26 marca 2012r. godz. 09:55, odsłon: 3678, BoletusDezercja czy delegacja
Nowo-Stary Teatr nam się narodził - pisze Boletus w najnowszym felietonie.
(fot. Bolec.Info)
Nowo-Stary Teatr nam się narodził (a w BOK-MCC hula wiatr…)
Tak, drodzy Bolesławianie: mamy z powrotem Teatr w mieście. W mieście i w powiecie, bo Teatr to właściwie Powiatowy, nie Miejski, co nie jest tutaj bez znaczenia i do czego jeszcze wrócę.
Przez kilka dni ubiegłego tygodnia odnowiony Teatr Stary (bo tak się właściwie bolesławiecki teatr nazywa) był uroczyście otwierany – najpierw dla tzw. szerokiej publiczności, potem dla gości zaproszonych, dalej – dla młodzieży i w końcu – dla widza najmłodszego.
Według mnie warto było go tak długo i uroczyście otwierać, bo naprawdę wart był (i jest) odwiedzenia i obejrzenia. Ja też Nowo-Stary Teatr odwiedziłem, dość uważnie obejrzałem i stąd, tutaj i teraz, parę refleksji na gorąco.
Odnowiony Teatr Stary jest… piękny. Po prostu piękny! W dzisiejszych czasach, w czasach pośpiechu i bylejakości, kiedy tzw. fachowcy potrafią spieprzyć wszystko, co tylko się da, to, co zobaczyłem w naszym teatrze, pozwoliło mi uwierzyć, że jednak są w tym kraju ludzie, którzy potrafią swoją robotę wykonać dobrze.
W skromnym, ale bardzo profesjonalnym folderze, który zaproszeni goście otrzymywali w dniu Wielkiej Gali Otwarcia, a który przygotowała pani Katarzyna Mularczyk-Biegasiewicz, na co dzień rzecznik prasowy Starostwa Powiatowego (brawo, pani Kasiu!) są szczegółowo wymienieni wszyscy „autorzy” odnowionego teatru – począwszy od fazy projektu po oświetlenie wnętrza i iluminację zewnętrzną, dlatego nie będę ich tutaj wymieniał.
Mnie osobiście spodobało się kilka rzeczy, o których tu teraz powiem.
Po pierwsze: bardzo ładne (a przy tym wygodne!) fotele, obite (a jakże!) czerwonym pluszem. Dzięki Bogu, nikomu nie przyszło do głowy wstawiać jakichś nowoczesnych chromo-niklowanych szkaradzieństw, na których na dodatek nie dałoby się siedzieć!
Po drugie: estetyczna i funkcjonalna scena z ciekawym zapleczem (pomysłowa „Uliczka Teatralna” na piętrze!). Do tego, zamontowany wokół sceny nowoczesny system „wyłapywaczy” dźwięku, jak ja to sobie nazwałem, a co za tym idzie – rzecz niesłychanie ważna w każdym teatrze: świetna akustyka! Którą, nie zapominajmy, zawdzięczamy częściowo niemieckim budowniczym teatru sprzed 150 lat – nasz teatr został bowiem zaprojektowany w takim kształcie, który dobrej akustyce po prostu sprzyja.
I wreszcie po trzecie: coś, co mnie urzekło zupełnie – tkwiący pośrodku plafonu teatru, dla mnie jego serce i dusza od tej pory – cudnej urody, mieniący się wszystkimi kolorami, wielki, a jednocześnie delikatny, ażurowy żyrandol (ponoć sprowadzony aż z Włoch).
Tych plusów mógłbym przytoczyć jeszcze parę, ale nie o to przecież chodzi. Moja złośliwa natura ukierunkowana jest raczej na wynajdowanie minusów, słabych stron i tzw. czepianie się. Przyznam, że w tym przypadku naprawdę nie ma się do czego przyczepić.
Mało tego. Nowo-Stary Teatr Nasz Kochany, mimo, że jest w tej chwili, po renowacji, placówką w pełni nowoczesną, wyposażoną we wszystkie niezbędne udogodnienia i naszpikowaną wręcz różnego rodzaju zabezpieczeniami, w żadnym wypadku nie utracił przy tym swojego dawnego DUCHA! I niech ten DUCH w nim pozostanie kolejne 150 lat i dłużej!
Stąd gratulacje należą się i wszystkim wykonawcom i władzom Powiatu Bolesławieckiego za to, że do takiego finalnego efektu doprowadzili. Nie będę wymieniał nazwisk autorów sukcesu, były one podawane wielokrotnie, m.in. na Wielkiej Gali Otwarcia. Tu chcę tylko wspomnieć o niezwykle ponoć skromnej pani inżynier z Wydziału Inwestycji Starostwa Powiatowego, która poświęciła teatrowi mnóstwo czasu i wysiłku, i mam tylko nadzieję, że jest teraz szczęśliwa, bo było warto! Oby więcej takich skromnych i pracowitych w naszym kraju, w naszym mieście, w naszym otoczeniu…
Żeby nie było tak do końca słodko, to w związku z otwarciem teatru zdarzyła się tylko jedna, niezbyt miła, ale jakże znamienna, historia. W mieście już o tym głośno, więc pozwólcie, że i ja wyrażę swoją opinię. Chodzi oczywiście o nieobecność na tejże uroczystości otwarcia prezydenta Bolesławca. To, że pan prezydent osobiście „nie zaszczycił”, to jeszcze nie żaden afront.
Mógł na przykład akurat zaniemóc biedaka, poczuć się gorzej itp. Ale przecież ma dwójkę zastępców: wiceprezydenta i wiceprezydentkę, czy jak to się teraz poprawnie nazywa. Oficjalnie ogłoszono, że wszyscy troje udali się akurat w tzw. delegację. Tere fere kuku! Dla mnie to bardziej „dezercja”, niż „delegacja”, ale niech im będzie delegacja… Nie będę się dłużej nad tym, ubolewania godnym, incydentem rozwodził. To po prostu wstyd, i tyle.
Pan prezydent kolejny raz udowodnił, że jego ulubioną dewizą zdaje się być stwierdzenie: „Twój (wasz) sukces jest moją (naszą) porażką!” I „vice versa”. Oj nieładnie, nieładnie tak. Tym bardziej, że taka postawa to broń obosieczna.
Bo jak spojrzymy, teraz już trochę mniej życzliwie (wracam do „siebie”!) na miejski przybytek kultury, który z wielką pompą został oddany parę lat temu (tak, tak, chodzi o „nowy” BOK, z dodatkowym „członem” MCC w nazwie), to po tych paru latach „działalności” (zwłaszcza pod nową dyrekcją) jedno można o nim powiedzieć z całą pewnością: Ma tam po czym hulać wiatr! Ogromna kubatura, mnóstwo pomieszczeń, duże klatki schodowe, sporo powietrza… i nic!
A już na pewno nie uświadczysz w nowopowstałym „centrum kultury” (bo taką rolę miał ten przybytek pełnić) żadnego DUCHA – ani martwego, ani tym bardziej żywego. Żeby było jasne o jakiego ducha chodzi: DUCHA kultury, DUCHA twórczości, DUCHA kreatywnego działania…
No chyba, że panią Beatę Kempę (która „występowała” ostatnio w BOK-u) uznamy za wysokiej klasy, wybitną artystkę. Co przy pewnej dawce wyobraźni nie jest aż takie znowu niemożliwe…
Boletus