana krytykę reagują koledzy?
– Przecież wszyscy tak robią, to dlaczego ty się czepiasz? Panie doktorze, dlaczego pan tak głośno o tym mówi?!
– No właśnie – dlaczego?
– Żeby móc patrzeć w lustro. Mówię do koleżanki, której asystuję podczas operacji: Mogłabyś staranniej zaszyć. „Staranniej to ja zaszywam w prywatnym szpitalu" – odpowiada przy instrumentariuszkach, anestezjologu...
– Mamy teraz pacjentów ważnych i ważniejszych?
– Zawsze tak było. Jak w latach 80. byłem kierownikiem kliniki, to odbierałem telefony w stylu: „Dzień dobry, tu Ministerstwo Zdrowia".
– Stawał Pan na baczność?
– Na siedząco pytałem, czy całe. Kiedy pani sekretarka odpowiadała, że nie, odkładałem słuchawkę. Być może lekarze w mniejszych społecznościach zajmują się jeszcze leczeniem ludzi. W dużych miastach chłopcy zatracają się w pogoni za pieniądzem. – Jeśli chodzi o nauki medyczne, to ja mam określenie SKM, czyli System Kreuje Miernoty. To już jest drugie pokolenie miernot. Kiedyś gremialnie wyjeżdżaliśmy na zagraniczne staże, chociaż nie było na to pieniędzy. Dziś, kiedy świat stoi otworem, mamy pojedyncze wyjazdy, i to na jak najkrótsze staże. Doszło do tego, że laboranci z krajów skandynawskich nie mają o czym rozmawiać z naszymi luminarzami. Polacy nie rozumieją, o czym tamci gadają. Na zjazdach międzynarodowych są lekarze z Czech, Słowacji, Węgier, a nawet Estonii, ale Polak trafia się szalenie rzadko. Współczesna medycyna to nieco więcej niż nóż i słuchawki. To także robotyzacja. Tymczasem w Polsce mamy jednego robota chirurgicznego. Na Białorusi są chyba trzy.
– W Polsce większym wzięciem od naukowych badań cieszy się drużyna doktora Chazana. Dziś lekarzowi wypada być przeciwko aborcji?
– A kto jest przeciwko?! Senator, który się przyznał, że wyskrobał dwie wille? Wystarczy zajrzeć do pierwszej lepszej gazety. Ogłoszenia dotyczące usług lekarskich: Ginekolog farmakologicznie, skutecznie, tanio; Ginekolog pełna pomoc; Ginekolog od A do Z; Ginekolog przywróci cykl bezboleśnie. Przecież wszystkie ogłoszenia ginekologiczne dotyczą przerywania ciąży! A środowisko udaje, że tego nie widzi. Pamiętam czasy, kiedy w szpitalu kobiety niemal hurtowo przychodziły na „skrobankę", bo to była znana metoda antykoncepcji. Gdy kobieta mówiła, że jest w ciąży, jedno z pierwszych pytań, które zadawał ginekolog, brzmiało, czy chce tę ciążę utrzymać. Co się stało z tymi tysiącami skrobanek, które nagle przekształciły się w 200 aborcji rocznie? Przecież to jest bzdura, kolejna hipokryzja!
– To jest katolicka poprawność.
– Nawet jak pracowałem w Kuwejcie, gdy były wskazania lekarskie, aborcja nie podlegała dyskusji. W Polsce czytam reportaż, jaka to dzielna kobieta była, że nie leczyła raka, urodziła dziecko, a sama umarła w miesiąc po porodzie. Nie jestem przekonany, że to heroizm. Rozumiem, że profesor Chazan może zbierać podpisy pod całkowitym zakazem aborcji. Można różne fikcyjne prawa tworzyć.
– Polityka zdrowotna w Polsce też jest fikcją?
– W ciągu 25 lat żaden z rządów nie prowadził polityki zdrowotnej. Ja postulowałem, żeby w nowej ustawie o NFZ napisać m.in., że prawo do bezpłatnej opieki stomatologicznej przysługuje dzieciom do 18 roku życia, kobietom w ciąży i osobom niepełnosprawnym. Dziś „jedynkę" to można mieć leczoną białą plombą, a „szóstkę" to już nie. W tej samej ustawie powinno być zapisane, że kobieta, która nigdy nie robiła mammografii i po 50 roku życia zachorowała na raka piersi, nie ma prawa do bezpłatnej rekonstrukcji piersi i leczenia zachowawczego.
– Obrońcy człowieka powiedzą, że to niehumanitarne!
– Oczywiście, politycznie to jest szalenie niepopularne. Opozycja zaraz to okrzyczy, ale przecież tak się robi w cywilizowanym świecie. Leczenie oszczędzające z radioterapią jest pięciokrotnie droższe, a rekonstrukcja piersi – dziesięciokrotnie droższa niż amputacja. Nie da się stworzyć społeczeństwa pełnej szczęśliwości. Próbowaliśmy, ale się nie udało. Dlatego trzeba stworzyć mechanizmy egzekucyjne. Połowa kobiet, które zachorują na raka szyjki macicy, umiera. Tymczasem od wystąpienia do pierwszych objawów choroby mija 5–7 lat. Nie ma standardów postępowania.
– Są za to opłacalne procedury.
– Każdy szpital o nie zabiega. Wszyscy na przykład robią koronarografię, bo się opłaca. A że pacjent nie doczeka później wizyty u kardiologa?! Szpitale się zadłużają nie tylko dlatego, że są źle zarządzane, ale i dlatego, że nie ma żadnego systemu standaryzacji postępowania. To jest coś, co można egzekwować. Tylko że w Polsce nie ma żadnej procedury oceny jakości lekarzy. Powinno być jasne, ile dany lekarz przeprowadził operacji, ile było powikłań, ile sukcesów. To byłby jasny i transparentny system. Nikt tego nie robi. Wie pani, jaka jest różnica między Panem Bogiem a polskim chirurgiem? Pan Bóg nie uważa się za polskiego chirurga.
– Ministerstwo Zdrowia proponuje za to, żeby każdy pacjent z nowotworem stawał przed 6-osobowym konsylium.
– Pomysł tzw. ministra Arłukowicza to jest zbiór życzeń i absurdów. Z tego absolutnie nic nie wyniknie. Trzeba zupełnie nie znać realiów, żeby coś takiego wymyślić. Jeśli dziennie zgłasza się 30–40 nowych pacjentów onkologicznych, to jak i po co dla każdego szukać konsylium? Niech pan minister nie opowiada głupot, tylko zajmie się tworzeniem i egzekwowaniem standardów. Dla każdego pacjenta nie jest potrzebne konsylium. Nad każdym pacjentem nie trzeba dzielić włosa na czworo, tylko szybko i skutecznie leczyć.
Rozmawiała Oksana Hałatyn-Burda
* Doktor Grzegorz Luboiński – ponad 40 lat pracy w zawodzie. Autor lub współautor ponad 40 prac naukowych. Był kierownikiem Oddziału Zabiegowego Kliniki Chirurgicznej Centrum Onkologii w Warszawie, Oddziału Zabiegowego Kliniki Nowotworów Piersi, Zespołu Chirurgii Onkologicznej w Szpitalu MSWiA w Warszawie, Pododdziału Chirurgii Endokrynologicznej, kierownikiem Oddziału Zabiegowego Kliniki Nowotworów Głowy i Szyi Centrum Onkologii, a wreszcie – Naczelnym Chirurgiem Centrum Onkologii. Przy Fundacji Batorego współtworzył grupę do walki z korupcją w służbie zdrowia