29 sierpnia 2012r. godz. 22:07, odsłon: 1905, Bolec.Info/BoletusŚwięto co rusz polewane z nieba
A co do polewania z nieba – już krążą komentarze po mieście, komu niebo „przylało”, a komu nie - pisze w kolejnym felietonie Boletus
(fot. Bolec.Info)
No i kolejne Bolesławieckie Święto Ceramiki w Bolesławcu mamy już za sobą. Było trochę zamieszania tuż przed jego rozpoczęciem, Starsi Bracia z Bractwa Ceramicznego poskarżyli się na łamach Bolec.Info, że Miasto wykorzystuje ceramików do swoich promocyjnych celów, a poza tym to ma ich gdzieś, do tego jeszcze każe im płacić za rozstawienie stoisk na Rynku. Coś było na rzeczy, bo podczas uroczystego otwarcia Święta prezydent Roman wręczył Bractwu wielki czek na nie taką znowu wielką kwotę, a to oznaczało, ni mniej ni więcej, że oddał im to, co wcześniej skasował. No cóż, lepiej późno niż wcale…
Ale potem było już tylko prawie dobrze. Tłumy odwiedzających stoiska ceramiczne, Rynek pełen ludzi z różnych stron świata, a dookoła imprezy towarzyszące, koncerty – słowem: Święto na całego. Nie będę się tym razem czepiał tego, co nie za bardzo wyszło. Ponieważ też mieszkam w tym mieście, teraz – przy okazji naszego wspólnego Święta – chcę tylko o pozytywach. Z konieczności ograniczę się do tych największych.
Były przez te ostatnie dni dwie perełki, które zaświeciły zdecydowanie najmocniej na bolesławieckim firmamencie. Pierwsza – to kolejna już Parada Glinoludów, którzy przeszli w sobotę (przy pięknej słonecznej pogodzie) od ulicy Komuny Paryskiej do Rynku, a tam tłumy ludzi mogły podziwiać to naprawdę niezwykłe zjawisko. Co to Glinoludy, wszyscy u nas już wiedzą, nie będę opisywał. Jednak to, co zobaczyłem w tym roku, szczególnie uradowało moje serce. Oto zobaczyłem w tym niezwykłym, prawdziwie unikatowym korowodzie ludzi w najrozmaitszym wieku – i co cieszy najbardziej – mnóstwo młodych i bardzo młodych ludzi. Co pokazuje w sposób zupełnie jasny, że jeżeli młodzieży zaproponuje się coś spoza szablonu, coś innego, niż cała ta nudna i nijaka sztampa (wylewająca się chociażby z naszej telewizji), to oni na to pójdą. Serce rośnie, panie i panowie!
Szkoda tylko, że uniemożliwiono gościom z zagranicy i Polski obejrzenie korowodu wspaniałych Glinoludów,organizując w czasie parady Glinoludów uroczystość wręczenia Bolesławcowi Tablicy Honorowej Rady Europy.
No i wydarzenie drugie. Sobotni koncert Raya Wilsona i grupy muzyków, którzy mu towarzyszyli (ponoć były wśród nich dwie bolesławianki – brawo!) Rozmawiałem z paroma osobami, które były na tym koncercie, czytałem też pierwsze opinie w Internecie – i tutaj wszyscy są zgodni. Nie było jeszcze koncertu tej miary w Bolesławcu, nie było jeszcze artysty tej klasy, którego można było zobaczyć i usłyszeć podczas Święta Ceramiki przez te wszystkie lata. W pełni się z tymi opiniami zgadzam.
Koncert był świetny, Ray Wilson zaprezentował się znakomicie, nie przeszkodził mu nawet deszcz, który zaczął padać na początku koncertu. Wilson skomentował to z poczuciem humoru, mówiąc, że jest Szkotem i to za nim pewnie przywędrował ten deszcz. Deszcz – tak potraktowany przez artystę – wkrótce przestał padać, a koncert trwał jeszcze długo, z każdym kolejnym utworem wprowadzając publiczność w coraz lepszy nastrój. Duża w tym zasługa samej muzyki spod znaku Genesis, bo to przecież muzyka doskonała i ponadczasowa. Rayowi Wilsonowi udało się jednak w niektóre hity grupy Genesis i samego Phila Collinsa tchnąć nowe życie i rozbujać publiczność. A już przy solowym wykonaniu słynnego numeru Collinsa „In the air tonight” (zaśpiewał go tylko z towarzyszeniem gitary akustycznej) Ray Wilson zupełnie zaczarował widownię.
Tak, niech żałują teraz ci, którzy tego nie widzieli. Nie wiem, komu zawdzięczamy sprowadzenie Raya Wilsona na bolesławieckie Święto. Niezależnie od tego kto to jest, teraz publicznie i zupełnie szczerze gratuluję tej osobie decyzji i takiego wyboru. Warto było!
I mimo, że niebo co rusz polewało niektóre „momenty” Święta (chwilami nawet zdrowo), to w końcu wszyscy szczęśliwie przeżyli, a to jest przecież najważniejsze. A co do polewania z nieba – już krążą komentarze po mieście, komu niebo „ przylało”, a komu nie. W końcu nikt nie zabroni ludziom gadać różnych rzeczy… Ale z drugiej strony patrząc – może jednak coś w tym jest?
Boletus