17 lutego 2014r. godz. 21:12, odsłon: 25007, Bolec.Info/K.KrzemińskiCo w rodzinie to nie zginie?
Najpierw mama-radna głosuje za „pracowniczą prywatyzacją” spółki, a później córka-prezes ją kupuje. Wszystko ok?
(fot. MZRL)
O sprawie pisaliśmy już przed kilkoma miesiącami w tekście Kto kupi Miejski Zakład Rehabilitacji . Dziwiło nas beztroskie zachowanie wieloletniej przewodniczącej rady miasta Janiny Piestrak-Babijczuk, a prywatnie matki Doroty Babijczuk-Borucińskiej kierującej Miejskim Zakładem Rehabilitacji Leczniczej. Radna podczas głosowania nad sprzedażą miejskiej spółki, zamiast skorzystać z przysługującego jej prawa „wstrzymania się od głosu” zagłosowała „za”. Pani Radna nie ma sobie nic do zarzucenia.
Bardzo ciekawy jest również sam proces sprzedaży spółki, a przede wszystkim wybór trybu w jakim jej dokonano.
- Rada gminy uważa, że nie ma ekonomicznego uzasadnienia utrzymywania takich jednostek, które przynoszą stratę bądź wykazują symboliczne zyski. – czytamy w uzasadnieniu uchwały. - Mając na uwadze, iż na rynku bolesławieckim działają co najmniej trzy duże podmioty świadczące usługi rehabilitacyjne, wspieranie ze środków publicznych jednego z nich, naruszałoby zasady konkurencji rynkowej.
To tłumaczenie jest tym ciekawsze, że takie myślenie nie przeszkadza Urzędowi Miasta Bolesławiec w prowadzeniu m.in. samorządowej kawiarni, sklepu, siłowni, sauny (a już niedługo SPA) czy świadczeniu usług reklamowych.
Rada postanowiła skorzystać z tzw. „prywatyzacji pracowniczej”, która miała sprawić, że właścicielami spółki staną się jej pracownicy i to oni wezmą „pełną odpowiedzialność za prowadzoną działalność gospodarczą”. W komunalnej firmie zatrudnionych jest 9 osób: siedmiu rehabilitantów, recepcjonistka oraz dyrektor Dorota Babijczuk-Borucińska, prezes jednoosobowego zarządu spółki. Każdy z pracowników mógł nabyć równą ilość udziałów, jednak ostatecznie wszyscy poza Dorotą Babijczuk-Borucińską zrezygnowali z prawa do zakupu udziałów i jedynym właścicielem spółki została dotychczasowa Pani Prezes. Kosztowało ją to nieco ponad 187 tysięcy zł. Co tak naprawdę kupiła? Spółka nie jest właścicielem budynku. Majątek spółki to przede wszystkim sprzęt i wyposażenie. Ważnym jego składnikiem są też kontrakty z NFZem. - Po 10 latach ten Zakład ma ogromną renomę i sprawdzonych pracowników – powiedział Piotr Roman.
Czy fakt, że zamiast stać się „spółką pracowniczą” Miejski Zakład Rehabilitacji Leczniczej w całości znalazł się w rękach jednej osoby można uznać za porażkę Urzędu Miasta? A może jest to realizacja z góry ustalonego planu? Czy ten scenariusz dało się przewidzieć?
Średnia pensja w zakładzie to jedynie 1892zł brutto miesięcznie. Sama Dorota Babijczuk-Borucińska zarobiła w 2012 roku 58 331,28zł brutto jako kierownik placówki oraz 31 104 zł jako prezes zarządu MZRL. Jeden udział kosztował 976zł (spółka została podzielona na 192 udziały).
Podczas posiedzenia wspólnego komisji Rady Miasta 26 lutego 2013 radny Arkadiusz Krzemiński dociekał, czy aby pracownicy będą zainteresowani nabyciem i zatrzymaniem udziałów i sugerował, że inny tryb sprzedaży spółki przyniósłby miastu więcej pieniędzy. Usłyszał wtedy od Prezesa MZRL Doroty Babijczuk-Borucińskiej , że „jej zdaniem ludzie, którzy tworzyli tę Spółkę i pracują w niej po 10 lat będą mieli zapewnienie, że cząstka ich życia, które włożyli w tworzenie i organizowanie Spółki, zostanie w ich rękach. Zaznaczyła, że Spółka nie zostanie sprzedana, ponieważ osoba zewnętrzna może Spółkę zamknąć. Dodała, że Spółka dzierżawi pomieszczenia. Poinformowała również, że na zebraniu pracowników, pracownicy wypowiedzieli się, że jeżeli mieliby być oddani w ręce zewnętrzne, to wolą wykupić udziały i dołożyć starań ze wszystkich sił, żeby ta Spółka istniała i dalej służyła ludziom, którzy potrzebują pomocy”(cytat z protokołu z posiedzenia komisji).
Co o tym myślicie, drodzy Bolecnauci? Zapraszamy do dyskusji.
Sonda Bolec.Info
Jak oceniasz sprzedaż Miejskiego Zakładu Rehabilitacji Leczniczej?
Wszystko ok
To skandal!
Nie mam zdania